Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dudy i trombita. Rozmowa z Moniką Brodką

possowski
Miałaś kilka lat przerwy, teraz wpadasz na muzyczną scenę i od razu robisz "Grandę"… - Faktycznie, jest szansa, żeby trochę pograndzić…

O to chodziło?
- Na pewno chciałam nagrać płytę, która będzie wyrazista i mocna, niekoniecznie kontrowersyjna. Chciałam zamieszać, ale nie w sposób nieprzemyślany.

To skąd tytuł krążka - "Granda"?
- Bo podoba mi się to niemal zapomniane i praktycznie nieużywane już słówko. No i niesie spory, energetyczny ładunek. Zresztą, dla mnie ma podwójne znaczenie. Powszechnie granda to jakaś afera, dla mnie pograndzić to znaczy pójść na imprezę, porządnie się zabawić, zrobić rozróbę - grunt, żeby było niepokornie. Moja ciocia ze Śląska kiedyś mocno się ucieszyła na informację, że przyjedzie do niej moja mama. Powiedziała wtedy: no, to sobie pograndzimy. Widać więcej ludzi myśli o grandzie w tym imprezowym znaczeniu.

Na płycie faktycznie jest niepokornie. Piosenki są miejscami bardzo erotyczne. Ot, chociażby ta o "Krop_kach i kreskach" w której jest sporo o wędrówce po mapie ciała...
- To jest piosenka, która najbardziej spędzała mi sen z powiek. Napisanie tekstu do niej zajęło mi najwięcej czasu ze wszystkich. Miała być zresztą pierwszą piosenką na płycie. Dopiero pod koniec tworzenia krążka spadła na dalsze pozycje. Symbolizuje zamknięcie pewnego etapu w moim życiu i początek nowe ery. Chciałam, żeby nie brzmiała infantylnie czy szablonowo. Te znaki na ciele, szyfr z kropek i kresek, o którym śpiewam, to zapis życiowych doświadczeń, blizn, szram. Dobrych i złych. Każdy ma za sobą jedne i drugie, i każdy nosi po nich znaki. Na ciele jest też miejsce nie zapisane, które z czasem się zapełnia.

Czemu tak bardzo się bronisz przed sformułowaniem, że to płyta folkowa?
- Nie bronię się, dla mnie ona po prostu nie jest folkowa. Jestem góralką i użyłam na tej płycie kilku instrumentów, które są typowe dla muzyki góralskiej. Stąd chyba ta filozofia, mocno dorabiana. Mnie zależało na tym, żeby zobaczyć, czy te instrumenty sprawdzą się w innym muzycznym gatunku i czy mogą brzmieć inaczej. Okazało się, że mogą.

No właśnie - co to są dudy i trombita?
- Na dudach gra się bardzo ciężko. Dlatego właśnie z prośbą o ich obsługę zgłosiłam się do mojego taty, który świetnie sobie z nimi radzi. Stąd jego obecność na płycie. Z jednej strony się w nie dmucha, a z drugiej worek, z którego dudy są zbudowane i w którym gromadzi się powietrze, ściska się pod pachą. Dzięki temu wydobywa się z nich dźwięk. Na końcu jest jeszcze fujarko-piszczałka z dziurkami i to za jej pomocą wygrywa się dźwięk. Trzeba mieć mocno podzielną uwagę, żeby sobie poradzić z tym wszystkim. Nie wyobrażam sobie, by używać ich na koncercie.

Płyta jest zmysłowa, erotyczna, a przez to kobieca. Skarżyłaś się, że jesteś ciągle postrzegana jak dziewczynka. To twój manifest, publiczne oświadczenie, że już nią nie jesteś?
- Nie, choć przy okazji niemal każdego wywiadu jestem pytana o to, czy już dojrzałam albo czy czuję się bardziej dziewczynką czy kobietą. To zapewne sprawka mojej mylącej twarzy, która faktycznie od lat się nie zmienia…

Będziesz to kiedyś mocno chwalić…
- Pewnie tak. W każdym razie piosenka nie jest manifestem. Nagrałam utwory, z którymi się po prostu identyfikuję, i w których czuję się naprawdę dobrze. To płyta wyzwolona od wszelkich barier - takich, że nie można o czymś albo jakoś śpiewać czy grać. Tego typu podejście skazuje naszą polską muzykę na miałkość i nijakość.

A propos dojrzewania - ty przerobiłaś je szybko. Jako zaledwie 16-latka z małej Twardorzeczki przeprowadziłaś się do wielkiej Warszawy i wskoczyłaś w kołowrotek twardego muzycznego biznesu. Nie masz poczucia, że coś ci umknęło?
- Na pewno mam jakąś wyrwę w życiorysie. Ten przeskok z nastolatki w bycie od razu dorosłą był rzeczywiście spory. Czasem to odczuwam, ale nie sądzę, żeby mi to jakoś zaszkodziło. Teraz za to czasem szaleję i bawię się.

Jesteś bezkompromisowa - nie tylko w muzyce. Nie łatwiej by ci było słodko się uśmiechać i grać pod publiczkę?
- Pewnie by było, tylko nie widzę powodu, żeby tak robić. Faktycznie, łatwo ze mną nie jest. Żyję i postępuję zawsze po swojemu. Wydaje mi się, że właśnie w ten sposób można do czegoś dojść, pozostać wiernym sobie i robić coś niepowtarzalnego i niesztampowego. Tylko artyści, którzy nie idą z prądem i robią charakterystyczne, zapamiętywane obrazy, dźwięki czy filmy, zostawiają po sobie ślad.

Był moment, w którym zachłysnęłaś się sukcesem i popularnością?
- Chyba nie. Mocno stąpam po ziemi, dlatego od wszystkiego tego, co w showbiznesie potrafi połknąć, przeżuć i wypluć starałam się trzymać z daleka. Poza tym nie za bardzo mi imponuje blichtr i tak zwany światek. Zawsze chodziłam swoimi ścieżkami, nikomu się nie kłaniałam, dlatego też nigdzie nie musiałam bywać i się uśmiechać. Dzięki temu dystansowi znalazłam sobie miejsce, jest mi wygodnie i czuję się dobrze. Poza tym mam w Warszawie swój dom, także daleki od warszawskiego blichtru. To moja przystań i ostoja.

A miłość w tym domu masz?
- Mam w nim wszystko, co jest mi potrzebne do życia (śmiech).

W 2008 r. niektóre media czy portale wróżyły ci koniec kariery, zapewne dlatego, że faktycznie na dłuższy czas zamilkłaś. Jak reagowałaś na doniesienia w stylu "Brodka się skończyła"?
- Było to dla mnie dziwne i dość nieprzyjemne zjawisko. To jakby uśmiercić kogoś za życia. Pomyślałam nawet, że to świetny temat na piosenkę, ale Jacek Lachowicz napisał już utwór "Przeczytałem dziś w gazecie, że mnie nie ma". Nie chciałam się powtarzać, więc po prostu mocno się z tym tekstem identyfikowałam. Poza tym robiłam swoje - gromadziłam materiał na płytę. Nie stałam w miejscu, rozwijałam się, działałam. I myślałam: już niedługo wam pokażę. Generalnie na takie głosy nie można reagować. To prowokacyjne zagrywki - tylko po to, by zdenerwować się, wyjść, coś powiedzieć i znów będzie pożywka. Przetrzymałam i nie dałam się sprowokować.

W tym samym czasie pojawiały się też informacje o tym, że pochłonęła cię fotografia. To nowa pasja?
- Na pewno się tym mocno zainteresowałam i dalej się interesuję. No i na pewno było to coś, co pozwoliło mi na dalszy rozwój i naukę w tej dziedzinie. Ciągle się zresztą tego uczę.

Co najchętniej fotografowałaś?
- Chyba dopiero ktoś, kto fotografuje kilka czy kilkanaście lat potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Ktoś, kto zaczyna - tak jak ja - fotografuje wszystko, co się rusza. Wszystko jest ciekawe, fajnie wygląda w kadrze, jest w nim inne i nowe. Mnie chyba póki co najbardziej interesują ludzie. Nie bardzo kręci natomiast fotografia studyjna czy modowa.

Na twojej płycie często pojawiają się wątki gastronomiczne - a to kaczka w pięciu smakach, a to brzoskwiniowy mus ust czy ryba, która ćwiczy skoki w piwie. Skąd to?
- Z kolejnej mojej pasji, jaką jest kuchnia, miłość do jedzenia i poznawania smaków. Gotowanie jest bardzo zbliżone do pisania piosenek i komponowania. Dania też składają się z wielu różnych składników - jak piosenki - a nie pasujące z pozoru składniki mogą ostatecznie naprawdę pięknie zagrać na talerzu. Tak też było na "Grandzie". Pozornie nieprzystające do siebie dźwięki zestawialiśmy, miksowaliśmy i chyba wyszła nam całkiem niezła kulinarna wyprawa.

Sama często gotujesz?
- Gotuję dużo różnych rzeczy. Jestem osobą z natury eksperymentującą i zazwyczaj robię to bez książki kucharskiej. Stawiam właśnie na miksy smaków.

Zawsze wychodzi.
- Nie - raz jest lepiej, raz gorzej, ale lubię to mieszanie.

Zjadasz to sama, czy zapraszasz na kulinarne przygody przyjaciół?
- Zapraszam ich dopiero wtedy, kiedy sprawdzi mi się jakiś przepis i wiem, że mogę zaserwować jakieś danie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki