Kto i ile mandatów zdobędzie do Parlamentu Europejskiego w woj. lubelskim? [PROGNOZA]

9 czerwca odbędą się wybory do europarlamentu. Swoją wyborczą symulację zaprezentował ostatnio na portalu X Marcin Palade, socjolog polityki i analityk wyborczy. Według niej w skali kraju triumfowałoby Prawo i Sprawiedliwość, które wprowadziłoby do PE 19 europosłów. Na drugim miejscu uplasowałaby się Koalicja Obywatelska - 18 mandatów. Najniższy stopień zajęłaby Trzecia Droga (PSL-Polska 2050) z siedmioma przedstawicielami. Swoich reprezentantów w europarlamencie miałyby też Konfederacja (pięciu) i Lewica (czterech).

A jak sytuacja przedstawia się w okręgu nr 8 (woj. lubelskie)? Zgodnie z prognozą Palade, górą byłby w nim PiS z poparciem w przedziale 44-46 proc. Przełożyłoby się to na jeden mandat. Podobnie, jak w kraju, drugą lokatę zajęłaby KO (19-21 proc.), która też miałaby swojego europosła z naszego regionu.

W odróżnieniu od wyborów do Sejmu okręgi wyborcze do Europarlamentu (jest ich 13) nie mają przypisanej stałej liczby mandatów. W poprzedniej elekcji, czyli w 2019 r., woj. lubelskiemu przypadły trzy. Palade przewiduje, że w tegorocznej do obsadzenia będą dwa.

O wszystkim decyduje skomplikowany sposób podziału mandatów w wyborach do PE. Najpierw na poziomie krajowym dzieli się 53 mandaty pomiędzy wszystkie komitety, które przekroczyły pięcioprocentowy próg wyborczy. Potem dopiero przyporządkowuje się je do okręgów. To, ile ich przypadnie danemu okręgowi, zależy od frekwencji. A o tym, czy komitet dostanie w danym okręgu mandat, decyduje wynik obliczeń, uwzględniających wynik tej partii na danym terenie.

Zdaniem prof. Arkadiusza Jabłońskiego, socjologa z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego frekwencja w czerwcowych wyborach będzie niska.

- Nie sądzę, że przebije ona 40 proc. To będą trzecie w ciągu ostatnich 12 miesięcy wybory, elektorat czuje się zmęczony częstym chodzeniem do urn - uważa Jabłoński.

W jego opinii, demobilizacja może dotknąć wyborców dwóch głównych sił - PiS i KO.

- Jeśli chodzi o KO, liderka jej listy Marta Wcisło, nie jest faworytem dla tych wszystkich, którzy nie są twardymi zwolennikami tej formacji. Są też chyba trochę zdziwieni, że posłanka Wcisło, która jesienią zdobyła mandat do Sejmu, już chce zamienić Wiejską na Brukselę - wskazuje Jabłoński.

I dodaje:

- PiS na dwóch pierwszych miejscach na swoich listach umieścił ludzi z zewnątrz, czyli Mariusza Kamińskiego i Jacka Saryusza-Wolskiego. To nie sprzyja zainteresowaniu wyborami i daje poczucie, że Lubelskie jest traktowane jako taka prowincja, na którą przysyła się spadochroniarzy, tak jakbyśmy nie mogli wyłonić mocnego kandydata z regionu.

Socjolog jako "pomyłkę i zaskoczenie" uznaje wystawienie przez Trzecią Drogę ministra rozwoju i technologii i szefa PSL na Lubelszczyźnie Krzysztofa Hetmana jako lidera listy w Wielkopolsce, a nie w jego lubelskim mateczniku. W którym zresztą zdobywał mandat europosła dwukrotnie - w 2014 i 2019 r.

- Jeśli chciało się poważnie zagrać kartą "Hetman" i zwiększyć ogólnopolski wynik, to na Lubelszczyźnie, bo on jest tu kimś. W Wielkopolsce, mimo że dzierży ministerialną tekę, jest politykiem słabo rozpoznawalnym - stwierdza Jabłoński.

I zaznacza, że "jedynka" TD na Lubelszczyźnie, poseł Sławomir Ćwik jest dla większości mieszkańców regionu postacią anonimową.

- To oddany z góry mandat - ocenia.