Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyjechali tu z całymi rodzinami. Jak nas widzą Finowie pracujący w Ostrołęce w Stora Enso?

Redakcja
Polacy więcej mówią niż pracują. Żyją bardziej na luzie. Przy bliższym poznaniu okazują się jednak niezwykle sympatyczni. A Polki są piękne - tak nas postrzegają pracującyw Stora Enso w Ostrołęce Finowie.

Po pracy najczęściej spotykają się w Avalonie. Tu się stołują, tu pogadują przy piwie. Finowie pracujący przy budowie ogromnej maszyny papierniczej w StoraEnso. Po siedemnastej rządkiem podążają do baru. Najpierw sześciu, za chwilę następnych pięciu. Po jakichś dziesięciu minutach kolejnych trzech. To Jarkko, Janne i Tomi - inżynierowie, którzy zgodzili się porozmawiać o swoim pobycie w Ostrołęce, w Polsce.
Chwilę później dołącza do nas Maria Rochowicz, szefowa pijaru w "Storze", jak popularnie nazywa się największy ostrołęcki zakład pracy. Pomogła w nawiązaniu kontaktu z Finami i prowadzeniu rozmowy. Przy grzecznej herbatce staramy się obie z naszych rozmówców wyciągnąć refleksje o Polsce, Polakach i Polkach. No i Ostrołęce, oczywiście.

Budowa maszyny papierniczej Stora Enso to obecnie największy zakład pracy w regionie. Zobacz zdjęcia

Taka przygoda raz w życiu

Wszyscy są u nas pierwszy raz.
- Zdecydowałem się na przyjazd, bo byłem zaciekawiony tak dużym projektem. To poważne wyzwanie zawodowe - mówi Jarkko Luukkanen. - A moja żona była zainteresowana Polską. Przyjechaliśmy zatem całą rodziną, z trójką dzieci. Jedenastoletni syn Roni i dziewięcioletni Vertti chodzą do międzynarodowej szkoły w Warszawie. Pięcioletnia Eerin uczęszcza do przedszkola.
Sam Jarko tydzień mieszka w Ostrołęce, tydzień w Warszawie, gdzie pracuje także w biurze projektowym.
Żonę i troje dzieci - osiemnastoletnią Ernę, szesnastoletnią Pinię i czternastoletniego Aarona ma w Warszawie także Tomi Kulomaa. Jego rodzina zjechała dopiero przed miesiącem, choć on sam, podobnie jak pozostali Finowie pracuje w Ostrołęce już półtora roku.
- Przy największej maszynie papierniczej budowanej w tej chwili w Europie - podkreśla z dumą. Nadzoruje produkcyjną część tej maszyny.
- Raz w życiu można mieć taką przygodę, tak ogromnej budowy - dopowiada w swoim imieniu powód przyjazdu Janne Myllykangas. No i nie był nigdy w Polsce, więc ciekawy był także nowego kraju. Jest odpowiedzialny za budowę finalnego magazynu produktów, dokładnie zautomatyzowanego, gdzie "ręcznie" nie będzie pracował ani jeden człowiek. Janne też mieszka tydzień w Ostrołęce, tydzień w Warszawie. Bo tam pracuje także w biurze projektowym.
Wszyscy trzej przyjechali z Immatry. Niespełna trzydziestotysięcznego miasta położonego na południowym wschodzie Finlandii, na granicy z Rosją. Immatra jest bardzo młoda. Zbudowana została w… 1949 roku, wokół StoraEnso. To typowe miasteczko przemysłowe, zamieszkałe przede wszystkim przez rodziny pracowników miejscowych zakładów. Ale jego charakter kształtuje także położenie na granicy z Rosją i w krainie wielkich jezior.
- Bardzo dużo jest u nas Rosjan - mówią Finowie. - W dużej mierze na nich nastawiona jest nasza infrastruktura, nasze usługi. Korzystają z supermarketów, mają dacze nad jeziorami. Dawniej granica z Rosją przebiegała nieco bardziej na zachód, wiec na tych terenach Rosjanie czują się jak u siebie, bardzo dużo też inwestują w tej okolicy. Finom to specjalnie nie przeszkadza.
Moi rozmówcy nie wiedzieli niczego o Polsce zanim przyjechali. Pierwsze wrażenia z Ostrołęki:
- W porównaniu do fińskich miast tej wielkości jest spokojniejsza i mniej nowoczesna. Od Immatry, dwukrotnie większa, ale też przytulna - mówią.

Wszędzie stemple i pisma…

Co ich zaskoczyło w Polsce?
- Przede wszystkim biurokracja - odpowiada natychmiast Jarkko. - Wszędzie potrzebne stemple i pisma. U nas jest prościej.
Tommiego przede wszystkim zaskoczyła monotonia mazowieckich równin.
- Wiedziałem przed przyjazdem, że nie będzie tu jezior, wokół Ostrołęki. Ale nie spodziewałem się, że będzie tak płasko - mówi.
Jenniemu w pierwszej chwili wydało się u nas zbyt tłoczno. Zbyt dużo ludzi. Finlandia ma 5 milionów mieszkańców, Polska 38 milionów. Przytłaczające tłumy. Ale już się z tym oswoił.
- Fińskie wsie są coraz bardziej wyludnione, ludzie przenoszą się do miast. A w Polsce chyba odwrotnie, bo widzę bardzo dużo nowych domów na wsiach - spostrzega Janne, który sam pochodzi ze wsi. Rodzice gospodarzą 50 kilometrów na wschód od Helsinek. On sam na wieś raczej już nie wróci.
W czasie półtorarocznego pobytu starali się zwiedzić nieco Polskę. Tomi był we Wrocławiu, Gdańsku, Krakowie.
- Bardzo piękna starówka we Wrocławiu. Kraków też urokliwy - mówi.
Janne, rolnik w końcu, wędrował po Białowieży, po puszczy.
Jarkko też był w Krakowie. Wie nawet, że król Zygmunt przeniósł stolicę z Krakowa do Warszawy.
Wszyscy bardzo lubią jeździć na Mazury, z tęsknoty za swoimi jeziorami. Choć niewiele są podobne do ich jezior: tamte bardziej skaliste, otoczone surowymi górami, woda więc w nich źródlana, kryształowa i chłodna.
Z krajobrazów, w rozmowie, przenosimy się na ludzi. Pytam o kontakty z Polakami, o aklimatyzację wśród nas. Temat bardziej kłopotliwy.
Na początku, gdy przyjechali wydawało im się, że Polacy są nieprzystępni, bardzo poważni, żeby nie powiedzieć - ponurzy. Zauważyli to zwłaszcza na warszawskich ulicach. Tych ludzi bez uśmiechu, zaaferowanych w pędzie.
- Ale przy bliższym poznaniu Polacy bardzo zyskują - zapewniają goście z Finlandii. - Są sympatyczni, bardzo gościnni, mają poczucie humoru. I są bardziej uprzejmi niż Finowie. W drobiazgach. Na przykład mówią sobie dzień dobry, także wchodząc do sklepu czy gdziekolwiek, otwierają kobietom drzwi, całują je w ręce.

Więcej mówimy, niż robimy

- I więcej na pewno mówią w pracy niż Finowie. My więcej robimy, przeważnie milcząc. Polacy bardzo dużo mówią, czasem więcej mówią niż robią - spostrzega krytycznie Jarkko.
- Jesteście bardziej elastyczni jeśli chodzi o czas, harmonogramy. Wam nigdy się nie spieszy. My jesteśmy przyzwyczajeni do większej dyscypliny - dodaje Jannie.
- Ale byłem z grupą młodych polskich inżynierów na szkoleniu. Młoda kadra jest bardzo zaangażowana i optymisty_czna - ratuje nieco naszą opinię Tomi.
Wtrącam, że Finowie w opinii Polaków są milczkami, że niełatwo ich otworzyć, sprowokować do rozmowy.
- Prawda - przyznaje Janne - nas jest tak mało, na wielkich przestrzeniach. Dystanse odległości, powodują większe dystanse między ludźmi. Czasem nie ma do kogo ust otworzyć.
Ale zapewniają, że ta milkliwość nie godzi specjalnie w życie rodzinne. Przecież znają się nawzajem. A jak jest problem, też jak u nas, trzeba go przegadać. Najlepiej przy wódeczce. Bo to na całym świecie wszystkim rozwiązuje język.
O Polkach wypowiada się głównie Janne, jedyny wolnego stanu z tej trójki. Tomiego i Jarkko nie prowokujemy.
- Bardzo miłe i piękne są polskie kobiety, choć nie mam za wiele czasu, by się za nimi rozglądać - mówi.
Czy chciałby mieć żonę Polkę? Czemu nie? - odpowiada bardzo sympatyczny Fin.

Kugiel, piwo i… bimberek

Rozmawiamy także o polskiej kuchni.
- W Ostrołęce bardzo trudno jest znaleźć polską kuchnię - stwierdza Jarkko. Można tu najeść się po włosku, po chińsku, po wietnamsku. I po amerykańsku w McDonalds. Jak wszędzie. Ale bardzo smakują im polskie zupy. I polskie pierogi. I kugiel.
Smakuje im też polskie piwo, na przykład Kasztelańskie, Tyskie. Bardzo dobre jest niepasteryzowane. No i polska wódka z różnymi etykietami. Bimber także. Próbowali w jednej z podostrołęckich restauracji.
- Kiedy jestem w Warszawie, żona przeważnie gotuje. Ale korzystamy też często z restauracji, w Polsce dużo tańszych niż w Finlandii - mówi Jarkko. Wszystko dla nich jest tańsze tutaj. Mają porównanie także do innych krajów Europy, gdzie pracowali już w podobnych projektach - budowy, albo… demontażu maszyn papierniczych.
Czy takie podróże, migracje pracownicze zacierają rzeczywiście granice między ludźmi? Integrują Europę? - zastanawiamy się na koniec.
- Te projekty pochłaniają bardzo wiele czasu, więc nie ma zbyt wiele możliwości częstego obcowania z innymi ludźmi - mówią Finowie. - No i niełatwo jest przełamywać bariery. Ale oczywiście samo obcowanie z inną kulturą, z innymi obyczajami, zbliża ludzi.

Prześpijmy się z tym!

Czy nauczyli się czegoś, tak po ludzku, od Polaków?
- Macie większy dystans do problemów. Potraficie powiedzieć: spokojnie, prześpijmy się z tym. Starałem się nauczyć od was większego luzu. Myślę, że byłaby to dobra dla mnie wartość wywieziona z Polski - mówi Jarkko.
Co ich rozbawiło, zaskoczyło, coś śmiesznego ich spotkało? Nic szczególnego. Najtrudniej porozumieć się w sklepie. Ich polski jest skromny (uczyli się godzinę tygodniowo przez pierwsze miesiące), angielski ekspedientek prawie żaden. I wynikają z tego zabawne nieraz sytuacje.
Finowie zdziwieni są, że w Polsce nawet młodzi ludzie rzadko i z oporami mówią po angielsku.
Przed spotkaniem z Finami uprzedzano mnie, że trudno będzie z nimi rozmawiać. A tu proszę, gawędzimy prawie dwie godziny. I to bez wspomagania piwem. Poznając ludzi, obala się różne mity. Jak ten o zamkniętych Finach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki