Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Babcia na odległość

E. Pyśk
Tu jest już mój dom - zapewnia pani Bogumiła
Tu jest już mój dom - zapewnia pani Bogumiła E. Pyśk
Pani Maria zapytana ile ma wnuków, musi chwilę się zastanowić. Kamilka od córki Kasiuni, potem Jacuś... Lista jest długa, bo i rodzina starszej kobiety liczna. Jednak od kilku lat ani wnuki, ani prawnuki nie przyjeżdżają odwiedzić seniorki rodu, choćby przy okazji Dnia Babci.

Bo pani Maria, pomimo tej licznej rodziny, została na starość sama. Bez swojego kąta, a w państwowej placówce opiekuńczej. I choć w domach pomocy społecznej ludzie mają zapewnione warunki do życia, to nie jest to ich własny dom. Pozostaje marzenie o tych najbliższych, którzy byliby z nimi do końca.
Krótka część artystyczna i własnoręcznie wykonane laurki. Trochę wcześniej, z racji ferii, młodzież z Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 odwiedziła podopiecznych Domu Pomocy Społecznej PCK Wrzos w Ostrołęce-Wojciechowicach. Laurki, choć ładne i wykonane z serdecznego, ludzkiego odruchu, nie zastąpią jednak spotkania z bliskimi. A oni są, czasami mieszkają ulicę, dwie dalej od babci czy dziadka. Niektórzy odwiedzają starszych, schorowanych ludzi, ale to niestety wyjątki. Część przychodzi niemal z kalendarzem w ręku.
- Nazywamy ich poborcami - mówią pracownicy DPS-u. - Bo pojawiają się, gdy przychodzi renta czy emerytura. Ci starsi ludzie na szczęście pogodzili się już z tym, że tak się w tym życiu ułożyło. Najgorsze są początki i świadomość, że całe życie pracowali, a rodzina po prostu się ich pozbyła. Jak kłopotliwego bagażu.
Nie znaczy to oczywiście, że jest tak w każdym przypadku. Ale samotność i tęsknota do najbliższych wita już od progu.

Babcia Maria

Pani Maria Woźniak mieszka w domu pomocy społecznej od czterech lat. Ponad dwadzieścia lat temu, razem z dziećmi przeprowadziła się do Ostrołęki. Dochowała się sześciorga wnuków. Na świecie są już jej prawnuki. Z niechęcią opowiada, dlaczego trafiła do Domu Pomocy Społecznej.
- Nie miałam się gdzie podziać - mówi cicho. - Warto o tym mówić? Przyjść tutaj to była moja ostatnia droga.
- Jak to się stało, że mając dużą rodzinę, trafiła pani tutaj? - pytamy.
- Nie wiem jak to powiedzieć, może nie chcieli babci? Tak wyszło...
Wnuki i prawnuki czasami odwiedzają babcię Marię.
- Ostatnio tak bardzo często nie, bo jednak mają swoje życie, do szkoły chodzą - opowiada staruszka. - Tu, w Ostrołęce mieszkają.
Pani Maria tłumaczy od razu, jak to dzieci i wnuki ciężko pracują, czasu na nic nie mają. Kiedy byli ostatnio z okazji Dnia Babci, pani Maria nie pamięta.
- Były, ale to chyba w pierwszym roku, jak tu przyszłam - mówi kobieta. - Zanikam już pamięcią.
Pani Maria, choć zapewnia, że dobrze jej się mieszka w DPS, mówi smutno:
- Bądźmy szczerzy: dobrze tu jest, ale jak powiadają, wszędzie dobrze, ale najlepiej to we własnym domu. Nie mogę narzekać ani na personel, ani na warunki, ani na kierownictwo, na nic. Na tęsknotę za rodziną, o! to nieraz się napłaczę. Dzisiaj płakałam.
Starsza kobieta, pochyla głowę, widać łzy w oczach. Nie myślała, że tak jej się ułoży życie.
- Wiele lat temu, kiedy nie mieszkałam jeszcze w Ostrołęce, słuchałam, jak starsze panie rozmawiały o domu starców. Najgorzej, mówiły, jak tam się pójdzie. A ja tak słuchałam i myślałam: Boże broń i ratuj, żebym ja tam nie trafiła... Ale to los człowiekiem kieruje, a nie człowiek losem. Taka prawda.
I za chwilę kobieta tłumaczy sama sobie koleje życia.
- Nie powiem, że mnie ktoś tu rzucił, syn, synowa. Sama tu przyszłam, ze swojej własnej woli. Dziękuję Bogu, że mnie tu przyjęli, bo nie miałabym, gdzie się podziać. Kocham swoje dzieci, ale tak się ułożyło. Musiałam odejść od córki i potem tak chodziłam, i tu, i tam, w końcu zaczęłam się ubiegać o miejsce w tym domu.
- Nie miałam chęci tu przyjść, znałam ten dom, bo przychodziłam tu do koleżanek. Miałam jednak za małą rentę, żeby opłacić stancję. Nie narzekam, ale własny dom z rodziną, to ten prawdziwy dom - powtarza.

