Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość nie zawsze kończy się przed ołtarzem. Przeczytaj historie miłosne naszych Czytelników

km
Fot.sxc.hu
Ponad czterdzieści prac z miłosnymi historiami otrzymaliśmy na nasz konkurs. W większości historie opisane przez naszych Czytelników miały szczęśliwe zakończenie. Były też takie, które niestety nie miały szansy spełnienia.

_Nagrodę główną, którą jest weekend dla dwóch osób w SPA oraz kolacja w pizzerii Diavolo Perfetto postanowiliśmy przyznać Joannie Pikowskiej._Oto jej historia:

Miłość za 99 zł
Ten kto posmakował miłości, wie, że niezwyczajne spotkania dzieją się w zwyczajny sposób… Tak też było ze mą i Michałem. Historia typowa dla mojego życia, w którym nie może być nudno, a jeśli jest - muszę je sobie urozmaicić, niejednokrotnie pakując się w tarapaty.
Najlepiej zacznę od początku. W listopadowy wieczór postanowiłyśmy z koleżankami przejechać się na któryś z grudniowych weekendów do Krakowa. Na zewnątrz zimno, nudno - krótki wyjazd singielek był wspaniałym rozwiązaniem. Najtańszy Hostel zarezerwowany. Pociągi rozpracowane. Pozostała kwestia rozrywek, dobrej organizacji czasu.
Pewnego wieczoru przeglądając profile męskie na jednym z portali randkowych, w którym zabijałam nudę i próbowałam odzyskać zapłacone 99 złotych, otworzyłam profil chłopaka z Krakowa. Zwyczajny, normalny mężczyzna ze świetnym pro_-_filem. Napisałam więc z zapytaniem o dobre krakowskie knajpy. Odpisał. Niebanalnie - nie proponował popularnych sieciówek, a jedynie małe kameralne knajpki, z których każda słynęła z innych specjałów. Zaczęliśmy ze sobą pisać. O głupotach, o życiu, prześmiewczo z niektórych profili... z naszych randek. Mieliśmy o czym rozmawiać, byliśmy szczerzy, ponieważ odległość od razu narzucała pewne ustalenia - nie spotkamy się. Bezpieczne, bezpośrednie koleżeństwo.
Tymczasem z powodu "nagłego ataku zimy", który ponownie "zaskoczył drogowców", na początku grudnia zrezygnowałyśmy z koleżanka-_mi z wyjazdu do Krako-_wa. Mimo to, moja konwersacja z Michałem trwała nadal. Przyjaciółki zwracały mi uwagę, że zaczynam się uzależniać od maili. Coś w tych uwagach było, ale zupełnie nie dopuszczałam do siebie myśli, że ten mężczyzna, którego nawet głosu nie słyszałam, zwyczajnie mi się podoba. Myśli w podobny sposób, lubi podobne rzeczy i ma to, co tak najbardziej pociąga mnie u mężczyzn - intelekt. Do tego owe "niewidzialne porozumienie" zanim coś pomyślałam, Michał już to pisał ;)
Przełom nastąpił przed świętami Bożego Narodzenia. Michał zaczął naciskać na spotkanie. Ja uparcie trwałam przy swoim, że nie taki był cel naszej znajomości, że nie ma sensu się spotykać, bo to zburzy nasze relacje i przyniesie pewne rozczarowanie... tak było zawsze. Ale uparł się i konsekwentnie dążył do spotkania. W pewnym momencie przedstawił propozycję wspólnego Sylwestra w Poznaniu (stamtąd pochodził i tam miał mieszkanie). Długo się nie zastanawiałam, mając perspektywę spędzenia tego wieczoru w gronie zrzędzących, porzuconych czterech koleżanek, szybko przełamałam się i podjęłam decyzję o wyjeździe._Potraktowałam ten wyjazd jak kolejną przygodę.
W przeddzień wyjazdu do Poznania miałam sen. Śnił mi się mój ślub. Doskonale pamiętam, że był to 4 września. Byłam w kościele, daleko pod chórem i zza filara przyglądałam się memu wybrankowi, który stał pod ołtarzem. Tyłem. Widziałam tylko, że jest to dobrze zbudowany, ciemnowłosy mężczyzna. Obudziłam się z lekkim zaciekawieniem, szybko zapomniałam, spakowałam i pojechałam do Poznania...
Podróż dłużyła mi się znacząco. Obawy, strach, przeświadczenie, że to głupi pomysł, niepokojąco natrętne myśli o rozczarowaniu. Na peronie w Poznaniu czekał na mnie przystojny mężczyzna w płaszczu i kapeluszu. Z pięknymi różami... Ja miałam dla Niego płytę, jak się okazało, taką, której cała rodzina przed świętami szukała dla Niego na prezent, ale nie mogli jej dostać. Ja ją przywiozłam - owe niewidzialne porozumienie...
Poznańska rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Mężczyzna - ideał. Przystojny, konkretny, ambitny, opiekuńczy, zdecydowany etc. Do tego - znajomi, piękno miasta, urokliwe knajpy i Jego Rodzice (tak, tak - poznałam ich...!) wspaniali ciepli ludzie. Zostałam dzień dłużej.
Jednocześnie myśl, co dalej. Zachowałam rezerwę - odległości. On myślał inaczej. Postanowiliśmy pozwolić, by czas zdecydował jak potoczy się nasza znajomość. Wiele zależało ode mnie.
Długo nie wytrzymałam. Na owym portalu randkowym zobaczyłam informację o koncercie jubileuszowym "Raz Dwa Trzy" - wiedziałam, że Michał ich uwielbiał. Zaproponowałam. Następnego dnia ja miałam bilety na koncert, Michał na pociąg do Warszawy. Wszystko toczyło się szybko. Koncert - marzenie. W międzyczasie zaplanowany wspólny wyjazd do Zakopanego.
Cudowny, romantyczny czas, gdzie dwudziestostopniowe mrozy rozgrzewała temperatura naszych serc. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że trafił mi się mężczyzna idealny. Dokładnie taki, jak sobie kiedyś wymarzyłam, zaś moja mama - zapewne wymodliła. Wszystkie koleżanki, słysząc moją historię, dopingują serdecznie. Ba! Nawet obcy ludzie. Jacy my, Polacy, potrafimy być romantyczni! Mój dentysta, po wyrwaniu mi zęba - ósemki - nie chciał ode mnie pieniędzy - kazał mi jechać do chłopaka (jak już wspomniałam w moim życiu nie może być przeciętnie:) ) Moja historia poruszyła w lekarzu nutkę sentymentu, wspominał dziewczynę, która do Niego na studiach przyjeżdżała 10 godz. pociągiem i radość związaną z oczekiwaniem na nią. Zaoszczędzone 150 zł przeznaczyłam na podróż do Krakowa.
Niezauważalnie mijają dwa miesiące. Obecnie dzieli nas kilkaset kilometrów, które okazały się odległością znikomą wobec fascynacji, radości ze spędzania wspólnego czasu i podobnego spojrzenia na świat. Odległość raczej nam sprzyja, dzięki skondensowaniu spotkań w pełni wykorzystujemy każdą chwilę i podejmujemy konkretne, szybkie decyzje.
Dziś, gdy myślę o Michale, na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech i przekonanie, że przeznaczenie dopada nas w najmniej oczekiwanym czasie. Nie da się tego zaplanować. Jestem pewna, że owe 99 złotych opłaty za portal było najlepszą inwestycją w moim życiu tym bardziej, że w tym roku wyśniony 4 września to sobota :) Idealny dzień na ślub...

Paulina Dawid:

Miłość zakazana
To była miłość zakazana. A co zakazane, najlepiej smakuje - to wiadomo nie od dziś.
