Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz Czytelnik wygrał z bezduszną windykacją

Redakcja
Jarosław Olszewski przez dziewięć dni w 2008 roku był posiadaczem forda focusa. Kolnych pięć lat wyjaśniał, że nie zalega z opłatą polisy OC za ten pojazd - najpierw towarzystwu ubepieczeniowemu, potem firmom windykacyjnym i sądom

Przygodą z firmą windykacyjną i e-wokandą dla Jarosława Olszewskiego już się skończyła. Kosztowała ona jednak przedsiębiorcę z miejscowości Zaorze (gm. Czerwin) wiele czasu i nerwów. Tak wiele, że postanowił on przestrzec naszych Czytelników przed podobnymi sytuacjami.
- Sedno sprawy zasadza się na tym, że jak otrzymujemy pismo, na którym nie widnieje pieczątka sądu, to wyrzucamy je do kosza. I robimy błąd, bo wyroki elektronicznych sądów mają taką samą moc, jak normalnych - opowiada 31-latek.

Kłopoty Jarosława Olszewskiego zaczęły się w 2008 roku, wraz z kupnem samochodu w komisie w Wysokiem Mazowieckiem. Wprawdzie po dziewięciu dniach ford focus został odsprzedany, ale machina ruszyła.

- Samochód kupiłem 15 września, a sprzedałem 24. A że polisa OC była opłacona w stosunku półrocznym, w momencie zakupu była ważna do lutego 2009 roku. Tym samym przez kilka dni posiadałem auto z polisą opłaconą za pół roku. W dniu sprzedaży pojazdu, prawa i obowiązki wynikające z polisy OC przeszły na nowego nabywcę, niemniej ze swojej strony polisę wypowiedziałem - zrobiłem to dokładnie 29 września. Jednak po dwóch latach ubezpieczyciel to właśnie u mnie upomniał się o "ostatnią ratę składki, której termin zapłaty upłynął w lutym 2009 roku". 21 czerwca 2011 roku przyszła do mnie polisa do zapłaty opiewająca na 1492 zł z terminem płatności 8 września 2008 roku - relacjonuje Jarosław Olszewski. Mieszkaniec gminy Czerwin pozbierał więc dokumenty i wysłał do ubezpieczyciela, potem zadzwonił.
- W rozmowie telefonicznej było niby wszystko w porządku, powiedziano mi, że sprawa zostanie załatwiona polubownie, potrzebny jest tylko mój PESEL. Odmówiłem podania swoich danych, a dwa tygodnie później przyszło kolejne pismo wyjaśniające, że moja reklamacja nie została uznania i po raz kolejny wezwano mnie do zapłaty.
Jarosław Olszewski usiłował tłumaczyć. Dzwonił, wysyłał dokumenty. Na próżno. Jedyną odpowiedzią były coraz bardziej natarczywe wezwania do zapłaty. Najpierw od towarzystwa ubezpieczeniowego, potem od firmy windykacyjnej.

Pierwsza firma windykacyjna, po wyjaśnieniach ze strony Jarosława Olszewskiego - odstąpiła od dalszych roszczeń. Potem był spokój do czerwca 2012 roku, kiedy to przyszło wezwanie do zapłaty w tej samej sprawie, ale z innej firmy windykacyjnej.
- Okazało się, że jakaś firma ze Śląska odkupiła mój dług i teraz to ona jest stroną, której muszę się tłumaczyć. Znowu więc pozbierałem wszystkie dokumenty i przesłałem je pocztą. W odpowiedzi poinformowano mnie, że z dostarczonych im papierów nie wynika, by dług był uregulowany - opowiada 31-latek, który przez kilka miesięcy był zarzucany stertami różnorakich pism (m.in. propozycjami rozłożenia długu na raty, wezwaniami do osobistego stawiennictwa, ostatecznymi wezwaniami do_zapłaty. W końcu otrzymał pismo, z którego wynikało, że jeśli natychmiast nie ureguluje długu - który już przekroczył 2 tys. zł, zostanie wpisany do Krajowego Rejestru Dłużników.

W końcu Jarosław Olszewski przestał wyjaśniać.
- Stwierdziłem, żeby oddali sprawę do sądu, bo dla mnie temat jest zakończony. Tak też się stało. Od razu sprawa została umorzona, a ja od firmy windykacyjnej otrzymałem pismo, że nie posiadam wobec niej żadnego zadłużenia. Stało się tak jednak tylko dlatego, że pisma generowane elektronicznie z e-sądu potraktowałem poważnie. - Wniosek do sądu elektronicznego kosztuje 30 zł, a do normalnego sądu - nawet 10 proc. wartości spornego mienia. Tym samym windy_katorzy często korzystają z sądu elektronicznego wrzucając tam sprawy nawet z góry przegrane. Łudzą się przy tym, że osoby otrzymujące pisma bez pieczątek sądu nie potraktują ich poważnie. Ja uniknąłem kłopotów tylko dlatego, że wertowałem internet i radziłem się prawnika, czy idę w dobrym kierunku. Do wielu jednak osób, nawet takich, które faktycznie nic nikomu nie są winne, kończy się to pukaniem komornika z wyrokiem z e-sądu - przestrzega Jarosław Olszewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki