Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na kocią łapę

anek
W małych miastach trudniej żyć na kocią łapę niż na przykład w Warszawie. Jednak w Wyszkowie też są pary, które na przekór otoczeniu twierdzą, że na miłość nie potrzeba papierka. Czasem trudna rzeczywistość weryfikuje jednak te poglądy.

Nie lubią określenia konkubinat. Mówią o sobie, że żyją w wolnym związku, są partnerami. Zapewniają, że gdy dwoje ludzi naprawdę chce być razem, nie są potrzebne formalności i publiczne deklaracje. Ślub? Być może, gdy pojawią się dzieci, ale wcale niekoniecznie. Marta ma czasem kłopot z tym, jak określić Grześka - narzeczony, przyjaciel, partner, chłopak… W przychodni lekarskiej, gdzie poszła go zarejestrować, gdy zachorował, przestępowała z nogi na nogę, gdy rejestratorka dociekała czegoś tam o "mężu". Spoglądała na nią podejrzliwie spod okularów. - W dużych miastach jest inaczej, tam ludzie tak się sobą nie interesują - mówi Marta. - W Wyszkowie nic się nie ukryje. Za każdym razem, gdy spotykam się z moją mamą, ona dopytuje się, kiedy wreszcie weźmiemy ślub i ostrzega mnie, że bez ślubu to mogę któregoś dnia z walizkami wylądować za drzwiami. A tak naprawdę chodzi o to, że cała rodzina i sąsiedzi gadają, że jej córka żyje z chłopakiem na kartę rowerową - śmieje się Marta. W jej otoczeniu dziewczyna, która decyduje się mieszkać z chłopakiem bez ślubu, nie ma najlepszej reputacji. Jej koleżanki, które zdecydowały się zamieszkać ze swoimi chłopakami, wyfrunęły wprost do anonimowej Warszawy i niektóre wmawiają nawet niczego nie podejrzewającym rodzicom, ze mieszkają z przyjaciółkami. Marta odważnie postanowiła zostać w Wyszkowie.

Hop siup i ślub

Rodzice Marty w pełni akceptują jej chłopaka, Grześka, ale nie akceptują tego, że młodzi już prawie pięć lat mieszkają razem i nie legalizują związku. To prawda, są dorośli, ale powinni pomyśleć też o rodzicach, którzy wychowani w szacunku dla małżeństwa, tylko w nim upatrują porządku i stabilizacji. - Tak naprawdę, to my już po prostu przyzwyczailiśmy się, że jest tak, jak jest, i nie chce nam się urządzać tych wszystkich szopek ze ślubem i weselem. Kochamy się, jest nam ze sobą dobrze. Po co jakieś papierki, przysięgi, publiczne deklaracje? Przecież jeśli któregoś dnia jedno z nas chciałoby odejść, przysięga i formalności nie powstrzymają go przed tym. Owszem, może utrudnią, może wydłużą, ale nie powstrzymają - uważa Marta. I nie żal jej białej sukni, welonu, druhen i całego weselnego szaleństwa, o jakim marzy skrycie niejedna panna. Kiedy obwieściła rodzicom, ze wyprowadza się z domu, miała dwadzieścia jeden lat i wywołało to prawdziwą domową burzę. Zwłaszcza że nie kryła, że zamierza zamieszkać ze swoim chłopakiem. - Mieszkaliśmy w sześcioro w dwóch małych pokoikach - wspomina Marta. - Chciałam po prostu mieć kawałek własnego miejsca, no i chciałam być z Grześkiem. Rodzice po wielkich bólach zaakceptowali moją wyprowadzkę, ale nie przestają nas nękać pytaniami o ślub - i moi, i Grześka. Dla nich dopiero wtedy, gdy padnie sakramentalne "tak", będziemy rodziną. I czasem mam takie wrażenie, że rodzice woleliby, żebyśmy wpadli i hop siup wzięli ślub, żeby wszystko było po bożemu. A najgorsze jest to, że ich presja na nas wynika z presji środowiska, bo to wstyd żyć na kocią łapę. Nawet jeśli jest się szczęśliwym i nikomu się krzywdy nie robi - denerwuje się Marta. - Może dla świętego spokoju wzięlibyśmy ten ślub, ale odstraszają nas te wszystkie formalności, koszty, kłopoty - wyznaje Grzegorz. - Poza tym nie wierzę, że sformalizowanie związku zapewni jego trwałość czy szczęście. Wydaje mi się, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Znam wiele małżeństw, które choć przysięgały sobie miłość i wierność, dziś się krzywdzą i zdradzają. Matka Marty straszy ją czasem wizjami staropanieństwa. Bo tak naprawdę Marta wciąż jest przecież panną. Bardzo się martwi o córkę, że teraz wspólnie z… no właśnie: z zięciem???, nieważne, wspólnie ze swoim ukochanym budują domowe gospodarstwo, razem na nie pracują, a któregoś dnia Grzegorz może sobie znaleźć młodszą i ładniejszą, a wtedy Marta pozostanie jak stoi, w jednej koszuli. - Na razie jest nam dobrze, jak jest. Być może pomyślimy o ślubie, gdy będziemy chcieli mieć dziecko. Na razie wolimy pojechać w jakąś podróż czy kupić coś do domu - twierdzą zgodnie Marta i Grzesiek. Ich zdaniem najistotniejsze w tej sprawie jest to, że ludzie nie powinni podejmować ważnych życiowych decyzji pod presją innych. - Nie można wziąć ślubu tylko dlatego, że nie wypada żyć na kocią łapę tak samo, jak nie powinno się go brać z powodu ciąży. Wymuszony związek nie ma żadnych szans - uważa Grzegorz.

Nie ma ślubu, nie ma chrzcin

Justyna i Robert też się zarzekali, że sakramenty i urzędy im niepotrzebne. Proza życia pokazała jednak, że potrzebne są. - Przywiozłem Justynę do Wyszkowa z Legionowa - opowiada Robert. - Zamieszkaliśmy razem w Wyszkowie, bo tu miałem pracę, zresztą ona też szybko tu znalazła zajęcie. Pracujemy w firmie zajmującej się telefonią komórkową. Wynajęliśmy małe mieszkanie. Oczywiście naszym rodzicom nie podobało się, że mieszkamy bez ślubu, zwłaszcza rodzicom Justyny, ale na szczęście nam żyło się dobrze, a rodzice pozostali przy swoim niezadowoleniu, z czasem zresztą, jak mi się wydaje, przestało im to aż tak bardzo przeszkadzać. - Moim zdaniem każda para, zanim zdecyduje się pobrać, powinna ze sobą pomieszkać, żeby sprawdzić się w takim normalnym życiu, poznać swoje wady i przyzwyczajenia, sprawdzić, czy uda się być ze sobą codziennie w łatwiejszych i trudniejszych momentach. Nie kupuje się kota w worku - śmieje się Justyna. Kiedy okazało się jednak, że Justyna jest w ciąży, pojawiły się pierwsze kłopoty. Dopytywanie, kto jest ojcem dziecka, kto mężem, tłumaczenia i zakłopotanie Justyny. - Wtedy zaczęłam się trochę łamać. Rodzice godzinami tłumaczyli nam, że gdy w grę wchodzi dziecko, trzeba mu stworzyć normalny dom, żeby wiedziało, kto jest tatą, kto mamą i żeby się czuło bezpiecznie i nie miało potem problemów. Nie do końca nas przekonali, ale w końcu ulegliśmy ich namowom i niecały miesiąc przed porodem wzięliśmy ślub cywilny - opowiada Justyna. Na świat przyszedł Kubuś. Kiedy rodzice postanowili go ochrzcić, usłyszeli od księdza, że najpierw powinni wziąć ślub kościelny. - To była taka delikatna perswazja, niby ksiądz nam nie odmawiał ochrzczenia, ale robił trudności, zaproponował chrzest bez mszy, w zwyczajny dzień - tłumaczy Robert. - Dopytywał, dlaczego nie chcemy ślubu kościelnego. Gdy wymijająco rzuciłem, że z powodów finansowych, zaproponował nam promocję na ślub, że da nam go taniej, a może nawet za darmo, jeśli to tylko o pieniądze chodzi. Wreszcie doszło między nami do niezbyt przyjemnej wymiany zdań i ostatecznie Mateusz miał normalny chrzest, w niedzielę na mszy, a my nie musieliśmy brać ślubu. Chodziło o zasadę, że ksiądz nikomu nie powinien odmówić chrztu. - Był taki moment wtedy, kiedy chrzciliśmy Kubusia, że zrobiło mi się trochę żal, że właściwie sama pozbawiłam się tej przyjemności, o której marzy każda dziewczyna, stanąć w białej sukni, przed ołtarzem, grają organy i tak dalej - przyznaje po cichu Justyna. Okazało się jednak, że wprawdzie bez białej sukni, ale przed ołtarzem jednak Justyna z Robertem stanęli. - Kiedy na świat przyszła Weronika, spodziewaliśmy się, że będą problemy z jej ochrzczeniem. I rzeczywiście, ksiądz kategorycznie odmówił chrztu, jeśli nie weźmiemy ślubu. Najpierw chcieliśmy mu udowadniać, że nie ma prawa tak robić i powinien ochrzcić małą, ale ostatecznie, dla świętego spokoju zrezygnowaliśmy. Szkoda nam było czasu i naszych matek, które bardzo tę całą sytuację przeżywały. W któryś wtorek dostaliśmy ślub kościelny, a potem w niedzielę ochrzciliśmy małą - mówi Justyna. - Odpuściliśmy dla dobra sprawy, chociaż ja nadal uważam, że nie ma nic złego w związkach partnerskich. Po prostu nasze społeczeństwo musi do nich dorosnąć - twierdzi Robert. Najbardziej z takiego obrotu sprawy zadowoleni są rodzice Justyny i Roberta. - Mówią, że wreszcie żyjemy jak ludzie - śmieje się Justyna.

Moralna zgnilizna

Problem konkubinatu dzieli polskie społeczeństwo. Dla jednych to wciąż moralna zgnilizna, dla innych przejaw wolności i koniec upokorzeń. Swych zwolenników kusi konkubinat brakiem formalności i łatwością zakończenia związku - po prostu pewnego dnia przestaje nam być ze sobą dobrze, więc się rozstajemy. Bez sądów, upokorzeń, kosztów. Zniechęca do niego na przykład brak renty rodzinnej w przypadku śmierci partnera czy problemy z dziedziczeniem. Zniechęca także negatywna postawa otoczenia wobec par żyjących w luźnych związkach, choć i tak w ostatnich latach Polacy stali się zdecydowanie bardziej liberalni. Małżeństwo i konkubinat mają i wady, i zalety. Akt ślubu sprawia, że dwoje ludzi staje się rodziną, przeżywa niezapomniane chwile podczas ceremonii, daje poczucie bezpieczeństwa i jest chyba także motywacją do przezwyciężania kryzysów - gdy jest się małżeństwem, bardziej walczy się o związek, bo trudniej się rozstać. Małżeństwo daje także wspólnotę majątkową, sprawiedliwy podział majątku w przypadku rozstania oraz oznacza mniej problemów w urzędach - chodzi np. o rejestrację samochodu, odebranie poleconego listu itd. Ale i życie bez papierka ma swoje zalety. Można się najpierw wypróbować, zachować poczucie wolności, oszczędzić na kosztownej ceremonii ślubnej. Ponadto pozwala to nie zrezygnować z pewnych nawyków, które przeszkadzają partnerowi, ale i stwarza pewne poczucie niepewności. Daje za to niezależność finansową i łatwość rozstania. Faktem jednak pozostaje, że bez ślubu żyje coraz więcej Polaków, choć o pełne dane na ten temat bardzo trudno. Z ostatniego spisu ludności wynika, że w ostatnim dziesięcioleciu liczba par żyjących w konkubinacie znacznie wzrosła, choć konkretnych danych GUS nie posiada. Od początku lat 90. zdecydowanie maleje liczba zawieranych małżeństw, mimo że pokolenie wyżu demograficznego wchodzi akurat w odpowiedni wiek. Wielu młodych ludzi po prostu nie chce się żenić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki