Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

“Afera" BGŻ w Ostrołęce. Wszyscy niewinni

possowski
Były spektakularne zatrzymania przez ABW i oskarżenia o milionowe straty. Był śmiertelny wylew dyrektora banku, zwolnienia z pracy i osobisty dramat kilkorga ostrołęczan. Po 7 latach sąd wydał wyrok - niewinni

Sąd Rejonowy w Ostrołęce wydał wyrok w sprawie określanej mianem "afery w ostrołęckim BGŻ". Sentencja wyroku jest krótka: Wszyscy oskarżeni zostali uniewinnieni z wszystkich zarzutów. Wyrok zapadł po prawie siedmiu latach od wybuchu "afery BGŻ". Niemal dokładnie sześć lat od momentu, kiedy prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia.

Dziś rodzi się pytanie: Jak to możliwe, że po tak długim czasie, i w kontekście dawnych wypowiedzi przedstawicieli organów ścigania o "aferalnym i rozwojowym charakterze sprawy", akt oskarżenia legł w gruzach, a domniemani aferzyści wyszli z sądu z podniesionymi głowami?
"Afera BGŻ" wybuchła w Ostrołęce dokładnie 1 grudniu 2004 roku. Wówczas to funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali czworo aktualnych i byłych pracowników ostrołęckiego oddziału Banku Gospodarki Żywnościowej.

Usłyszeli oni zarzuty z artykułu 296 par. 1 i 3 kodeksu karnego (nadużycie uprawnień lub przekroczenie obowiązków skutkujących szkodą majątkową, w tym przypadku banku, wielkich rozmiarów). Wobec podejrzanych nie zastosowano aresztu, skończyło się na_kaucjach.
Podejrzani mieli udzielać kredytów bez zbadania zdolności kredytowej kredytobiorców lub udzielać kredytów osobom nie posiadającym zdolności kredytowej.

"To było celowe i zamierzone działanie. Straty poniesione przez bank ocenianie są na razie na kilka milionów złotych, ale na pewno ta kwota się zwiększy. To początek sprawy" - mówiła w 2004 roku Polskiej Agencji Prasowej ówczesna rzeczniczka radomskiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, kpt. Izabela Remjasz.

"Początek" dość szybko okazał się końcem, a straty banku ujęte w akcie oskarżenia nie przekroczyły kilku milionów złotych. Co ciekawe, domniemane nadużycia w ostrołęckim BGŻ miały mieć miejsce w 1995 roku. W 2005 sprawa uległaby więc przedawnieniu. Szybka akcja ABW (śledztwo wszczęto w październiku, zatrzymania miały miejsce w grudniu 2004 roku) spowodowała, że ryzyko przedawnienia nie wchodziło w grę.
Ostatecznie, jesienią 2005 roku, do ostrołęckiego sądu wpłynął akt oskarżenia przeciwko czterem osobom związanym z "aferą BGŻ". Nie były jednak to dokładnie te same osoby, które zostały zatrzymane przez ABW w grudniu 2004 roku. W międzyczasie bowiem, jeden z zatrzymanych, uchodzący za "głównego podejrzanego", czyli były już wówczas dyrektor ostrołęckiego oddziału BGŻ, Jan Z., zmarł. Niespełna cztery tygodnie po zatrzymaniu przez ABW - w grudniu 2004 roku. Na wskutek pęknięcia tętniaka mózgu.

Czwórka ujęta w akcie oskarżenia to trzy pracownice BGŻ - Elżbieta C, (z-ca naczelnika wydziału kredytów BGŻ), Hanna K. (radczyni prawna BGŻ), Anna B.-W. (członkini tak zwanego komitetu kredytowego BGŻ) i jeden kredytobiorca - Andrzej G., zatrzymany w marcu 2005 roku.

Ten ostatni, dziś z powodzeniem działający w biznesie, oskarżony był o wyłudzenie trzech kredytów z banku BGŻ - na kwoty: 1 mln zł (nie spłacił 970 tys. zł), 1,5 mln zł (nie spłacił w całości) i 2,6 mln zł (nie spłacił w całości). Sumy wprawdzie robią wrażenie, ale nie kiedy porówna się je z ogólną sumą kredytów zaciągniętych w BGŻ przez Andrzeja G. i firmy z nim powiązane. Ta wynosiła około 50 mln zł.

Co ciekawe, zarzuty sformułowane w akcie oskarżenia przeciw pracownicom BGŻ (Elżbiecie C., Hannie K. i Annie B.-W.) dotyczyły tylko jednego z tych kredytów. Najmniejszego - tego na milion złotych. Brzmiały tak samo - prokuratura zarzucała im "niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień" polegających na pozytywnym rozpatrzeniu wniosku kredytowego bez rzetelnego sprawdzenia zdolności kredytowej i adekwatnego do skali ryzyka zbadania wartości zabezpieczenia kredytu.

A co z pozostałymi kredytami, które zdaniem prokuratury miał wyłudzić z banku BGŻ Andrzej G.? Tymi na 1,5 i 2,6 mln zł? Anna B.-W., Elżbieta C. i Hanna K. nie usłyszały zarzutów związanych z tymi kredytami. Można tylko domniemywać, że w tym przypadku oskarżenie obejmowałoby zmarłego przed procesem Jana Z.
W kontekście wyroku uniewinniającego nie ma to jednak znaczenia. Skoro sąd uznał, że Andrzej G. nie wyłudził kredytu bezzasadne są spekulacje, kto w banku miał mu w tym pomagać

Wyrok Sądu Rejonowego w Ostrołęce nie jest prawomocny. Czy sprawa wróci na wokandę? Zapewne tak.
- Złożyliśmy zapowiedź apelacji i wystąpiliśmy do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku - powiedziała nam Edyta Luchcińska, prokurator rejonowa w Ostrołęce.

My też na nie czekamy. Nie byliśmy obecni w sądzie podczas ogłoszenia wyroku, po którym sędzia referent przedstawia tak zwane ustne motywy wyroku. Już po fakcie, w ostrołęckim sądzie odmówiono nam komentarza w tej sprawie - ze względu na skomplikowany charakter sprawy. Oskarżeni, którzy słyszeli jak sędzia prowadzący sprawę uzasadniał ustnie wyrok uniewinniający, także nie chcą się wypowiadać. Wystarczy im satysfakcja z uniewinnienia.

Czy sąd uniewinnił oskarżonych z braku dostatecznie mocnych dowodów (domniemanie niewinności) czy też uznał, że zarzucane czyny w ogóle nie mogą być rozpatrywane w kategorii przestępstwa? Czy prokuratura popełniła błąd oskarżając uniewinnionych? Czy może przedstawione przez nią dowody były zbyt słabe? Na te pytania pełną odpowiedź poznamy po sporządzeniu przez sąd pisemnego uzasadnienia. Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki