Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto płaci, ten pierwszy

Jarosław Sender
Zmiany w ustawie oświatowej, wprowadzające obowiązek przedszkolny dla pięciolatków wprowadzily wiele zamieszania w makowskich przedszkolach. A propozycje rozwiązania tych problemów przez samorząd wywołały niepokój i zdenerwowanie rodziców.

Łatają budżet

naszym kosztem

"Moje dziecko uczęszcza do cztero¬latków. Obliczyłam, że jeśli będzie spędzać w przedszkolu 8 godzin dziennie, jego koszt wyniesie mnie do 150 zł więcej niż w ubiegłym roku. Gotowa jestem zapłacić za przedszkole nawet 500 zł, ale jeśli wymaga się od nas luksusowej opłaty, to trzeba też zapewnić luksusowe warunki. Sale przedszkolne są tak ciasne, że podczas zajęć otwartych rodzice leżą wręcz na sobie. Niech Urząd Miasta da pieniądze na zakup klocków Lego, niech w tej opłacie będzie już rytmika i język angielski, za które w tej chwili płacimy oddzielnie. No bo skoro mamy płacić tak duże pieniądze, to chyba mamy prawo mieć duże wymagania. Jestem ciekawa, czy przy tak dużej opłacie za przedszkole nadal będzie się od nas wymagać płacenia na komitet rodzicielski (w ubiegłym roku 50 zł) i kupowania wyprawki (wyprawka dla 3-latka to koszt ok. 200 zł).

Od tego roku każą nam - rodzicom, podpisywać umowę z przedszkolem. Nie rozumiem, na jakiej podstawie. Dlaczego Urząd Miasta nie każe podpisywać umowy między rodzicem, którego dziecko uczęszcza do szkoły a szkołą. Przecież dzieci w wieku 5 i 6 lat mają taki sam obowiązek uczęszczania do zerówki, jak starsze dzieci do szkoły. Dzieci, które chodzą do szkoły, po skończonych lekcjach mogą spędzać czas w świetlicy szkolnej, która jest przecież bezpłatna. Dlaczego zatem rodzice dzieci z zerówki muszą dopłacać, jeśli po 5 godzinach "nauki" dziecko zostaje w przedszkolu. Co Urząd Miasta ma zamiar zrobić, jeśli rodzic dziecka, które musi pójść do zerówki, umowy nie podpisze?

Umowa ta zawiera punkt, w którym rodzic zobowiązuje się do odbioru dziecka z przedszkola o określonej godzinie, zaś jeśli spóźni się 3 razy, będzie musiał zapłacić karę w wysokości 50 zł. Nie planuję spóźniać się po moje dziecko, ale jeśli np. w drodze z pracy wpadnę pod koła samochodu i trafię na OIOM lub też dostanę ataku wyrostka robaczkowego i nie zdążę odebrać dziecka o tej godzinie, o której się zobowiązałam, to co zrobi przedszkole? (…)

Moje dziecko będzie teraz uczęszczać do grupy 4-latków. Chciałabym zapisać je do przedszkola tylko na 5 bezpłatnych godzin i odbierać je o godzinie 13.00, z tym, że 4-latki śpią od godziny 12.00 do godziny 14.00. Czy w takim razie moje dziecko nie będzie spać w przedszkolu? Ja chciałabym, aby nie spało, ale podobno spać musi, więc jak mam je odebrać po pięciu godzinach? I czy ja w ogóle mogę zapisać 4-latka na 5 godzin?

Nie rozumiem, dlaczego urzędnicy chcą łatać dziurę w budżecie miasta naszymi pieniędzmi. Niech może wykażą się kreatywnością i pozyskają pieniądze z innych źródeł."

Tej treści list otrzymaliśmy w ubiegłym tygodniu od jednej z makowskich matek (nazwisko do wiadomości redakcji). Rozdzwoniły się także telefony.

- Nie rozumiem, co się dzieje - mówiła zdenerwowana mama innego czterolatka. - Moje dziecko chodziło w ubiegłym roku do przedszkola. W tym roku chciałam je posłać tylko na pięć godzin, bo zmieniła mi się nieco sytuacja rodzinna. Naciskano na mnie przy podpisywaniu wniosku, żebym zgłosiła dziecko na osiem godzin, bo inaczej może nie zostać przyjęte. Nie stać mnie przy obecnych opła

tach na ośmiogodzinny pobyt dziecka w przedszkolu? Nie wiem więc, czy się dostanie, bo nie ma jeszcze żadnych list, choć wakacje się kończą.

Inna matka mówi nam:

- Mój syn będzie w tym roku w sześciolatkach. W ubiegłym roku chodził na osiem godzin, od godz. 8.00 do 16.00. Płaciłam niespełna 300 złotych, wraz z dodatkowymi zajęciami. Teraz dyrektorka wyliczyła mi podstawowy koszt ośmiogodzinnego pobytu na 360 złotych. Bez zajęć dodatkowych. Musiałabym więc płacić co najmniej 100 złotych więcej. To dla mnie dużo. Zapisałam dziecko tylko na obowiązkowe pięć godzin, płacąc 60 złotych za obiady. Na pozostały czas pobytu w pracy będę musiała mu zorganizować rodzinną opiekę - mówi pani Anna.

Namieszała ustawa

Kolejna nowelizacja ustawy oświatowej, wprowadza kolejne zamieszanie do systemu oświaty. Zakłada ona przede wszystkim "upowszechnienie wychowania przedszkolnego oraz wdrożenie wcześniejszego obowiązku szkolnego". Oznacza to, że w tym roku szkolnym, czyli od 1 września, do przedszkola mają pomaszerować wszystkie pięciolatki, które dotychczas spokojnie dorastały w domach. Tegoroczne sześciolatki mają jeszcze wybór: mogą uczyć się w przedszkolu lub pójść do pierwszej klasy. Od przyszłego roku wszystkie sześciolatki obowiązkowo rozpoczynają naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Przedtem muszą zaliczyć również obowiązkowe przygotowanie przedszkolne. Stąd obecny rwetes w przedszkolach. Bo sześciolatki wcale do szkoły się nie wyrywają, a pięciolatki muszą do przedszkola. Pomnożyła się więc liczba starszaków. Rozbolały od tego głowy dyrektorów przedszkoli, samorządowców i rodziców. Bo żadna ze stron nie jest przygotowana, przede wszystkim finansowo, na owe zmiany.

Nowe wymogi ustawowe wprowadziły także konieczność zmian w opłatach za przedszkole. Gminy zniosły tak zwane opłaty stałe, a wprowadziły opłaty za ponadprogramowy, pięciogodzinny pobyt - za każdą godzinę dziecka w przedszkolu. Wszędzie przekonywano, że rodzice nie dostaną zbyt mocno po kieszeni, ale okazuje się to nieprawdą. W Makowie ośmiogodzinny pobyt malucha w przedszkolu będzie kosztował co najmniej sto złotych więcej niż w roku ubiegłym. A do przedszkola będą przyjmowane przede wszystkim dzieci na pełny pobyt. Oczywiście - pięciolatki i sześciolatki obowiązkowo i bezpłatnie. Ale tylko na pięć godzin. Dłużej także za opłatą 4 złotych za godzinę.

Za ciasne przedszkola

- Problem polega na tym, że w tym roku zabrakło nam miejsc w przedszkolach - tłumaczy burmistrz Janusz Jankowski. - Mamy maksymalnie 340 miejsc. A przybyło nam 70 pięciolatków, które zajęły miejsca najmłodszych dzieci. Dyskutowaliśmy nad różnymi rozwiązaniami. Proponowaliśmy rodzicom sześciolatków posłanie dzieci do szkół, chcieliśmy utworzyć po jednej klasie w obu szkołach, rozładowałoby nam to tłok w przedszkolach, ale nie było chętnych nawet na jedną klasę. Mamy więc w tej chwili rzeczywiście kłopotliwą sytuację - przyznaje burmistrz.

- Reforma wprowadziła wielki zamęt - dodaje Stanisław Świętorecki, dyrektor miejskiego zespołu obsługi szkół i placówek oświatowo-wychowawczych. - W miasto poszła plotka, że w przedszkolach nie będzie miejsc dla najmłodszych dzieci. To nieprawda. Stąd właśnie te nasze wszystkie zabiegi, żeby wszystkie maluchy pomieścić w przedszkolach.

- Z kart deklaracyjnych złożonych w przedszkolach w marcu wynikało, że mamy znacznie więcej dzieci niż miejsc - ze względu na obowiązkową obecność pięciolatków. W związku z tym musieliśmy przyjąć dodatkowe kryterium dla młodszych dzieci: w pierwszej kolejności będą przyjmowane maluchy na osiem godzin. Jeżeli starczy miejsc - pozostali rodzice będą mieli możliwość wyboru pięcio-, sześcio- czy siedmiogodzinnego pobytu w przedszkolu - tłumaczy Anna Leśnik, sekretarz miasta. - Oczywiście obowiązują także dotychczasowe kryteria sytuacji rodzinnej. Pierwszeństwo będą miały dzieci pracujących rodziców czy będące w trudnej sytuacji rodzinnej.

Przedszkole nr 2, najmniejsze w Ma¬ko¬wie ma 75 miejsc. W marcu zgłosiło się 126 rodziców - prawie dwa razy więcej niż miejsc. Najwięcej trzylatków.

- Rodzice w marcu określali warunki pobytu w przedszkolu, ale teraz sytuacja się zmieniła, i odpłatność także. Więc teraz weryfikujmy te deklaracje w konsultacji z rodzicami i podpisujemy umowy - mówi Anna Sobolewska, dyrektorka Przedszkola nr 2 w Makowie Mazowieckim. - Zasady w tej chwili są takie: pięcio- i sześciolatków na pięć godzin w ogóle nie przyjmuję, bo nie mam miejsca. - Młodsze dzieci w pierwszej kolejności na osiem godzin. W tej chwili podpisałam 62 umowy - w większości na osiem godzin, ale nie tylko. Odpłatność wynosi około 360 złotych, plus ewentualnie dodatkowe zajęcia, plus komitet rodzicielski w wysokości 50 złotych rocznie. Jak by nie kroić, wychodzi około 400 złotych - oblicza dyrektorka.

Umowy dyscyplinują

Poruszenie wśród rodziców wywołało też wprowadzenie umów.

- Umowy od lat funkcjonują w innych miastach - mówi Stanisław Świętorecki. - Myślę, że w tym przejściowym okresie pewnego rozgardiaszu organizacyjnego jest to niezbędne, bo zobowiązuje obie strony do odpowiedzialności. Są tam rzeczywiście zapisy dyscyplinujące rodziców. Zwłaszcza tych nieodpowiedzialnych, którzy notorycznie zapominają odbierać dzieci z przedszkola - a zdarzają się tacy, choć nieliczni. Ci będą płacić srogie kary - 50 zł za godzinę. Nie dotyczy to oczywiście szczególnych przypadków życiowych.

- Rodzice, zgodnie z ustawą o systemie oświaty, mogą organizować ogniska opiekuńcze. Nawet bez nadzoru sanepidu. Mogą zapewnić opiekę własnym dzieciom, odciążając przy tym samorządowe przedszkola - podpowiada zbulwersowanym matkom sekretarz miasta. - Jakoś w Makowie nikt się nie kwapi, choć w innych miastach wyrastają te punkty jak grzyby po deszczu.

Faktycznie. Może więc makowscy rodzice też się powinni zmobilizować i stworzyć konkurencję dla samorządowych placówek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki