Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów
3 z 7
Przeglądaj galerię za pomocą strzałek na klawiaturze
Poprzednie
Następne
Przesuń zdjęcie palcem
W Janowa Dolina była nowoczesną osadą górniczą powstałą w...
fot. Wikipedia Commons/Domena publiczna

Wołyń. Prawdziwe historie. Siedem relacji z rzezi Wołynia. Nabici na pal, spaleni w kościele, zarąbani siekierami...

Zbrodnia w Janowej Dolinie

W Janowa Dolina była nowoczesną osadą górniczą powstałą w okresie międzywojennym przy kopalni bazaltu. Zamieszkiwało ją wtedy 2,5 tys. Polaków, wywodzących się z różnych części kraju (na zdjęciu widzimy miejscowych górników). Od początku 1943 r. do miejscowości napłynęło wielu uciekinierów z zagrożonych przez UPA rejonów Wołynia. Dlatego też w kwietniu owego feralnego roku, zamieszkiwało ją już ok. 3 tys. osób.

W osadzie, w obwarowanych budynkach garnizonu, stacjonował 100-osobowy oddział niemiecki. Polacy, przerażeni mnożącymi się w okolicy napadami, sądzili, że siły okupanta ochronią ich przed agresją ze strony UPA. Dlatego też, nie utworzyli tutaj żadnych struktur samoobrony, jak czyniono w wielu innych skupiskach polskich na Wołyniu. Ich rachuby zawiodły.

Atak na Janową Dolinę przeprowadziły sotnie "Jaremy" i "Szauli". Akcją dowodził osobiście major Iwan Łytwynczuk ps. Dubowyj, uważany za jednego z inicjatorów rzezi wołyńskiej (obok Dmytra Klaczkiwskiego i Wasyla Iwachiwa).

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

Oto relacja Janina Pietrasiewicz-Chudy, mieszkanki Janowej Doliny, której udało się ujść z życiem z masakry:

Nocą z 21 na 22 kwietnia 1943r. (z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek) o północy ze wszystkich lasów okalających osiedle wyszli Ukraińcy.

Uprzednio przerwali łączność telefoniczną z siedzibą powiatu w Kostopolu, wysadzili w powietrze tory kolejowe, mosty, a droga dojazdowa była nie do pokonania, bo leżały na niej pościnane drzewa. Otoczyli osiedle, oblewali każdy budynek naftą lub benzyną, podpalając go smolnym łuczywem od strony wejścia.

Oknami wrzucali granaty i strzelali do uciekających nieraz już bardzo poparzonych ludzi. Strzelali, zabijali siekierami, widłami lub nożami. Napastników było bardzo dużo.

My mieszkańcy ulicy K, najdalej położonej od centrum osiedla, tej nocy nie nocowaliśmy w swoich domach. Część mieszkańców spała w centrum u rodziny, znajomych. My tj. mój ojciec i ja nocowaliśmy w kotłowni w Bloku. Mój ojciec znał język niemiecki i budował palisadę wokół Bloku. Dlatego pozwolono nam i paru innym rodzinom nocować w tej kotłowni.

Moja matka rano 21 kwietnia wyjechała do rodziny do Równego odwieźć na "przechowanie" moją małą siostrzyczkę i miała wrócić następnego dnia. W nocy jednak obudziły nas huki strzałów i straszne krzyki.

Ukraińcy próbowali podpalić - i zdobyć również blok - siedzibę Niemców i główny punkt obrony. W pewnej chwili usłyszałam "Iwan chody siuda ja uże tut". Trudno ten wrzask zapomnieć.

Jednemu Ukraińcowi udało się najprawdopodobniej "przeskoczyć" palisadę. Atak został odparty, ludność cywilna przebywająca na terenie Bloku otrzymała od Niemców broń. Spoza obwarowanego drewnianymi palisadami obszaru, otworzyła zmasowany ogień z broni maszynowej, strzelając do wszystkiego, co się ruszało.

Ludzie uciekali z płonących domów w kierunku Bloku (gdzie uważali, że znajdą ochronę) i ginęli od kul niemieckich, a może też kul rodaków. Ci, którym nie udało się opuścić domów w przerażeniu, chowali się w piwnicach, mając nadzieję, że ogień nie przedostanie się do podmurówek.

Z tych ludzi nikt nie ocalał. Żar i dym był tak wielki, że udusili się, zostali spaleni na węgiel lub po prostu upieczeni. Stan oblężenia i masakry trwał aż do świtu.

Nadjechały posiłki niemieckie z Kostopola - drogą, z której trzeba było najpierw usunąć leżące na niej pościnane drzewa.

Rano ruszyły patrole niemieckie na rozpoznanie terenu, złapano kilku ukraińskich bandytów, którzy furami przyjechali po "dobra" Lachów. Mój ojciec jako, że znał język niemiecki, jak również ukraiński (prowadząc budowle, zatrudniał Ukraińców, był nawet przez nich lubiany, bywał na ślubach, chrzcinach swoich pracowników) był tłumaczem, ja trzymałam się jego spodni i te największe tragedie widziałam.

Pamiętam małe dzieci nadziane na pale na Alei Spacerowej. Całe rodziny z nożami w plecach leżące w krzakach, spalone moje koleżanki. Opisem ogromu tej tragedii jest fragment wiersza nieznanego mi autora.

"Oczy wykuwano, piersi obcinano
i głową na dół na drzewach wieszano
Bulbowcy swe plany spełnili
Nas z naszych domów wypędzili".

Gdy ucichły strzały w pierwszej kolejności zajęto się rannymi, których umieszczono w Bloku. Widok był przerażający: jedni czarni, poparzeni, inni pokaleczeni, cali zbryzgani krwią, leżeli jeden przy drugim na gołej podłodze, jęcząc z bólu, błagając
o pomoc lub łyk wody.

Pozostała przy życiu jedna pielęgniarka była bezradna wobec tylu rannych, braku leków, chociażby tych, które uśmierzają ból. Pomoc ograniczała się do podawania wody.

Nie wiem, czy to "dobre" serce Niemców, czy może strach przed Bogiem, a może jeszcze coś zupełnie innego było powodem, że ranni tego samego dnia zostali odwiezieni samochodami wojskowymi do Kostopola.

Byłam w jednym z tych samochodów. Pamiętam, jak ukryci za drzewami bandyci strzelali do nas, mimo że samochody były oznaczone czerwonym krzyżem. Lęk dzieciństwa to tylko dwa słowa, ale do dnia dzisiejszego nie opuszczają mnie. Gdy jadę nocą samochodem, to nie wiem, kiedy z siedzenia zsuwam się na podłogę i nadsłuchuję, czy gdzieś nie słychać świstu kul.

Ci, co pozostali przy życiu, wykopali jeden bardzo długi grób, gdzie stał krzyż. Było to miejsce przeznaczone na budowę przyszłego kościoła. Pamiętam ten grób. Tę straszną "kupę" ludzkich ciał, popalonych, pomordowanych, wśród których były kobiety i dzieci. Według różnych źródeł dostępnej mi literatury, podawana jest liczba pomordowanych od 900 do 2000 ludzi.

Nie mogę pominąć historii krzyża. W 1938 roku zapadła decyzja budowy kościoła. Miejsce zostało wybrane, poświęcone i postawiono krzyż. Władze sowieckie swe rządy rozpoczęły od wydania rozkazu usunięcia stojącego krzyża. Nikt z Polaków tego rozkazu nie chciał wykonać.

Rosjanie [Ukraińcy- red.] wpadli więc na pomysł, aby ścinać drzewa wokół krzyża i któreś spadające drzewo upadnie na krzyż i "problem" zostanie rozwiązany. Drwale ścinali drzewa, ale one padały w różny sposób i żadne z nich krzyża nie uszkodziło. Ludzie mówili, że to cud. Dziś nieraz zastanawiam się nad tym, czy to umiejętności drwali, czy też może faktycznie cud.

Moja rodzina ocalała, ale moja mama tej jednej nocy zupełnie osiwiała. Janowa Dolina. Ilekroć wspomnę tę nazwę, widzę oślepiającą jasność, potworny huk, trzask ognia, słyszę krzyk i jęki palonych żywcem ludzi oraz wrzaski w języku ukraińskim. Do dnia dzisiejszego każdy Wielki Piątek poświęcam pamięci pomordowanych i mimo że minęło już tyle lat zawsze w tym dniu, same płyną mi z oczu łzy.


Ogółem w masakrze zginęło ok. 600 Polaków. Większość ofiar poniosła śmierć w podpalonych domach.

Zobacz również

Liverpool finalizuje transfer następcy Juergena Kloppa

Liverpool finalizuje transfer następcy Juergena Kloppa

Tak było na ostatniej imprezie w Loft Music Club Włocławek. Zdjęcia

Tak było na ostatniej imprezie w Loft Music Club Włocławek. Zdjęcia

Polecamy

Jedziesz na rodzinną wycieczkę? Zobacz, ile kosztują bilety do popularnych parków

Jedziesz na rodzinną wycieczkę? Zobacz, ile kosztują bilety do popularnych parków

Najlepsze miejsce na grilla. Zobacz, gdzie ustawić grilla w ogrodzie i plenerze

Najlepsze miejsce na grilla. Zobacz, gdzie ustawić grilla w ogrodzie i plenerze

Solina w pigułce: Idealne miejsca na krótki wypad nad jezioro

Solina w pigułce: Idealne miejsca na krótki wypad nad jezioro