Strzelanina na Bałutach. Policjant na ławie oskarżonych. Dlaczego strzelał?
Gdy się uspokoiła oznajmiła, że Daniel W. był przemęczony z powodu ciężkiej pracy w policji. Dochodziło do sytuacji, że przełożeni ściągali go na służbę nawet wtedy, gdy miał dzień wolny, który chciał poświęcić swoim dzieciom.
Zapytana o sytuację finansową syna, Honorata W. zeznała: - Dowiedziałam się, że Daniel zaciągnął masę kredytów, że jest zadłużony na 100 tys. zł. Dlatego starał się o wyjazd na misję do Kosowa, aby w ten sposób zarobić i spłacić kredyty. Uzyskał nawet wstępna zgodę, ale potem się to zmieniło, bowiem przełożeni powiedzieli mu, że go nie puszczą, gdyż brakuje ludzi w policji i nie ma kto pracować. Wydaje mi się, że syn nie mógł sobie poradzić z tą trudną sytuacją. Gdy odwiedziłam go w areszcie i zapytałam o zdarzenie z 1 grudnia, Daniel odpowiedział, że problemy go przerosły i w końcu nie wytrzymał.
Jako świadek zeznawał też policjantka, Agata M., która była na miejscu strzelaniny. Gdy tam dotarła ujrzała leżącego na chodniku rannego Jakub F., który został przewieziony do szpitala Kopernika, a także stojącą w pobliżu Małgorzatę W. z małym dzieckiem na ręku. Drugie jej dziecko było w domu. Podobnie jak oskarżony, który po pewnym czasie wyszedł bez broni i został skuty kajdankami. Daniel W. był spokojny i małomówny. Poinformował jedynie, gdzie jest pistolet i amunicja. Jego żona zaś oznajmiła, że pokłóciła się z mężem tak bardzo, że chciała zabrać dwójkę dzieci i wyprowadzić się z domu.
Strzelanina na Bałutach w Łodzi. Prokuratura zarzuca policjantowi usiłowanie zabójstwa