Żyłam w związku przekonana, że to już na dłużej, że to miłość. Ta prawdziwa. I żyłabym w tym przekonaniu do tej pory, gdyby nie ON. Zaczęło się niewinnie, od przypadkowego spotkania, odkrycia dwóch bliskich sobie dusz i przyjaźni. Tak miało zostać. Ja miałam chłopaka, on dziewczynę. Zaczęły się spotkania we czwórkę. Wspólne wypady, imprezy, spotkania. Nikt niczego nie podejrzewał. A w tym czasie rosło pożądanie i zakochanie. Zapomnieliśmy się na chwilę. Na chwilę świat stanął w miejscu. Był nasz. Nie było jej, nie było jego. Byliśmy tylko MY i ta nasza zakazana fascynacja. Uczucia zakryły czarnym prześcieradłem wyrzuty sumienia i ciągłe kłamstwa. Ale to życie, nie bajka. Jeden zgrzyt sprawił, że ta gorąca "miłość" zmieniła się zatruwającą nienawiść. To był Nasz koniec. Mijały dni, noce i miesiące. Ja na chwilę odbudowałam swój związek, on dalej kochał ją. Świat nigdy nie dowiedział się o Nas. Czas uświadomił mi, że nie ma co ciągnąć farsy dawnego związku i zaczęłam życie singla. Otchłań pracy, spełnienie zawodowe i brak czasu sprawiały, że czułam się szczęśliwa. Zapomniałam o przeszłości. Rany zagoiły się, a stare zgrzyty poszły w niepamięć. Los chciał, że po paru miesiącach, całkiem niespodziewanie, spotkałam GO. Umówiliśmy się na kawę i wylądowaliśmy w łóżku. On był już zaręczony, ale ona wyjechała na parę miesięcy. "Już od dawna nam się nie układa" - mówił.
Wierzyłam i żyłam dalej. Praca, namiętne spotkania w czasie lunchu, gorące noce. Znów zaczęła się bajka, niestety, znów szybko się skończyła. Tyle, że boleśniej. Nadeszły święta - dzień jej powrotu.
"Odbiorę ją z lotniska i się odezwę. Powiem jej o wszystkim"- obiecywał. Mięły najdłuższe godziny w moim życiu. Sekundy były wiecznością, a minuty otchłanią. Cisza. Tylko ta cholerna cisza mi towarzyszyła. Patrzyłam błagalnie na telefon, by zadzwonił, by napisał. W zamian otrzymałam ciszę. Najgorsze w tym wszystkim było udawanie. Ten ból, cierpienie i zawód musiałam schować do pudełka po pamiątkach i odstawić do najciemniejszego schowka. By nie ukazać światu choć kropli mojego smutku. Powoli wracałam do życia. Przewijali się inni mężczyźni, lał się alkohol. Żyłam. Do czasu, gdy po dwóch miesiącach zadzwonił. To był ON. Jak on śmiał wykręcić mój numer. Odezwać się teraz, gdy przez te miesiące milczał! Bełkotał: "ona miała wypadek. Nie śpię całe noce, w dzień opiekuję się nią. Wciąż słyszę, że to moja wina. Nie mam siły. Spotkajmy się błagam". Och, ja głupia, zgodziłam się. Spotkaliśmy się. Wysłuchałam go, poklepałam po ramieniu, obiecałam kolejne spotkanie. Ani słowem nie wspomnieliśmy tego, co było wcześniej. Teraz mu współczułam, ale chciałam też udowodnić jak dobrze mi bez niego. Spotykaliśmy się. Ja go pocieszałam, on się wypłakiwał. Zanim zapomniałam jak bolał ostatni raz, znowu spotykaliśmy się potajemnie. Teraz chciał z nią zerwać. Zostawić ją teraz, gdy go potrzebuje?!- słyszałam w głowie. Prosiłam, by z nią został, póki nie będzie lepiej. Zadzwonił rano. "Jestem wolny. Przeczytała sms-a, w którym napisałem, że kocham cię. Właśnie się wyprowadza"- powiedział. I co teraz, i co teraz?! - myślałam.
I co było? Miłość, która dojrzała po tych zdradach, kłamstwach i zawodach. W lutym mamy rocznicę zaręczyn. Jak jest? Przed praniem obwąchuje jego koszule, czy nie pachną damskimi perfumami, czy nie ma śladów szminki. Sprawdzam szczegółowo jego telefon, z kim pisał, gdzie dzwonił... Gdy prasuje sobie koszulę - myślę: pewnie dla innej. A on? Stara się. Cierpliwie znosi kontrole. Jeden błąd i koniec. Dobrze o tym wie. Kochamy się. Może nie tak namiętnie jak kiedyś, ale wciąż bardzo mocno. Teraz ja jestem poważnie chora, a on troszczy się o mnie i trwa przy mnie.
Po tylu latach nasza miłość nie jest zakazana. I może właśnie przez to straciła ten smaczek, ale zyskała czyste piękno.

Adam Iwański:
Odległość nas połączyła
Moje serce po raz kolejny zostało zarysowane. Sądziłam, że minie wiele czasu zanim na nowo komuś zaufam. Postanowiłam wyjechać do rodziny na wieś, odpocząć, poukładać sobie wszystko w głowie. Długie spacery, godzinne poga_duchy z siostrą i figle z moim siostrzeńcem, to coś co zawsze pomagało zapomnieć mi o bólu.
Tak też było i tym razem. Był chłodny wieczór, idealny na zabawy z malcem. Jak przystało na wzorową ciocię, dałam namówić się na zabawę piłką. Podczas gry, piłka przeleciała ponad bramą wjazdową na podwórko i potoczyła się ku drodze. Pobiegałam za nią i kiedy zatrzymała się w końcu, stanęłam by ją podnieść. Kiedy uniosłam wzrok, zobaczyłam nieopodal grupkę chłopaków przyglądających mi się uważnie. Byłam zażenowana, ale wtedy jeden z nich przywitał się ze mną. To było jak porażenie piorunem. Jego głos przeszył moje ciało. Przedstawił się niezwykle szarmancko i zalotnie. Jego koledzy wydawali się być nieco mniej okrzesani. Początkowo chciałam przywitać się i uciec jak najprędzej, ale obecność mojego nowego znajomego nie pozwoliła mi na to. Nim zdążyłam zorientować się, wszyscy jego koledzy zmyli się jeden po drugim, a my wciąż rozmawialiśmy. Spędziłam z nim zaledwie godzinę, spacerując po coraz ciemniejszej drodze i rozmawiając, a wydawało się, że znam go od lat. Kiedy ściemniło się, odprowadził mnie do domu, a tam na schodach czekała na nas już delegacja na czele z moją mamą, która postanowiła przeprowadzić wywiad z młodzieńcem z jej rodzinnych stron. Szybko okazało się, że jest synem znajomego mojej mamy z dziecięcych lat. Tak więc został zaproszony na herbatkę następnego dnia. Tak jak obiecał, tak też zjawił się. To był nasz ostatni wspólnie spędzony wieczór. Następnego dnia wsiadłam w pociąg i wróciłam do domu. Nie potrafiłam przestać myśleć o nim. Przez miesiąc bez przerwy kontaktowaliśmy się ze sobą. Dzwonił codziennie i pisał. Bardzo dużo rozmawialiśmy i poznawaliśmy się coraz bardziej. Stawaliśmy się sobie coraz bliżsi, a ja po prostu zakochałam się. Wszystko było takie idealne aż pewnego dnia dowiedziałam się, że mój ukochany wrócił do swojej byłej dziewczyny, o której opowiadał mi nieco wcześniej. Najgorsze było to, że dowiedziałam się tego od niej, gdy napisałam do niego emaila, a ona odpisała mi, będąc zazdrosną. Byłam w szoku, ale obróciłam sytuację tak, by nie robić mu kłopotów. A ona od razu uczyniła sobie ze mnie swoją spowiedniczkę i godzicielkę z chłopakiem. No cóż mogłam zrobić? Przez kolejny miesiąc wysłuchiwałam o ich miłości i zagryzałam zęby, naprawdę starając się, żeby układało im się. Ale ta sytuacja przerosła mnie i postanowiłam zerwać kontakt z obojgiem. Powiedziałam ukochanemu, że zepsuł mi się telefon. Przez kolejny miesiąc starałam się o nim zapomnieć, nie udawało się. Jakaś niewytłumaczalna siła wciąż mówiła mi, że jeszcze wszystko się ułoży i że będę szczęśliwa właśnie z jego powodu. Postanowiłam zadzwonić do niego. Rozmawialiśmy bardzo długo i wydawał się być naprawdę szczęśliwy z powodu mojego telefonu. No i niestety cała farsa zaczęła się na nowo. Znów miliony