Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znała ich cała Ostrołęka. Wspomnienie po Helenie i Alfredzie Sierzputowskich

Aldona Rusinek
W czerwcu odeszła Helena Sierzputowska. W listopadzie podążył za nią mąż, Alfred. ich nagła nieobecność dotknęła boleśnie nie tylko przyjaciół. Pozostawili wiele pięknych wspomnień...

- Tata był w szoku, kiedy mama odeszła. Cholera jasna, to nie tak miało być Heleno, to ja miałem umrzeć pierwszy, powtarzał załamany - wspomina z wilgotnymi oczami Ewa, córka Heleny i Alfreda Sierzputowskich. W niespełna pół roku pochowała matkę i ojca. Mama była lekarzem. Tata leczył dusze... poezją. Znała ich cała Ostrołęka. Zwłaszcza ta starsza. Ale ta młodsza także, bo Helena Sierzputowska do końca swoich dni pełniła dyżury na oddziale noworodkowym, a Alfred od lat był protektorem młodych poetów, z którymi współistniał w artystyczno-duchowej symbiozie.

Ty moja konieczności, ach ty mój przypadku

Z Ewą (aktorką Białostockiego Teatru Lalek) i jej starszym bratem Jackiem (farmaceutą) spotykamy się w ich rodzinnym domu na ul. Baśniowej. Tak nagle, boleśnie opustoszałym.

Próbujemy sięgnąć do wspo-mnień, tak niedawnych jeszcze, serdecznych rodzinnych relacji. Pomagają w tym stosy zdjęć.
W fotoksiążce, zrobionej przez dzieci na Złote Gody Rodziców w 2013 roku, Piękna Helena i Piękny Alfred uśmiechają się ze starych fotografii. Wspaniałe zdjęcia, „obrobione” artystycznie przez Jerzego Żebrowskiego, fotografika, męża Ewy, przeplatane są fraszkami i fragmentami wierszy Alfreda. Fotografie odsłaniają życie rodzinne „we wnętrzu”. Helenę i Alfreda z dziećmi, wnukami, przyjaciółmi. W oddzielnym albumie mnóstwo zdjęć Alfreda Sierzputowskiego. W domu i na ukochanych Mazurach.

Ewa cieszy się każdą fotografią, choć znów przez łzy.
- Mazury to to, co najbardziej kojarzy mi się z rodzicami. I to, że zawsze na rodziców mogłam liczyć. W każdej sytuacji, oni razem myśleli, co zrobić, jak pomóc, jeżeli byliśmy w potrzebie czy kłopotach - wspomina Ewa. - Dlatego ta więź między nami zawsze była taka mocna. Znajomi nie mogli się nadziwić: co ty, Ewka, z rodzicami na wakacje co roku jeździsz, mając 45 lat? A dla nas wszystkich to pole z pompą w bindudze Drapacz pod Karwicą nad nidzkim jeziorem i dwie przyczepy były naprawdę wspniałym światem. W ciszy, pięknie natury. My z bratem prawie od urodzenia, każde lato tam spędzaliśmy. Najpierw pod namiotami. Z czasem rodzice dorobili się ruskiej przyczepki, takiej z namiocikiem. Potem ktoś im z zagranicy ściągnął już porządniejszą, choć używaną przyczepę. My też sobie kupiliśmy. Od tego czasu mieszkaliśmy już w „luksusach” - śmieje się Ewa. - Niezależnie od warunków, byliśmy tam wszyscy co roku szczęśliwi - dodaje, pokazując kolejne zdjęcia: ojciec w „rosyjskiej mydelniczce” - tak nazywaliśmy jego łódkę, na której wciąż tkwił w kapelusiku i z wędkami. W ubiegłym roku wszyscy jeszcze byliśmy, szczęśliwi, nad jeziorem. W minione wakacje tata, po śmierci mamy zarządził, że mimo wszystko jedziemy na nasze pole z pompą. I to był dobry pomysł. Bo pośród wszystkich przyjaciół, z którymi koczowaliśmy tam od lat, w rozmowach i wspomnieniach serdecznych przy ognisku, łatwiej mi było godzić się, oswajać ze śmiercią mamy.

Helena Sierzputowska nie doczekała wesela wnuka Piotra z Kasią, którzy brali ślub 1 sierpnia.
- Ale tata zobaczył nawet zdjęcie upragnionego prawnuczka czy prawnuczki, „ludzika” jak mówił. Tyle, że to było zdjęcie z ultrasonografu.Przestrzegał Kasię, żeby za często ludzika tak nie fotografowała - wspomina Ewa.

Oboje za to bardzo cieszyli się wnukami.

Z dziewięcioletnią Olą, córką Ewy, spotykali się częściej. Z wnukami, którzy mieszkają na Wybrzeżu, rzadziej. Starszy, Piotr - pływa na statkach . Młodszy, Jasiek jeszcze studiuje na oceano- technice. Nadal są bardzo związani z Ostrołęką. Tutaj mają swój zespół muzyczny. Wcześniej szanty, teraz bardziej rockowy, ale starają się wykorzystywać teksty dziadka w swoich utworach, choć sami także nieźle piszą.

- Moi synowie po dziadkach przejęli też ten pęd do natury, miłość do przyrody, chęć poznawania świata - mówi Jacek Sierzputowski. - A ja swoim rodzicom dotychczas mam za złe brak zaufania - dodaje. - Zlikwidowali mi moje laboratorium chemiczne, bo myśleli, że produkuję narkotyki - wyrzuca z poczuciem humoru podobnym ojcowemu Jacek.

- Ale pamiętasz, że podpaliłeś w tym laboratorium mapę Polski. Bali się o ciebie - Ewa łagodzi śmiechem młodzieńczy „uraz” brata. - A i tak z laboratorium coś się wykluło, bo poszedłeś na farmację.

Co charakterystycznego pamiętają z Rodziców? Mówią, że mama zawsze tryskała energią.
- Potrafiła w ciągu dnia zrobić mnóstwo rzeczy. Przyjmować pacjentów, ogarniać dom, znaleźć czas dla przyjaciół i wspaniałych sąsiadów z Baśniowej. Tata był bardziej „stateczny”. Może dlatego, że przeważnie pisał. Zawód pisarz - śmieje się Ewa - nigdy jakoś nie potrafiłam go skojarzyć z inną pracą. W dzieciństwie usypiał mnie stukot starej maszyny do pisania. Nie przeczytałam wszystkiego, co wystukał na tej maszynie, ale mam zamiar to nadrobić. Bardzo mi się podobały niektóre wiersze i prozatorskie zapiski o Ostrołęce, ostrołęckie opowiadania. Tata oprócz swego pisania miał wędkowanie. Mama uwielbiała czytać. Oboje z pasją grali w brydża.

Helena Sierzputowska w piątek, 5 czerwca, miała jeszcze dyżur na oddziale.
- Ale jakoś kiepsko się poczuła. Przed wyjazdem na Mazury poszła się przebadać. Wyniki okazały się dosyć kiepskie, nie wiadomo z jakiej przyczyny. Mama wybierała się na dalsze badania do Białegostoku. I nagle, 19 czerwca, dostała rozległego zawału. Nie wiadomo z czego - przypomina bolesne chwile Ewa. - Tata powędrował za nią niespełna pięć miesięcy później. Myślę, że przestał mu się podobać świat bez mamy, a Jej może tam w górze zabrakło czwartego do brydża, że tak spiesznie za nią podążył.

Lubił życie pointować fraszką

Alfred Sierzputowski zagościł na naszych łamach już w drugim numerze TO, 24 października 1982 roku. Jako poeta, prezes Klubu Literackiego „Narew” i wędkarz rozkochany w mazurskich klimatach, bohater tekstu „Ucieczka w samotność”, autorstwa niżej podpisanej. A na stronie obok jako autor refleksyjnego wiersza „Do...”. Potem przez wiele lat współpracował z redakcją, m.in. jako autor felietonowej rubryki „Obserwacje” i innych artykułów o tematyce społeczno-kulturalnej. Stworzył setki wierszy (w tym sonety oraz poematy!) i fraszek (w tej lapidarnej formie bardzo trafnie, do końca swoich dni pointował rzeczywistość), opowiadań „natchnionych” Ostrołęką.

- Alfred zostawił trwały ślad na literackiej mapie Ostrołęki - w poezji, satyrze, publicystyce. A także w życiu kulturalno-społecznym miasta i regionu. W 1972 roku był współtwórcą Grupy Literackiej „Narew”, dziesięć lat później przekształconej w Klub Literacki „Narew”. W życiu borykał się z wieloma trudnościami i przeciwnościami losu. Nie zatracał jednak swych talentów twórczych, ani niezachwianego optymizmu. Posiadał dużą umiejętność precyzyjnego, celnego wyrażania bogactwa myśli i odczuć w krótkich formach literackich - wspomina Czesław Parzych, przyjaciel poety, też członek Klubu Literackiego „Narew”. - A przy tym był człowiekiem o gołębim sercu, bardzo ciepłym, rodzinnym i życzliwym ludziom. Przy tym z ogromnym poczuciem humoru, z radością także z siebie żartował. Stąd był świetnym satyrykiem. I człowiekiem, z którym można było się sprzeczać. Trzeba było się sprzeczać. Bo to były spory twórcze. Ważny ferment mentalny. Często, zwłaszcza w ostatnich latach, pochylał się też nad potrzebą wiary i poszukiwania Boga, o czym bardzo pięknie mówił na pogrzebie Alfreda jego przyjaciel, ks. kan. Witold Bruliński.

- Zasiadaliśmy z Alfredem w pierwszej kadencji rady miasta z list Towarzystwa Przyjaciół Ostrołęki. Byłym ciepłym, sympatycznym człowiekiem. Bardzo go polubiłam podczas tych naszych samorządowych spotkań. I tych w TPO - wspomina Agnieszka Tańska. I okazuje akrostych, który napisał dla niej Fredek na okoliczność jej dokoratu. Akrostychami poeta obdarzył jeszcze kilkoro swoich przyjaciół.

Śmierć Alfreda Sierzputowskiego wielu zaskoczyła, nie mniej niż śmierć jego żony.
- 15 października świętowaliśmy w bibliotece wydanie najnowszej książki Alfreda, pt. „Fredki” - wspomina Sabina Malinowska, zastępca dyrektora MBP. - Był to jeden z najpiękniejszych wieczorów w Arce. Spotkanie prowadził Karol Samsel, poeta młodego pokolenia, któremu Alfred „pomógł wyjść z literackiego dzieciństwa”. Była to fascynująca rozmowa mistrza i ucznia o poezji, o filozofach, o życiu, pełna refleksji, powagi ale i charakterystycznego dla poety dowcipu. Któż by pomyślał, że było to nasze ostatnie spotkanie… Fredek był już poważnie chory, ale - jak zawsze - nie uskarżał się. Dziś myślę, że Alfred wiedział, że to jego ostatnie spotkanie z czytelnikami i przyjaciółmi. Chciał pozostawić w naszej pamięci obraz człowieka pogodnego, a nie gderliwego, schorowanego starca. 29 października dzwonił do mnie ze szpitala tuż przed wieczorem poetyckim Karola Samsela. Prosił, by go przeprosić, że nie będzie mógł przybyć. „Bo miałem mały zawalik i podłączyli mnie pod te komputery, i nie mogę się ruszyć”. To był cały Alfred, do końca z humorem, aby innych nie kłopotać sobą. Znałam Alfreda niemal od zawsze. Najpierw jako poetę, satyryka, członka KL „Narew”. Potem przeprowadził się z rodziną do domku przy ul. Baśniowej, niedaleko mojego domu i tak zostaliśmy również sąsiadami. Pamiętam go przede wszystkim jako człowieka z niezwykłym poczuciem humoru. Ale to był swoisty humor. Żartowaliśmy czasami, że przy Alfredzie lepiej nic nie mówić, bo jak odpowie fraszką, to nikomu może nie być do śmiechu. Ale jego żarty, fraszki miały ośmieszać przede wszystkim przywary i ludzką głupotę ale nigdy człowieka. Wbrew pozorom traktował życie i człowieka bardzo poważnie. Tworzymy program działań literackich na 2016 rok i wciąż potykam się o myśl, że to trzeba będzie poprowadzić bez Alfreda, że nie mogę zadzwonić i podpytać, jak by to widział, co o tym sądzi - mówi ze smutkiem Sabina Malinowska. - Tych rozmów i podpowiedzi będzie nam brakować, bo Alfred Sierzputowski był w swoich radach szczery i bardzo krytyczny. Nie wszyscy to lubią, ale wielu z nas ceniło w nim tę cechę - zapewnia wicedyrektorka biblioteki. - Wspólnie z Alfredem organizowaliśmy tyle wydarzeń literackich, że trudno je wszystkie wymienić: Spotkania Literackie na Kurpiach, Festiwal Literacki, Wieczory w Arce, warsztaty i konkursy poetyckie. Wciąż nas upominał, aby nie zapominać o młodych poetach, bo któż przejmie pióro, gdy odejdzie On i Jego rówieśnicy. Sam też o to dbał, cieszył się z każdej nowej książki młodego twórcy, z każdego nowo odkrytego talentu. Tak myślę, odszedł Dionizy Maliszewski, odszedł Edward Kupiszewski, odszedł Wojciech Woźniak i Alfred Sierzputowski, a wraz z nimi odchodzi pewna epoka literacka, legenda literackiej Ostrołęki - dzieli się niewesołą refleksją Sabina Malinowska.

Opłakiwała każdą dziecięcą śmierć

Helena Sierzputowska, lekarka pediatra, do ostatniego dnia życie darowała dzieciom. Swoim i innym.
- Wyleczyła tysiące dzieci. Jej ukochanymi pacjentami były noworodki. To im poświęciła 40 lat życia w ostrołęckim szpitalu. Doprowadziła do wyodrębnienia z oddziału dziecięcego oddziału noworodkowego i była jego pierwszym ordynatorem, przez 30 lat. Walczyła o życie każdego noworodka. Opłakiwała każdą śmierć. Wychowała swoich następców - lekarzy neonatologów i dziesiątki pielęgniarek - żegnał nad grobem swą starszą koleżankę jej następca, doktor Janusz Chełchowski, z którym do ostatnich chwil współpracowała na oddziale.

- Helenę poznałam, gdy przeniosłam się z Ostrowi Mazowieckiej do ostrołęckiego szpitala w 1978 roku - wspomina dr Agnieszka Tańska, pediatra, wieloletnia ordynator oddziału dziecięcego. - Wiadomo, że nasze oddziały były w ścisłej współpracy, więc my z Heleną także. Pamiętam, jak w tamtych latach doktor Sierzputowska wprowadzała transfuzję wymienną przy konflikcie serologicznym. To był bardzo nowatorski zabieg ratujący życie dziecka. Niełatwy w ówczesnych warunkach. Polegał na wymianie krwi noworodka. Patrzyłam na moją starszą koleżankę z ogromnym podziwem. I wiele się potem od niej uczyłam. Helena wciąż mówiła, że Alfred jest poważnie chory. A to wreszcie ona wcześniej odeszła. Ale tak często bywa u lekarzy. Oni nie patrzą na siebie, nie widzą własnych problemów. W dniu, w którym zmarła, miała mieć dyżur na oddziale. Ja kiedyś Fredka pytałam, czy ona ma jeszcze siłę na te dyżury. Słuchaj - powidział mi - dla niej to jak wyjście na bal. Ona tak tęskni do bycia pośród tych nowonarodzonych dzieci, do swoich kolegów. Tak chciała być pośród nich i wciąż czuć się potrzebną... Do mnie przyjechali ostatnio mali pacjenci, którzy dotychczas chodzili do doktor Sierzputowskiej. Ich mama powiedziała, że do Heleny to one jechały zawsze jak do babci, bo ona tak im kazała mówić, żeby się nie stresowały. Helena była bardzo ciepła i bezpośrednia - wspomina Agnieszka Tańska.

- Tak nagle się wyprowadziła, nikt nie był na to przygotowany - mówi Zofia Malinowska, która, jako siostra oddziałowa ponad 30 lat, od 1968 roku pracowała z Heleną Sierzputowską na oddziale noworodkowym. - A nigdy nie mówiłyśmy sobie na „ty”, jak nasi mężowie, nawet przy brydżu, choć obie urodziłyśmy się w maju 1937 roku, z dwutygodniową zaledwie różnicą. Uważałyśmy, że zachowanie hierarchii na oddziale jest niezbędne dla utrzymania dyscypliny. I tak nam się to przeniosło na prywatne stosunki, ale poza tym „oficjalnym tytułowaniem”czułyśmy się bardzo swobodnie.

Zofia Malinowska wspomina Helenę Sierzputowską jako wspaniałego człowieka i lekarza.
- W latach siedemdziesiątych w ostrołęckim szpitalu był bardzo wysoki wskaźnik śmiertelności noworodków. To była plama na honorze naszego oddziału. Doktor Sierzputowska wprowadziła radykalne rygory sanitarno-higieniczne. Sterylną czystość na oddziale. A trzeba pamiętać, że w starym szpitalu mieliśmy dużo bardziej zgrzebne warunki niż są dzisiaj. Wytrwale wdrażałam zasady wprowadzone przez doktor i bezwzględnie je egzekwowałam. To było na mojej głowie, bo doktor miała inne obowiązki, ale zawsze była na zawołanie. Udało nam się stopniowo ograniczyć poziom umieralności okołoporodowej. Doktor Sierzputowska była bardzo lubiana przez personel i pacjentów. Miała do ludzi życzliwy, bezpośredni, prostolinijny stosunek.

W taki sposób mówią zarówno o Helenie, jak i o Alfredzie wszyscy, którzy ich znali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki