Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kradną na potęgę

(anek)
Kradzieże w wyszkowskich sklepach to już prawdziwa plaga

Kradną jedzenie, alkohol, kosmetyki, słodycze, ubrania, biżuterię - wszystko, co da się niepostrzeżenie wynieść ze sklepu, nie płacąc. Właściciele sklepów codziennie okradani są przez swoich klientów. Kradną bardzo różni ludzie, radząc sobie nawet z najnowocześniejszymi sposobami zabezpieczania towaru.

Dwie młode dziewczyny przebierają w koszu pełnym bielizny w jednym z sieciowych sklepów. Jedna przegląda majtki i koszulki, wyrzucając z kosza kilka sztuk bielizny, schyla się, by je podnieść. Druga w tym czasie owija koronkowe majtki wokół nadgarstka i szybciutko naciąga rękaw kurtki. Ekspedientka jest jednak szybsza, błyskawicznie pojawia się przy koszu i łapie dziewczynę za rękę. Ta zaczyna płakać. Zmieszani klienci wychodzą ze sklepu. Sprzedawczyni jest nieugięta. Żąda numeru telefonu do rodziców, bo dziewczyny wyglądają na niepełnoletnie.

Złodziej - maratończyk. Najpierw ukradł czekoladę na stacji benzynowej przy ul. Serockiej, potem w "Białym Domu", policja zatrzymała go w "Galeo", gdzie próbował kolejnej kradzieży. Ukarano go pięciusetzłotowym mandatem. To najwyższa kara dla złodzieja, który skradnie towar o wartości poniżej 250 zł.

- Sklepowi złodzieje to już prawdziwa plaga - mówi współwłaściciel sklepu "Biały Dom", Marcin Chodkowski. Oglądamy wspólnie taśmy z monitoringu rejestrującego wszystko, co dzieje się w jego sklepie. Patrzymy, jak pośród sklepowych półek drobna dziewczyna w kucyku upycha do torby kolejne pudełka pełne czekolady. To dobrze znana personelowi "Białego Domu" złodziejka. Jedna z tych, które udało się zatrzymać i ukarać nie jak za wykroczenie, ale przestępstwo, bo kradła w tym sklepie systematycznie.

- Wystarczy, że w kilku kolejnych sklepach taka grupa skradnie towar wartości mniejszej niż 250 zł, ryzykując co najwyżej zapłaceniem mandatu. Tak naprawdę jest bezkarna. A zysk z takiego procederu jest solidny, jeśli się uda nie zostać złapanym - mówi Marcin Chodkowski. Właśnie patrzymy na kolejny zapis - młody mężczyzna z uśmiechem upycha opakowania kawy za pazuchę wyglądającej na całkiem kosztowną kurtki.

Ze złodziejami sklepowymi borykają się zarówno właściciele supermarketów, małych osiedlowych sklepów, butików, drogerii - nawet kiosków czy stacji benzynowych. Właścicielka sklepu odzieżowego w Wyszkowie opowiada, jak jedna z klientek próbowała skraść sześć bluzek naraz.

- Kradną, co się da. Nawet znajoma potrafi ukraść. Za jedną pobiegłam na ulicę i też się nie przyznawała. Chciała, żebym wróciła z nią do sklepu. Jak wróciłyśmy, to powiedziałam, żeby pokazała torebkę. Okazało się, że ukradła, choć tak się wypierała. Sposoby kradzieży są różne. Niektórzy mnie zagadują. Przychodzą w większej grupie i robią zamieszanie. Zwalają ubrania z wieszaków, ja poprawiam, a oni wtedy kradną. Klientki biorą kilka rzeczy do przymierzalni. Bywa, że ubrania chowają do torebki albo zakładają na siebie, albo zostawiają swoje rzeczy, a zakładają nowe. Zdarzyło się, że jedna klientka zabrała mi sześć bluzek naraz. Potrafią rozebrać manekiny i z nich zabrać ubrania - opowiada właścicielka sklepu.

Na taśmach z monitoringu w "Białym Domu" widać, że złodzieje wcale nie chowają się w przed innymi kupującymi, raczej przed kamerami monitoringu. Techniki kradzieży są bardzo różne - upychanie do toreb, części garderoby, zagadywanie personelu, robienie sztucznego zamieszania.

- Z tego, co udało się nam ustalić na podstawie zapisów monitoringu, coraz częściej kradną w sklepach zorganizowane grupy, działające według określonego planu, w określonej porze, charakterystyczny sposób - mówi Marcin Chodkowski i pokazuje dokładnie sekunda po sekundzie, jak działała w ich sklepie taka szajka.

W sklepach kradną bardzo różni ludzie. Duża ich część to młodzież, która traktuje ten proceder niekiedy jako chęć zdobycia towaru bez konieczności płacenia, czasem zaś jak zabawę z niezwykłą adrenaliną. W każdym wypadku jest to jednak przestępstwo, a przynajmniej wykroczenie.

- Kradną są bardzo różni. To często młode dziewczyny, które chodzą do szkoły, ale też kobiety eleganckie, w szpilkach. Nie ma reguły. Kradną wszędzie, bo słyszałam o tym. Nawet napis, że obiekt jest monitorowany nic nie daje. Dlatego ja nie stosuję żadnych specjalnych zabezpieczeń. Sposób na kradzież zawsze się znajdzie - mówi właścicielka sklepu odzieżowego.

Pomysłowość sklepowych złodziei wydaje się doskonale nadążać za nowinkami w dziedzinie zabezpieczeń towaru przed kradzieżą. Podobno kiedyś bardzo popularne było wynoszenie skradzionych rzeczy w pojemnikach z folią aluminiową, bo to miało zabezpieczyć przed uruchomieniem alarmu. Dziś klienci nie obawiają się łamać opakowań z zabezpieczeniami, usuwają zabezpieczenia odzieży w przymierzalni, niszczą paski magnetyczne, przepinają metki. Producenci zabezpieczeń odpowiadają na to choćby klipsami, które nie zdejmowane w sklepie, w odpowiedni sposób plamią ubrania specjalnym tuszem. To ma zniechęcać do kradzieży, bo poplamione w ten sposób ubranie kompletnie nie nadaje się do założenia. Czy są skuteczne sposoby, by zabezpieczyć się przed sklepowymi złodziejami?

- Całkowicie zabezpieczyć z pewnością się nie da, natomiast trzeba szukać sposobów, by chronić swoją własność. W naszym przypadku bardzo dobrze sprawdza się monitoring, jest dobrej klasy, w ten sposób możemy przynajmniej starać się eliminować złodziei ze sklepu, doprowadzić do ukarania tych, którzy zostaną ujęci - mówi Marcin Chodkowski.

Kasjerka jednego z większych wyszkowskich supermarketów opowiada, jak jednego miesiąca tuż po otwarciu sklepu, klienci nakradli z koszy wystawienniczych z promocyjnymi artykułami towar za 19 tys. zł! W kasie zrobiło się spore "manko". Personel bał się odpowiedzialności finansowej.

- Wszystko przez to, że na sklepie nie było ochrony, bo firma oszczędzała. A przecież kasjerka ma pilnować kasy i nie jest w stanie upilnować klientów w każdym kącie sklepu - opowiada.

- Myślę, że dobra i solidna ochrona jest w sklepie niezbędna. Przyznam, że jako personel sklepu jesteśmy w fatalnej sytuacji w starciu ze złodziejami, a jeszcze możemy być posądzane, że to za naszą sprawą znikł towar, który nie zgadza się na półce. Z drugiej strony kiedy pilnujemy uważnie sklepu, aby nic nie zginęło, klienci narzekają, że dyszymy im za plecami, że każdego traktujemy jak potencjalnego złodzieja. Ochrona przynajmniej część tych problemów rozwiązuje - uważa pani Hanna.

Pamięta kobietę - elegancką, dobrze ubraną, która ukradła w sklepie… grzebień. Był też starszy mężczyzna, który w skarpetce schował bakalie. Marcin Chodkowski wspomina ze śmiechem dobrze znanego w jego sklepie złodziejaszka - typowego lumpa - tradycyjnie nieumytego i na "dwóch gazach". Kasjerki złapały go niedawno, jak kradł… luksusowy ser pleśniowy. Pachniał podobnie - złodziej i serek.

Więcej na ten temat w papierowym wydaniu "Głosu Wyszkowa"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki