Mam pytanie do Ciebie, bo chociaż jestem mądrym człowiekiem, nie potrafię znaleźć dobrego rozwiązania nurtującego mnie problemu. Chodzi o to jak pogodzić dwoje dorosłych ludzi, którzy będąc małżeństwem i przyjaźniąc się, nie potrafią dogadać się w sypialni w kwestii tak wydawało by się banalnej jak to co jest lepsze - częstość czy jakość?
Jeśli brzmi to niezrozumiale śpieszę wytłumaczyć. Jestem mężczyzną w sile wieku, mam 35 lat i o rok młodszą żonę. Ślub wzięliśmy na jesieni ubiegłego roku i niedługo będzie nasza rocznica. Z początku, jak to młoda para, nie mieliśmy żadnych problemów i wszystko wydawało się układać jak najlepiej. Niestety, dość szybko ujawniły się pewne różnice między nami.
Ja lubię kochać się dość często trzy, cztery nawet pięć razy w tygodniu. Nie potrzebuję też być smyrany za uszami przez pół godziny żeby się podniecić. Niestety, moja żona zdaje się tego nie rozumieć i z uporem godnym lepszej sprawy głaszcze mnie i całuje a to w piętę, a to w nos, co jest dla mnie szczerze mówiąc dość irytujące.
Dla niej natomiast ważne jest żeby ją pieścić od stóp do głów, w czasie nie krótszym niż obie połowy meczu, najchętniej z dogrywką. Na dodatek po udanym seksie robi się kompletnie aseksualna na tydzień albo nawet dłużej. Traktuje mnie wtedy jak dziecko, głaszcze po główce i nazywa swoim maleństwem - ona! Metr sześćdziesiąt w kapeluszu mówi tak do mężczyzny prawie trzydzieści centymetrów wyższego od niej!
Jestem coraz bardziej rozgoryczony, bo widzę, że chyba pod tym względem zupełnie się nie dobraliśmy. A szkoda bo bardzo wiele nas łączy. Czy jest dla nas jakaś nadzieja?
Łukasz
Mówi się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka i jest w tym powiedzeniu wielka życiowa mądrość. Daje bowiem nadzieje na wypracowanie pewnych kompromisowych wzorców sytuacji, które przez powtarzalność staną się dla nas oczywiste. W sytuacji gdy ludzi łączy przyjaźń, wspólne zainteresowania, sympatia, dzieci i dorobek materialny, zwykle są skłonni starać się mocno, aby także w innych aspektach życia układało się przynajmniej znośnie.
Dlatego obdarzona umiarkowanym popędem "lodowa księżniczka", przyzwyczaja się zwykle, do pełnego temperamentu męża i ze stoickim spokojem przyjmuje jego amory. Co więcej, po pewnym czasie, kiedy hormony nieco zmieniają poziom, zwykle okazuje się, że poziom libido u partnerów ulega wyrównaniu i to ONA inicjuje seks, podczas gdy On coraz częściej jest zmęczony, śpiący i ma obolałą głowę.
Myślę, że trudno jest przez rok przyzwyczaić się, zrozumieć i zaakceptować wszystkie różnice jakie pojawiają się w trakcie trwania związku, jednak jeśli oboje chcecie "coś z tym zrobić", jesteście na dobrej drodze. Pozdrawiam i życzę cierpliwości.
Agata
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?