Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Postawieni pod murem

Jarosław Sender
Małżeństwo z Ostrowi twierdzi, że urzędnicy potraktowali ich jak mniej równych wobec prawa. Urzędnicy ripostują: nie mieliśmy nic do powiedzenia, takie są przepisy

Wysoki na ponad cztery metry budynek stanie na granicy ich działki. Urząd nie uwzględnił ani jednej ich uwagi do takiej lokalizacji. Nie uwzględnił, bo nie mógł - twierdzi naczelnik ze starostwa.

Kilka lat temu pan Wiktor z żoną kupili w Ostrowi dom z ogródkiem. Razem z dziećmi przenieśli się z ciasnego mieszkania w bloku, więc szybko odczuli uroki posiadania własnego domu.

Zaczepił go sąsiad

Na początku 2009 roku, kiedy akurat pan Wiktor odgarniał śnieg przed posesją, zagadnął go sąsiad. Powiedział, że chce się na swojej działce, na samej granicy, budować oraz że zgodnie z nowymi przepisami sąsiad nie musi już wyrażać na to zgody.

- Ponieważ nie znałem wtedy zupełnie przepisów budowlanych, więc spytałem tylko, czy nie będę musiał wycinać świerków rosnących na mojej działce, tuż obok płotu - wspomina pan Wiktor M. - Odpowiedział, że nie. Na tym rozmowa się skończyła.

Na działce sąsiada, na samej granicy z posesją pana Wiktora, od lat stoi garaż. Ma sześć metrów długości, a nieotynkowana ściana jest wysoka na około trzy metry. W marcu tego roku pan Wiktor z żoną otrzymali zawiadomienie z wydziału architektury i budownictwa Starostwa Powiatowego z informacją, że jest wszczęte postępowanie w sprawie kolejnej budowy na sąsiedniej działce.

- Kiedy poszedłem do urzędu, okazało się, że sąsiad chce budować na granicy z moją działką budynek gospodarczo-garażowy - mówi ostrowianin. - Nowy budynek ma być jakby przedłużeniem starego, choć jest wyraźnie wyższy od tamtego, ma mieć 4,2 metra. Kolejne 6 metrów granicy miało być zabudowane murem…

Złożyli zastrzeżenia, ale bez skutku

Zaniepokojony pan Wiktor poszedł do sąsiada i spróbował przekonać go, żeby odsunął się choć pół metra w głąb swojej działki, bo wtedy przynajmniej nie trzeba będzie rozbierać płotu.

- Zgodził się, choć powiedział, żeby nie składać żadnych zastrzeżeń, bo wtedy będzie musiał przerabiać projekt - opowiada pan Wiktor. - Pomyślałem sobie jednak, że jeśli tego nie zrobimy, to tak, jakbyśmy się zgodzili. Złożyliśmy więc zastrzeżenia na piśmie, a potem doszło do postępowania w wydziale architektury, kiedy mieliśmy okazję przedstawić je osobiście pani naczelnik.

Pod koniec czerwca pan Wiktor z żoną otrzymali ze starostwa decyzję zatwierdzającą w całości projekt budowy i udzielającą zgody na budowę. Stanisława Figaj, naczelnik wydziału architektury i budownictwa, która podpisała decyzję, informuje w uzasadnieniu, że "zarówno przepisy warunków technicznych, jak i ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, dopuszczają zlokalizowanie budynku w granicy działki". Okazuje się, że plan zagospodarowania Ostrowi dopuszcza w całym mieście budowę na granicy działek wysokich (do 12 m) obiektów gospodarczych i garażowych.

- Użyte tam sformułowanie "dopuszczają zlokalizowanie" świadczy o tym, że urząd nie musi podejmować takiej decyzji, tylko podejmuje taką a nie inną decyzją - mówi pan Wiktor. - I decyzja jest taka, że w ogóle nie uwzględnia naszych interesów. A naszym żywotnym interesem jest, aby nasza działka nie była zabudowana betonowymi ścianami. Tego nawet nie trzeba tłumaczyć, bo to wynika z poczucia estetyki i potrzeby swobody życiowej.

Nie mamy żadnych praw

Pan Wiktor odwołał się jeszcze do wojewody, który jednak w całości podtrzymał decyzję starostwa.

- Oboje z żoną czujemy niesmak, bo zostaliśmy potraktowani przez urząd jako osoby nie mające żadnych praw - mówi pan Wiktor. - Przedstawiliśmy nasze racje, ale we wszystkich otrzymanych odpowiedziach zostały one zignorowane. Uwzględniono tylko interes sąsiada. A przecież jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami, uczciwie płacimy podatki, a zostaliśmy potraktowani przez urząd jak mniej równi. To jest wbrew konstytucji, która zapewnia równość wszystkich obywateli wobec prawa i wobec urzędów. W naszym przypadku zostało to kompletnie zachwiane.

Sąsiad nie ma nic do tego

Jeszcze nie tak dawno sąsiad musiał wyrazić zgodę na budowę na sąsiedniej działce, jeśli ściana budynku miała stanąć bliżej niż 4 metry od granicy (lub 3 metry, jeśli nie ma w niej okna). Kilka lat temu wprowadzono jednak zmiany w prawie budowlanym, które nie wymagają już zgody sąsiadów na budowę na granicy lub w jej pobliżu. Zrobiono to przede wszystkim z myślą o właścicielach małych działek, którym do tej pory złośliwi sąsiedzi uniemożliwiali prowadzenie jakichkolwiek inwestycji.

Działka sąsiada pana Wiktora, na której już rozpoczęła się budowa obiektu gospodarczego, ma ok. 5000 metrów kwadratowych.

- Sąsiad ma więc dość miejsca i przy odrobinie dobrej woli mógł to tak zaplanować, żeby nie tworzyć konfliktów - mówi pan Wiktor. - Nie zrobił jednak tego, a urząd to zaaprobował. A przecież można było zaproponować rozwiązanie kompromisowe, czyli odsunąć planowaną budowlę o 1,5 metra od granicy. Jakby tego było mało, mimo że urząd zaaprobował w pełni plany sąsiada, to on poczuł się dotknięty i przestał mi się kłaniać!

Zdaniem pana Wiktora, konstrukcja nowych przepisów prawa budowlanego jest konfliktogenna, bo daje urzędom narzędzie w postaci uzna¬niowości. To urząd decyduje, że jeden obywatel jest mniej uprawniony niż inny.

Urząd tylko sprawdza

Czy w starostwie mogła zapaść inna decyzja w tej sprawie?

- Ten pan się myli, bo w tej sprawie nie mogło być innej decyzji - mówi Stanisława Figaj, naczelnik wydziału architektury i budownictwa Starostwa Powiatowego. - Urząd nie ma żadnego pola manewru. Zgodnie z aktualnie obowiązującymi przepisami, w takim przypadku zadaniem urzędu jest jedynie sprawdzenie, czy złożony wniosek spełnia wszystkie wymogi. Jeśli spełnia, musimy wydać decyzję o pozwoleniu na budowę. Tak właśnie było w tym przypadku. Gdybyśmy wydali inną decyzję, zostałaby ona uchylona przez wojewodę. Pretensje pana Wiktora są więc nieuzasadnione. Nasza decyzja w tej sprawie mogłaby być inna tylko wtedy, gdyby inny był wniosek inwestora. Celem rozprawy, którą zorganizowaliśmy przed wydaniem decyzji, było wysłuchanie stron. Czasami wnoszą one jakieś nowe elementy, których nie ma w dokumentach. Rozprawa służy jednak także ewentualnemu osiągnięciu porozumienia między sąsiadami. W tej sytuacji, niestety, do tego nie doszło.

O porozumieniu mówi też pan Wiktor. Twierdzi, że wystarczyłoby, żeby w odpowiednim czasie sąsiad porozmawiał z nim uczciwie.

- Zagadnął mnie tylko przed bramą, a to przecież nie tak powinno być - mówi. - Gdyby przyszedł do nas i przedstawił swoje plany, jest prawdopodobne, że byśmy się dogadali

Pan Wiktor może jeszcze złożyć skargę do sądu administracyjnego. Twierdzi jednak, że jest już zniechęcony kontaktami z urzędami i nie zrobi tego.

PS. Imię bohatera tekstu, na jego prośbę, zostało zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki