Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Do końca nie wiedziałyśmy, którą z nas wybierze

Beata Dzwonkowska
Joanna wzięła udział w programie „Rolnik szuka żony”. Była jedną z trzech kandydatek, wybranych przez Roberta. – Marzę o miłości i pracy na wsi.

Ma 27 lat, mieszka w Sypniewie skończyła studium policealne
w zawodzie technik farmacji

Kiedy podjęła Pani decyzję o wysłaniu zgłoszenia do programu? Czy to była przemyślana decyzja czy impuls?

Joanna: Od dawna w moim życiu uczuciowym nic się nie działo. Na wsi ze spotkaniem kogoś jest problem. Wszyscy się znają, albo od razu mają przypięte jakieś łatki, co dodatkowo utrudnia zaprzyjaźnienie się z kimś. Oglądałam pierwszą edycję programu „Rolnik szuka żony” i stwierdziłam, że podoba mi się ta formuła. Kiedy więc w telewizji wyemitowano odcinek specjalny prezentujący dziesięcioro rolników startujących w drugiej edycji, moją uwagę zwrócił Robert. Wydawał się spokojnym, ułożonym mężczyzną, mającym cel w życiu. Takiego mężczyzny poszukuję. Dlatego napisałam list. Zajęło mi to tylko pół godziny, działałam pod wpływem impulsu. Potem z niecierpliwością czekałam na odpowiedź. Bałam się, czy poczta na pewno dostarczy mój list. Po kilku dniach otrzymałam informację, że list dotarł do celu i czeka na doręczenie do rąk własnych Roberta.

Pamięta Pani swoją reakcję na wiadomość o tym, że zakwalifikowała się Pani do drugiej edycji programu?

Był koniec maja. Pamiętam, że byłam wtedy u babci, pieliłyśmy ogródek, kiedy ktoś z rodziny zaczął mnie wołać do telefonu, bo „redakcja rolnika dzwoni”. Ze śmiechem biegłam do telefonu, bo wiedziałam, że to telefon z programu. Byłam podekscytowana. Niedługo potem pojechałam na pierwsze zdjęcia do Warszawy. Wszystkie kandydatki mieszkały w hotelu. Nie było tylko z nami panów, którzy byli kandydatami dla rolniczki Ani. Oni byli zakwaterowani w drugim hotelu. Śmiałyśmy się, że to pewnie dlatego, żebyśmy nie robiły Ani konkurencji. Takie spotkania z pozostałymi kandydatkami to rzadkość, nie mówiąc już o poznaniu pozostałych rolników. Odcinki u poszczególnych rolników były bowiem kręcone w różnych częściach Polski i w różnym terminie, jednak czas spędzony na tych pierwszych nagraniach i na nagraniu odcinka podsumowującego drugą edycję pozwolił nam na nawiązanie bliższych relacji z dziewczynami. Dużo wtedy rozmawiałyśmy, wymieniłyśmy się kontaktami, numerami telefonów. Spora część tych znajomości jest utrzymywana do dzisiaj, niektóre mają nawet dużą szansę na przekształcenie się w przyjaźń. Dodam też, że ani przez chwilę nie było między nami rywalizacji.

Czy rodzina popierała Pani decyzję o uczestnictwie w programie?

Rodzina reagowała różnie. Rodzeństwo mi kibicowało, najwięcej obaw miała mama. Pytała, po co mi taka sława. Myślę, że bała się, że nie poradzę sobie ze względu na to, iż uważa, że jestem bardzo wrażliwą i spokojną dziewczyną, za spokojną na ten wielki świat. Podejrzewam, że obawiała się też trochę szumu wokół mojej osoby, jakiego należało się spodziewać po wyborze do programu. Jednak pomimo jej obiekcji ja i tak chciałam spróbować.

Jak wspomina Pani wizytę w gospodarstwie Roberta?

Nie sprawiała mi problemu pielęgnacja zwierząt, miłe było spędzanie czasu na łonie przyrody. Praca w gospodarstwie nie przeraża mnie. Uważam że ma wiele zalet. Nie ma się szefa nad głową, o wszystkim decyduje się samemu. Oczywiście są także niedogodności: zawsze trzeba być w domu, bo dłuższe pozostawienie zwierząt bez opieki jest niemożliwe, ale pracy w gospodarstwie nie ma już tyle, co kilkanaście lat temu. Teraz jest profesjonalny sprzęt, który wiele ułatwia. A możliwość pracy na własnej ziemi daje dużą satysfakcję. W programie nie brakowało wpadek i wesołych sytuacji. Pamiętam jedną. Tej sceny nie było w telewizji, a była naprawdę wesoła. Postawiono przed nami maszynę do czyszczenia racic u krów. Oczywiście nie wiedziałyśmy co to jest, musiałyśmy zgadnąć i same ją uruchomić. Ja na szczęście miałam łatwiej, bo już wcześniej coś takiego widziałam, więc domyśliłam się co to jest, ale i tak wprowadzenie krowy i wyczyszczenie racic sprawiło wiele problemów, ale i dało też wiele powodów do śmiechu. Podobnych sytuacji było więcej.

Jak przyjęli Panią rodzice Roberta i jak wyglądały relacje z pozostałymi dziewczynami?

Rodzice Roberta to bardzo ciepli, życzliwi ludzie. Kiedy kamery zostawały wyłączone, my wszyscy zbieraliśmy się i rozmawialiśmy. Tata Roberta to prawdziwy gawędziarz. Opowiadał jak za jego czasów poznawało się dziewczyny, jak poznał swoją żonę. Spędzaliśmy wszyscy ze sobą dużo czasu. Z dziewczynami, Agnieszką i Krystyną, świetnie się dogadywałam. Nie było między nami rywalizacji. Może telewizja troszeczkę chciała dodać pikanterii sytuacji i dlatego skupiła się na relacjach Krysi z Robertem i pokazała ich wzajemną sympatię, aby w dniu ostatecznego wyboru wzbudzić małą sensację. W końcu telewizja ma też swoje prawa. Tak naprawdę do końca nie wiedziałyśmy, którą z nas wybierze. Traktował nas równo, był kulturalny i czułyśmy się przy nim swobodnie. Myślę, że Agnieszka była zaskoczona, że to ją wybrał.

Jak radziła sobie Pani z obecnością kamer?

Na początku było ciężko, ale potem się przyzwyczaiłam. Operatorzy byli niesamowici, dużo z nimi rozmawialiśmy. Na początku wszyscy czuliśmy tremę przed kamerą. Powiedzieli nam, że taki ciągły stres jest niemożliwy, że w końcu organizm się nim zmęczy i odpuści. I tak rzeczywiście było. Kamery były wokół nas, ale już nie zwracaliśmy na nie uwagi, albo traktowaliśmy zwyczajnie, bez stresu. Poza tym kamerzyści często puszczali nam oczka czy dawali inne znaki, żeby nas trochę rozluźnić. To działało. Atmosfera na planie była wyjątkowa.

Oglądała Pani program w telewizji?

Z ciekawością oglądałam każdy odcinek, gdyż wcześniej nie mieliśmy okazji zobaczyć żadnego urywka programu. Znajomi po emisji kilku odcinków komentowali, że w programie jestem pokazana jako bardzo spokojna dziewczyna. Dziwili się, bo uważają mnie mimo wszystko za bardziej żywiołową. Też tak uważam. Mam więc drobny niedosyt. Poza tym pierwsze co zwróciło moją uwagę to mój dziwny głos w telewizji. Patrząc jednak na całokształt, wszystko wyszło całkiem dobrze. Producenci musieli włożyć w to dużo pracy, godzin nakręconych kamerą było bardzo dużo, a potem musieli przecież wybrać najlepsze sceny. Nie wszystko udało się pokazać, wiele sytuacji naprawdę zabawnych pominięto, ale wiadomo, czas antenowy jest ograniczony.

Decydując się na uczestnictwo w programie, nie obawiała się Pani krytyki ze strony, sąsiadów, znajomych i nieznajomych?

To jest moje życie, ludzie nie mają na nie wpływu. To ja podejmuję decyzję o własnym życiu, więc zupełnie nie obawiałam się komentarzy pod moim adresem. Raczej spotykam się z życzliwością, ale bywa i tak, że ludzie wymyślają niestworzone historie. Usłyszałam na przykład, że dostaliśmy pieniądze za każdy odcinek. Albo że wcale nie jesteśmy prawdziwi tylko jesteśmy aktorami i to nasza praca. Oczywiście mówiły to osoby, które mnie nie znają. Kolejną pogłoską było to, że wszystkie nasze wypowiedzi i gesty są wcześniej przygotowane w scenariuszu. To też nieprawda. Oczywiście, że twórcy podpowiadali nam co zrobić, na co się teraz przygotować, ale nie ingerowali w nasze wypowiedzi. Nawet powtórek było niewiele, raczej wszystko było kręcone spontaniczne. Na szczęście zostaliśmy przygotowani przez producentów na taką sytuację. Powiedzieli nam, że usłyszymy o sobie wiele nieprzychylnych i nieprawdziwych opinii, więc nic mnie chyba nie zaskoczy. Poza tym znajomi i sąsiedzi próbowali wyciągnąć ode mnie wiedzę o tym, jaki będzie finał programu. Nie pisnęłam słowa. Ale zainteresowanie było i jest ogólnie przyjemne. Zauważyłam, że program ma naprawdę dużą oglądalność. Staję się rozpoznawalna. Ostatnio na przykład pracowałam w Ostrołęce przy inwentaryzacji w markecie. Wiele osób mi się przyglądało, w końcu pewien chłopak podszedł do mnie i zapytał, czy to ja jestem tą dziewczyną z programu. Był zaskoczony. Trochę mnie peszą takie sytuacje, ale w sumie są miłe.

Czy w programie telewizyjnym można znaleźć miłość?

Uważam, że tak, ale wszystko zależy od tego z jakim nastawieniem się do niego idzie. Niektórzy chcą tylko zaznać przygody, albo mają tzw. parcie na szkło. Ale większość jednak chce znaleźć drugą połówkę.

Czy po emisji programu coś zmieniło się w Pani życiu uczuciowym?

Nie ukrywam, że poznaję teraz więcej ludzi, ale jestem bardzo ostrożna. Szukam osoby podobnej do siebie. Ja kocham książki, spacery, jazdę na rowerze, gram na keyboardzie, chociaż skończyłam tylko dwie klasy muzyczne, ale kto wie - może w przyszłości zajmę się graniem bardziej na poważnie. Lubię spokój, ciszę, widziałabym się w pracy w gospodarstwie. Ale nie oznacza to, że nie potrafię być szalona, uwielbiam też jechać do miasta, potańczyć gdzieś w klubie, pobawić się, spędzić dzień na zakupach. Mężczyzna moich marzeń równie dobrze może być też z miasta, jeżeli tylko będzie osobą wiedzącą czego chce w życiu, ustabilizowaną, dążącą do konkretnego celu. Ważne jest też to, aby nie był zbyt uległy i umiał czasem postawić na swoim. Przeciwności może i się przyciągają, ale na dłuższą metę to chyba jednak lepiej poszukać kogoś podobnego do mnie. Pomimo iż w programie nie znalazłam miłości, nie żałuję, że wzięłam w nim udział. To była wspaniała przygoda, spotkałam świetnych, szczerych ludzi. Może dzięki temu, że pokazałam się szerszej publiczności, miłość, ta właściwa, w końcu mnie odnajdzie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki