Lekarze mówili, że tam dzwonili, ale moim zdaniem, przez dwa tygodnie tego nie robili. Dopiero dzięki interwencji rodziny, udało się przewieźć tam syna - twierdzi.
27 czerwca około pierwszej w nocy Mariusz jechał z kolegami ostrołęcką obwodnicą. Kierowca źle ocenił swoje możliwości. Wypadł z zakrętu. Uderzyli w płot.
Szybko, czyli… wolno
Mariusz trafił do ostrołęckiego szpitala z najcięższymi obrażeniami - z połamaną w kilku miejscach miednicą, a także z połamanymi żebrami. Lekarze nie podjęli się zoperowania skomplikowanych złamań miednicy. Woleli, by pacjent został przetransportowany na wyspecjalizowany w tego typu operacjach oddział - Oddział Uszkodzeń i Patologii Miednicy w Szpitalu Klinicznym w Otwocku.
- Na początku mojego pobytu przyszedł do mnie ordynator i poinformował, że będą chcieli mnie jak najszybciej wysłać do Otwocka - opowiada mężczyzna.
Okazało się, że musiał czekać aż trzy tygodnie.
- Lekarze potem mówili, że nie mogą się dodzwonić... - mówi z powątpiewaniem mężczyzna. - Po tygodniu miałem nogę na wyciągu. A po ponad dwóch tygodniach moja mama i dziewczyna wzięły sprawy w swoje ręce. Pojechały do Otwocka z moimi zdjęciami rentgenowskimi. Zastępca ordynatora tamtejszego oddziału powiedział, że mogą mnie przyjąć na_początku przyszłego tygodnia - wtedy, kiedy będzie ordynator (ordynator był w tym czasie na urlopie - przyp. red). Dodał, że czas oczekiwania na operację był za długi i mogę mieć problemy z chodzeniem.
Więcej na ten temat przeczytasz w papierowym wydaniu TO
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?