Mężczyzna został zwolniony z pracy w Hawajskiej Agencji Zarządzania Kryzysowego po tym, jak 13 stycznia rano nadał publicznie ostrzeżenie, że nad Hawaje nadciąga pocisk balistyczny. - "To nie są ćwiczenia" - kończył się alarmujący komunikat.
Teraz były pracownik agencji - który nie chce ujawnić swojej tożsamości w obawie przed atakami - opowiedział dziennikarzom CNN, że był święcie przekonany, iż podaje prawdziwą informację oraz, że nad Hawaje nadciąga pocisk balistyczny. - Byłem na sto procent przekonany, że zagrożenie jest prawdziwe - mówił mężczyzna reporterom CNN.
Okazało się, że do feralnego incydentu doszło podczas porannej zmiany pracowników agencji. Ci, którzy przyszli rano do pracy właśnie logowali się do swoich komputerów.
Jak wykazało śledztwo, tego dnia przeprowadzono w agencji ćwiczenia ostrzegania ludności przed atakiem rakietowym. Z centrali przekazano telefonicznie alert o nadciągającym zagrożeniu wraz z komunikatem "To nie są ćwiczenia". Według śledztwa, cały alert poprzedzony był słowami: "Exercise. Exercise. Exercise." (ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia). Pracownik, który wywołał panikę twierdzi, że nie usłyszał tych trzech słów. W związku z tym zadziałał tak, jak był szkolony, czyli włączył komunikaty ostrzegające ludność. Wcześniej miał brać udział w przynajmniej pięciu tego typu ćwiczeniach alarmowych.
Jak podaje BBC, w trakcie śledztwa po incydencie pozostali pracownicy agencji, którzy również odebrali ćwiczebny alarm, powiedzieli, że słyszeli na końcu słowa "ćwiczenia".
Pracownik, który wywołał alarm został zwolniony. Śledczy twierdzą, że były już wcześniej zastrzeżenia co do jego pracy. Jako częściową przyczynę incydentu uznano też przestarzały sprzęt komputerowy będący na wyposażeniu agencji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?