Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz walczy o żonę i dzieci. Czy uda mu się wygrać z “mamusią"?

Anna Suchcicka
Sms-y z obietnicami, które przesyłała mu żona, Dariusz ciągle przechowuje w pamięci swojego telefonu.
Sms-y z obietnicami, które przesyłała mu żona, Dariusz ciągle przechowuje w pamięci swojego telefonu. Fot. A. Suchcicka
- Została nam już tylko rozmowa przez gazetę. Jeśli to nie przekona mojej żony, nie pomoże nam już nic - uważa 42-letni Dariusz i opowiada o małżeństwie z "mamusią" w tle.

Dariusz, z maleńkiej wsi leżącej na granicy gmin Jednorożec i Chorzele, walczy o swoją rodzinę: żonę i dwójkę dzieci. Twierdzi, że na przeszkodzie ich szczęściu stoją teściowie.

Zanim Dariusz z nami się skontaktował, próbował wielu innych metod. Najpierw usiłował z żoną rozmawiać, potem nakłaniał ją, by pisała oświadczenia. W końcu zaczął szukać mediatorów zewnętrznych, m.in. na policji i w gminnym ośrodku pomocy rodzinie. Ta ostatnia wizyta dała mu zresztą wiele nadziei. Żona bowiem bez oporów, i w obecności świadków, podpisała się pod wspólnymi ustaleniami.

Lista obietnic

Obiecała, że do końca marca wróci do męża, rzadziej będzie odwiedzać swoich rodziców, a za pieniądze z becikowego kupią pralkę i lodówkę. On z kolei obiecał nie utrudniać żonie kontaktów z jej rodziną i zadbać o większą prywatność w ich wspólnym domu. Małżonkowie postanowili także, że założą wspólne konto. Do wypełnienia obietnic jednak nie doszło. Żona Dariusza nadal mieszka u swoich rodziców. A on już niemal stracił nadzieję na zmiany. Mówi, że jedyną jego nadzieją jest gazeta.

- Może moja żona to przeczyta, zastanowi się, i wróci do mnie. Wiem, że może być i odwrotnie. Jeszcze gorzej. Ale liczę się z tym i chcę zaryzykować - uzasadnia. - Poznaliśmy się na zabawie odpustowej w Duczyminie. Było to trzy lata temu. Ona na kogoś czekała. Ten ktoś nie przyszedł. Zaczęliśmy rozmawiać. Nawet nie weszliśmy do sali tanecznej. No i tak się zaczęło… - opowiada Dariusz.

Spokojna, cicha, dobra

Ślub odbył się dziesięć miesięcy później. - Dziecko było w drodze. Ponadto wydawało się, że nie ma na co czekać, bo zbliżała mi się już czterdziestka. Postanowiłem zaryzykować. Tym bardziej, że Sylwia wydawała mi się taką spokojną, cichą i dobrą dziewczyną. Zresztą prosiła mnie na litość, żeby przyjeżdżać i żeby z nią być - wspomina.

Po ślubie, który odbył się w parafii panny młodej i weselu w Duczyminie, młodzi zamieszkali u niego. W jednym domu z rodzicami Dariusza.
- I chyba dobrze wyglądały te nasze pierwsze miesiące. Zaczęliśmy remontować, wstawiliśmy piec, kupiliśmy telewizor, satelitę, wersalkę, fotele, pufy… Próbowaliśmy się jakoś urządzić. Od początku też prawie wszystko mieliśmy oddzielne od moich rodziców - mówi 42-letni dziś mężczyzna.

Z brudami do mamusi

Wspólna była tylko lodówka i wysłużona pralka Frania. I właśnie od tych domowych sprzętów zaczęły się małżeńskie swary.
- Zaczęło się, gdy zaproponowałem żonie byśmy kupili lodówkę i pralkę. Nie zgodziła się. Twierdziła, że wystarczy nam wspólna lodówka i upierała się, że z brudami nadal, tak jak robiła to od początku małżeństwa, będzie jeździła do swojej mamusi - opowiada Dariusz. - A to ponad 20 km stąd…

- Po urodzeniu dziecka wizyty "u mamusi" robiły się coraz częstsze i dłuższe. - I za każdym razem po powrocie przez dwa, trzy dni była dla mnie bardzo nieprzyjemna. Nie było z nią wtedy w ogóle rozmowy. Wszystko jej się nie podobało, wszystko miała mi za złe i krytykowała wszystko, co zrobiłem. W końcu ograniczyłem jej wizyty.

Obszerny artykuł na ten temat przeczytacie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Przasnyskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki