W tym miejscu utopiła się 1 lipca 15-letnia Ada (pisaliśmy o tym w TO 27/2009). Po jej śmierci na ceglanej ścianie makowskiej turbiny zawisła ostrzegawcza tablica - czarny punkt wodny. Znak, że kąpiel w tym miejscu jest szczególnie niebezpieczna i grozi utonięciem.
Turbina = śmierć
Kilkaset metrów od mostu, w dół rzeki, Orzyc przecina drewniana kładka wsparta na trzech potężnych filarach. Obok stoi niewielki budynek z czerwonej cegły. To pozostałość po turbinie wodno - elektrycznej zbudowanej w 1925 r. Miejsce to do dzisiaj zwane jest turbiną i jest znane wszystkim makowianom. Orzyc był tu świadkiem niejednej ludzkiej tragedii: utonięcia, morderstwa czy desperackiego samobójstwa. Te najbardziej wstrząsające żyją do dzisiaj w pamięci mieszkańców Makowa.
- Tu zawsze ludzie przychodzili się kąpać, jeszcze przed wojna tu się najlepiej pływało i skakało do wody. Skakaliśmy z filarów i z daszku elektrowni. Nikt się nie bał, wiedzieliśmy o każdym dole w tym miejscu - mówi Stanisław Kurowski, mieszkający przy turbinie.
Pochowany w komunijnym garniturku
Za niemieckiej okupacji, w latach 40. XX w., głośnym echem odbiła się śmierć młodej Niemki, która utopiła się przy turbinie skacząc z filaru.
- Pamiętam ją - wspomina pani Jadwiga. - Ładna dziewczyna była. Wysoka, miała takie długie czarne włosy.
Nie wiadomo, dlaczego to zrobiła. Podobno z powodu zawodu miłosnego.
Kolejną ofiarą był dziesięcioletni Piotrek, który w Dzień Dziecka urwał się z kolegami na wagary, mieli nauczyć się pływać. W czerwcu Piotrek miał przystąpić do powtórki komunii świętej. Nie doczekał tej uroczystości, pochowany został w komunijnym garniturku. Do trumny włożono mu podziękowanie za to, że był dobrym ministrantem.
Żeby zwłoki się nie rozpadły
W lipcu 1991 r. Stanisław Kurowski pomagał wyciągać z wody młodą kobietę. Miała związane z tyłu ręce i tułów opleciony sznurkiem, do którego przyczepiony był wielki kamień. Zamordował ją narzeczony i wrzucił do rzeki przy turbinie.
- Pamiętam, że paliliśmy wtedy ognisko na łące w pobliżu rzeki. Siedzieliśmy całą rodziną i zastanawialiśmy się, dlaczego ten pies od Kowalkowskich tak szczeka - opowiada Stanisław Kurowski - a potem usłyszeliśmy, że jakiś wędkarz woła znad rzeki, bo zobaczył topielca. To była ta Renata. Od dłuższego czasu leżała już w wodzie i baliśmy się ją wyciągnąć, żeby się nie rozpadła. Więc najpierw położyliśmy ją na worek i dopiero na tym worku wyciągnęliśmy na brzeg.
Więcej makabrycznych opowieści, o miejscu które zbija, znajdziesz w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?