Przygotowana na potrzeby łomżyńskich radnych analiza ostatniego okresu funkcjonowania MPK nie napawa optymizmem. Mimo, że ostatnia podwyżka poprawiła nieco wpływy jakie do kasy firmy trafiają z biletów (czyli z kieszeni pasażerów) to ta wciąż tonie w swoich długach.
W błędnym kole
Ratunkiem dla miejskiego zakładu miało być początkowo przekształcenie go z zakładu budżetowego w spółkę prawa handlowego. Pozwoliłoby to na tzw. dokapitalizowanie firmy ze środków miejskich i tym samym poprawienie jej bilansu. Dziś samorząd może rocznie wspierać ją jedynie kwotą, która nie przekracza połowy kosztów jej prowadzenia. A to stanowczo za mało, bo tylko miniony rok przewoźnik zamknął ze stratą w kwocie ponad 185 tys. zł.
Jednak powstanie takiej spółki to na razie pieśń przyszłości, bo ratusz, prócz zgody marszałka województwa, którą już uzyskał, zasięgnąć musi jeszcze kilku opinii (m.in. Izby Skarbowej) aby sprawdzić, czy nie będzie musiał zwracać ogromnej unijnej dotacji jaką dostał na modernizację bazy i taboru. Bo wykorzystanie tego typu funduszy jest obwarowane szeregiem szczegółowych i niezbyt jasnych przepisów.
Rynek coraz mniejszy
Tak więc, w najgorszym razie, ów „skok cywilizacyjny”, może stać się pętlą na szyi zakładu. Już dziś nie może on choćby po prostu likwidować nierentownych linii, pozostawiając tych z których czerpał by zyski. Oto też jest zresztą coraz trudniej.
– W chwili obecnej można stwierdzić, że potencjał rozwoju rynku regularnych usług przewozowych jest coraz mniejszy – podkreśla Bogusław Szczech, dyrektor MPK w Łomży. – Świadczy o tym fakt powstawania na terenie miasta niedużej liczby nowych mieszkań, spadek liczby mieszkańców i wzrost bezrobocia.
Czyli krótko mówiąc oznaki gospodarczej stagnacji. A do tego pośród i tak malejącej z roku na rok liczby przewożonych pasażerów dominują przede wszystkim uprawnieni do ulg:uczniowie, emeryci czy renciści. Ci zresztą, po ukończeniu 70. roku życia i tak jeżdżą za darmo.
Tymczasem koszty utrzymania bynajmniej nie maleją. Poza dobrze znanym każdemu wzrostom cen paliwa (co było główną przyczyną ostatnich podwyżek cen biletów), to również koszty generuje nowoczesne wyposażenie.
Choćby elektronika zainstalowana w odnowionym taborze, czyli sytem kamer, telefonów, kasowników itp. Wszystko wrażliwe i wymaga serwisu choćby po wyładowaniach atmosferycznych.
Ostatnia podwyżka cen biletów przyniosła do kasy firmy niezbyt wiele, bo 27 tys. zł miesięcznie więcej niż zwykle. Może to jednak najwyżej przedłużyć agonię spółki, bo to stanowczo za mało, aby pozwolić jej wyjść na prostą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