Babcia Bogumiła

Pani Bogumiła Gawkowska jest zadbaną kobietą, na twarzy staranny makijaż, ma ułożone włosy. Ciepły uśmiech, chociaż smutku nie da się ukryć. Plany życiowe zmieniła choroba, która zaatakowała jej kości. Dziś porusza się na wózku inwalidzkim. Trafiła do "Wrzosu", bo - jak sama mówi, wymaga stałej opieki.
- Tu jest mój drugi dom - twierdzi. Matka i babcia, ma dwie dorosłe już wnuczki, nie widuje ich jednak często.
- Prawie się nie spotykamy, ta młodsza kiedyś mnie odwiedzała - opowiada pani Bogumiła. Wnuczki mieszkają w Ostrołęce. - Nie mają warunków, żeby wziąć mnie do siebie. Jestem nieuleczalnie chora. Dom musi być przystosowany dla niepełnosprawnych.
To, że nie ma przy niej wnuczek, chociażby z okazji Dnia Babci, już nie boli - zapewnia pani Bogumiła.
- Przyzwyczaiłam się już - opowiada. - Wnuczki dorosły, mają swoje życie. Babcia była najbardziej potrzebna, jak były małe, zwłaszcza w Dzień Dziecka - śmieje się nasza rozmówczyni. - Po prezenty przychodziły.
- Znalazłam swoje nowe miejsce na ziemi, gdzie jest mi dobrze - zapewnia. - Trzeba pogodzić się z życiem i tym, co los gotuje. Choć czasami jest smutno i kogoś brakuje... Marzę już tylko o jednym: o bezbolesnej śmierci.

Babcia Stanisława

Z panią Stanisławą nie uda się już pewnie porozmawiać. Pięć lat temu miała udar i od tego czasu jest sparaliżowana. Nie mieszka co prawda w DPS, a w domu, w małej wiosce pod Ostrołęką. Mieszka z synem, a pozostałe czworo dzieci systematycznie pomagają opiekować się chorą matką. Z panią Stanisławą pracuje rehabilitant, chociaż efektów nie widać żadnych. Dzieci chorej nie brały nawet pod uwagę tego, żeby matkę oddać do jakieś placówki opiekuńczej.
- Wychowano nas na wsi i stąd nasze myślenie jest jasne: matka nas urodziła i wychowała, i my mamy obowiązek ją dochować.
Pani Stanisława ma ponad 80 lat. Niegdyś energiczna kobieta, dziś leży w łóżku, czasami skojarzy jakąś pochyloną nad nią twarz. Nie poznaje już rodziny. Nie panuje nad podstawowymi czynnościami fizjologicznymi.
- Tak naprawdę, to chciałoby się tylko ulżyć w cierpieniu - mówi syn pani Stanisławy. - Bo matka na pewno nie chciałaby tak żyć, zawsze była samodzielna, zaradna, taki koniec...
Zanim zaatakowała ją choroba, pani Stanisława była seniorką i głową rodu z prawdziwego zdarzenia. Nie było świąt czy imienin, o Dniu Babci nie wspominając, żeby nie zjeżdżała do niej rodzina. A dochowała się piętnaściorga dorosłych w większości wnuków, trzech prawnuków.
Troska o rodzinę, także tę starą i schorowaną to element naszej własnej świadomości, a nawet tradycji, bo Polacy, a już Kurpie tym bardziej byli zawsze rodzinnymi ludźmi.
Stosunku do ludzi starszych uczymy się od naszych rodziców; to jacy będziemy dla nich zależy w znacznej mierze od tego, na co patrzyliśmy przez całe życie. Nigdy też nie możemy być pewni, gdzie spędzimy ostatnie lata życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki