„Joker” z Joaquinem Phoeniksem: Klauni z ulic miasta nadchodzą?
Kino z szeroko rozumianego uniwersum komiksowych superbohaterów już dawno mocno przejęło się dostrzeganą w nim głębią i żywą reakcją na bolączki współczesności (bo łatwiej dostrzec w tym, co ładnie wyprodukowane i powszechne niż przedsięwzięciu autentycznym, acz bardziej wymagającym, przez co skazanym na niszowość). Warner Bros. i DC Comics przejęli się do tego stopnia, że przy pomocy Todda Phillipsa (tak, tak - tego od wyrafinowania „Kac Vegas”) oraz aktorskiego specjalisty od psychicznych pokręceń, czyli Joaquina Phoeniksa, postanowili przygotować studium obłędu jednostki, społeczeństw, cywilizacji, a nawet w ogóle naszych czasów. Formalnie wyszło znakomicie, aktorstwo dostaliśmy mistrzowskie, filmowa rzeczywistość składa się z osób głęboko doświadczonych i „powichrowanych”. Całość jest jednak okrutnie przewidywalna, zbudowana z psychologicznych klisz, zaś lustra przystawionego temu, co nas otacza, nie zanieczyszcza nic, co grozi niesprzedawalnością.
CZYTAJ WIĘCEJ >>>>