telefonów i sms-ów . Zarówno od niego jak i od jego dziewczyny. Marlena (bo tak nazywała się jego dziewczyna) coraz częściej skarżyła się na niego, a on na nią. Ich związek wydawał się być naprawdę na granicy, lecz zawsze godzili się. Aż w końcu przyszedł grudzień. Rozstali się… To on rzucił ją. Powodów było zapewne wiele. Ona wypłakiwała mi się, a on tymczasem zaczął mówić mi o swoim uczuciu do mnie. Uważałam, że to chore i nie możliwe, by tak nagle stwierdził, że czuje coś do mnie. Byłam szczęśliwa, że los uśmiecha się do mnie, ale jednak przyzwyczaiłam się już do wcześniejszego stanu i bałam się wrócić wspomnieniami do tego, co było na początku. Po jakiś dwóch tygodniach od ich zerwania nadarzyła się okazja, by móc znów pojechać do rodziny. Byłam przeszczęśliwa, że będę mogła zobaczyć się z nim, ale nigdy niczego tak bardzo się nie bałam. Minęło w końcu pół roku odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, a zarazem pierwszy raz. Nasze spotkanie było wyjątkowe… rozmawialiśmy wiele godzin, a raczej to ja mówiłam. Chciałam by wiedział o mnie wszystko, nim się na cokolwiek zdecyduje. W końcu zbliżyliśmy się do siebie na mniej niż mrugnięcie oka i pocałował mnie… Tak się zaczęło. Zdecydowaliśmy się na trudny związek… związek na odległość… Ale przed nami była dużo trudniejsza przeprawa. Zapomnienie o przeszłości. Spędziliśmy ze sobą kila wspaniałych dni. Oboje byliśmy niepewni jutra, ale właśnie to sprawiało, że chcieliśmy w to brnąć. Niestety, znów musieliśmy rozstać się na kilka miesięcy. To był jeden z najtrudniejszych okresów naszego związku. Chyba naprawdę wtedy dowiedzieliśmy się w co tak naprawdę się wpakowaliśmy. Tęsknota była nie do zniesienia. To był czas, w którym tak naprawdę sami do końca nie wierzyliśmy w powodzenie naszego związku. Wylałam wiele łez i przeżyłam wiele nieprzespanych nocy, a mój ukochany wiele zwątpień. Ale kiedy po czterech miesiącach zobaczyliśmy się znów, chyba w nas obojgu zrodziła się nadzieja, bo nasze uczucia były naprawdę silne, wiedzieliśmy to. A perspektywa tego, że za miesiąc zobaczymy się znów i spędzimy ze sobą całe wakacje, sprawiała, że chcieliśmy wciąż wierzyć w nas. To właśnie był przełom naszego związku- wakacje. Tak naprawdę zaczął się on dopiero wtedy. Spędziliśmy ze sobą dwa wspaniałe miesiące. Uczyliśmy się siebie każdego dnia. Poznaliśmy swoje rodziny. A co najważniejsze, dzięki każdemu kolejnemu dniu przekonaliśmy się że nie chcemy być już nigdy z nikim innym. Zdarzały się chwile wielkich zwątpień. Nasze rodziny nie wierzyły, że nasz związek przetrwa. Ale my walczyliśmy o niego każdego kolejnego dnia. Jesteśmy ze sobą już ponad dwa lata. I choć demony przeszłości czasem powracają, to tylko i wyłącznie umacnia to nasz związek. A ja dziękuję Bogu, że postawił nas na jednej drodze. Chcemy być razem i planujemy w przyszłości ślub. Udało nam się udowodnić całemu światu że jesteśmy sobie przeznaczeni i że miłość na odległość może istnieć. My widujemy się coraz częściej i wiemy, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym przejdziemy próg naszego własnego domu i zostaniemy w nim już na zawsze razem. A wszystko zaczęło się od niesfornej piłki ;)
Kocham Cię Bardzo Skarbie
Anitka

Szczęśliwy Znalazca:

Złoty kolczyk
W głowie mojej kłębiły się myśli, jak spędzić dzień, który się rozpoczynał, nie myślałem, co będzie jutro, za miesiąc. Żyłem pełnią młodzieńczej energii i tym, czego mogę doświadczyć, mając wokół siebie mnóstwo kolegów i koleżanek, a w kieszeni trochę kasy. Mimo, że miałem dużo koleżanek, żadnej nie poświęcałem wiele uwagi. Ot taka zwykła znajomość, lub takie krótkie, przygodne do niczego nie zobowiązujące koleżeńskie flirty, które najczęściej zaczynały się i kończyły na dyskotekach lub w odwiedzanych lokalach, gdzie było pełno muzyki.
Na jednej z dyskotek ujrzałem Ją. Taką skrytą, tajemniczą, zachowaniem nie rzucającą się w oczy, ale powabną. Miała w sobie jednak coś, co przyciągało mój wzrok w jej kierunku. Wewnątrz mojego młodego organizmu coś się zaczynało dziać, coś szeptało, że może to być ta jedyna, która może być moja i tylko moja. Oczami wyobraźni widziałem siebie u Jej boku, wyobrażałem sobie, że wirujemy razem wśród zebranych fanów muzyki. Ale coś wstrzymywało mnie przed zrobieniem pierwszego kroku. Kątem oka rozpocząłem dyskretną obserwację, tak by Jej nie spłoszyć i nie narazić się chłopakowi, z którym była na dyskotece. Mimo że przyjąłem sobie obiekt obserwacji, nadal świetnie się bawiłem i czekałem na dogodny moment. W pewnej chwili dostrzegłem leżący na podłodze świecący przedmiot, coś co przypominało dziewczęcy, złoty kolczyk. Podniosłem go, wrzuciłem do kieszeni spodni i wzrokiem prześwietlałem uszy tańczących na sali dziewcząt. Ku mojemu zdziwieniu każda miała komplet kolczyków, były też takie, które w ogóle ich nie miały. Wiedziałem, że w tłumie nie uda mi się znaleźć właścicielki. W pewnej chwili dostrzegłem tańczący nieopodal mój obiekt obserwacji. Jej całe ciało poruszało się rytmicznie, spokojnie i seksownie, a długie, spadające na ramiona włosy co pewien czas odsłaniały i zasłaniały raz jedno z kolczykiem, raz drugie - bez kolczyka, ucho. Wiedziałem już czyja zguba tkwi w mojej kieszeni. Czekałem tylko na sposobny moment, miałem bowiem powód, żeby zrobić pierwszy krok. Gdy nadarzyła się okazja podszedłem do niej i podałem zgubę. Była mile zaskoczona, tak samo jej chłopak. Odruchowo sprawdziła uszy, odebrała zgubę i w podzięce przesłała mi słodki, ale jakże szczery uśmiech. Od tego momentu wiedziałem, że jestem dyskretnie przez Nią obserwowany. Kilka razy złapaliśmy się razem wzrokiem i nic więcej. Od kumpli dowiedziałem się co to za dziewczyna, gdzie mieszka, u kogo przebywa, że towarzyszący Jej chłopak to cioteczny brat. Korzystając z tego, że trwały wakacje, po odespaniu nieprzespanej nocy, na drugi dzień wsiadłem do samochodu i pojechałem do wsi, w której przebywał mój obiekt zainteresowań. W grupie młodzieży okupującej przydrożną ławkę, zobaczyłem Ją. Zatrzymałem samochód i podszedłem do zebranych się przywitać. Miałem też okazję jej się przedstawić. Tak zaczęła się nasza znajomość. Lecz dzieliła nas bariera. Ona mieszkała w odległym mieście, a ja byłem ze wsi. Mimo to stopniowo coś między nami zaczęło się tlić, z upływem czasu rozpalać nasze serca i przeradzało się w miłość. Mieliśmy takie same sposoby na spędzanie wolnego czasu, podobne upodobania i podobne plany na przyszłość. Rozumieliśmy się bez słów. Coraz częściej łapaliśmy się na wspólnym planowaniu przyszłości. Jej wyjazdy do rodzinnego miasta i dzieląca nas wówczas rozłąka, tylko zacieśniały łączącą nas więź, a każde kolejne spotkania coraz bardziej rozpalały nasze uczucia. Wiedziałem, że wzajemne. Gdy Jej nie było przy mnie, kontrolowałem swoje dotychczasowe postępowanie i łapałem się na tym, że jest mi Jej brak. Po trzech latach romantycznej, młodzieńczej sielanki wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w domu moich rodziców. W czasie trwania 16 lat naszego małżeństwa, doczekaliśmy się dwóch wspaniałych córek. Głęboko w szufladzie komody nadal leży kolczyk, który zapoczątkował naszą znajomość i który połączył nas na dobre i na złe. Kiedy czas na pozwala, włączamy kasetę z naszego wesela. Raz podczas oglądania, jedna z naszych córek zapytała: "gdzie ja byłam, że nie było mnie na tym weselu i nie ma mnie na kasecie"? Spojrzeliśmy na siebie, wybuchnęliśmy śmiechem i mocno do siebie przytuliliśmy. Po chwili żona wyjęła z szuflady kolczyk i słowami odpowiednimi dla dziecka, podjęła się odpowiedzi córce na zadane pytanie.

Krzysztof Bogdan:

(Nie)Przypadkowy sms
Miłość przychodzi nieproszona w najmniej oczekiwanym momencie, taka też zawitała w moim sercu w te zdawałoby się chłodne i mroźne dni .Wstając rano spojrzałem na termometr,_-29 stopni. Pomyślałem: co za straszny dzień i w ogóle nie miałem ochoty wychodzić z ciepłego łóżka. Włączyłem muzykę, prawie każda piosenka o miłości, a ja ciągle sam. Postanowiłem to zmienić. Chyba czasem robi tak wiele osób. Wymyśliłem sobie 9-cyfrowy numer z jednej z sieci i napisałem sms "Witaj, dziś na dworze tak zimno… chętnie każdy z nas wypiłby ciepłą kawę podaną z ukochanych rąk" i czekałem czy ktoś mi odpisze, czy trafiłem na kobietę i jakiego stanu. Po 5 minutach niecierpliwego czekania, dostałem odpowiedź: "Witaj, tak zapewne każdy miałby na coś takiego ochotę, ale taką osobę trzeba mieć…" Ten sms był dla mnie jednoznaczny z tym, że jest to kobieta samotna. Zaczęliśmy pisać, kilka godzin tak miło, że czułem, że chyba amor uderza w me serce. Postanowiliśmy się umówić po dwóch dniach na tę kawę w restauracji. Dziewczyna, której na imię było Kasia, okazało się, że mieszka zaledwie 8 km ode mnie, a ja tak długo jej szukałem. Gdy ją zobaczyłem, pomyślałem TO TA. Była piękna, w dodatku szalona, o świetnych pomysłach i planach na życie. Ja jej też się chyba spodobałem, bo nie odmówiła kolejnego spotykania. Spotykaliśmy się codziennie. Zakochaliśmy się w sobie i teraz jesteśmy już parą. Ta młoda kobieta w pełni odmienia moje życie. W zimowe dni daje ciepło, w nocy występuje w moich snach . Nie zamieniłbym jej teraz na żadną inną. Moja historia pokazuje jak i taki mroźny dzień może być piękny i przynieść miłość.

Fundatorami nagród są: salon Vernis Ewy Tymińskiej w Ostrołęce, kawiarnia "Cafe Fusy", pizzeria "Diavolo Perfetto" sklep "Kawa czy Herbata", Ostrołęckie Centrum Kultury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki