Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy to koniec PGO?

Redakcja
250 osób boi się, że wkrótce straci pracę. A mieszkańcy "bloków PGO", że ich kaloryfery przestaną grzać. Wszystko dlatego, że pomidory, które dojrzewają na krzakach ostrołęckiego PGO są już… ostatnimi. Chyba, że znajdzie się chętny na przejęcie firmy

Niegdyś - obok celulozy, elektrowni i zakładów mięsnych - chluba ostrołęckiej gospodarki. Dziś, jak mówi kierownik ostrołęckiego zakładu białostockiego Prywatnego Gospodarstwa Ogro_dniczego Stanisław Pliszka, "firma biedna, ale solidna".
Przede wszystkim jednak, w obecnym kształcie, nieopłacalna. Dlatego to, o czym po cichu mówiło się już od dawna, dziś staje się faktem.
- Podjęliśmy już decyzję o zakończeniu działalności produkcyjnej w Ostrołęce - nie ukrywa Andrzej Jastrzębski, prezes PGO. - Co oczywiście nie oznacza, że nie będzie tu szklarni i uprawy pomidorów - dodaje od razu.
W najnowszym majowym numerze branżowego pisma "Owoce, Warzywa, Kwiaty" ukaże się ogłoszenie o sprzedaży spółki i majątku. Niezależnie od tego już dziś prowadzone są rozmowy z potencjalnymi kupcami. Zainteresowani są. Ze zrozumiałych względów na mówienie o szczegółach jest jeszcze za wcześnie. Prezes Jastrzębski nie ma jednak wątpliwości - zakład będzie działać, jeśli znajdzie się ktoś, kto w niego zainwestuje.

Doszli do ściany

- Nasze możliwości już się po prostu wyczerpały. Szklarnie w Ostrołęce mają ponad 30 lat, a technologia w jakiej zostały wybudowane jest jeszcze starsza, ponad 50-letnia - tłumaczy prezes PGO. - To oczywiście powoduje, że nie możemy w żaden sposób konkurować z producentami dysponującymi nowoczesnymi szklarniami. Dokąd mogliśmy to robić, ograniczając koszty, robiliśmy to. Doszliśmy jednak do pewnej granicy.
Dziś pomidory z Ostrołęki trafiają do dużych hurtowni i sieci marketów (między innymi Tesco). W szczycie sezonu z zakładu wyjeżdża 30 ton owoców dziennie. Praca wre, ale praw ekonomii nie da się obejść.
- Może nie każdy sobie zdaje z tego sprawę, ale proszę sobie uzmysłowić, że ceny pomidorów w ciągu ostatnich 30 lat, oczywiście biorąc pod uwagę siłę nabywczą, spadły. A koszty, te najważniejsze przy naszej produkcji, czyli energii i paliwa, wzrosły kilkakrotnie. Powtarzam, przy tej technologii co w Ostrołęce, produkcja nie jest opłacalna.
Dlaczego PGO samo nie odnowi zakładu w Ostrołęce.
- Jesteśmy spółką, która ma 19 udziałowców. Większość firm w branży to firmy prywatne, często rodzinne. W takiej spółce jak nasza możliwości decyzyjne, zwłaszcza jeśli chodzi o podejmowanie decyzji inwestycyjnych, są ograniczone. Dlatego podjęliśmy decyzję o sprzedaży - mówi prezes Jastrzębski.
I nie ukrywa: jeśli nie znajdzie się kupiec, PGO i tak z końcem sezonu (ostatnie zbiory odbywają się w listopadzie) zakończy działalność.
Kwestie technologiczne powodują, że o żadnych "doraźnych remontach" nie ma mowy. Stare szklarnie trzeba po prostu zastąpić nowymi.
- Takie stare "gierkowskie" zakłady są obecnie w Polsce dwa, jeden w Ostrołęce, drugi w Rzeszowie. To po prostu kres ich technologicznych możliwości - mówi prezes PGO.
Zdają sobie z tego sprawę także pracownicy, z kierownikiem Stanisławem Pliszką na czele. On zresztą - chyba jak nikt inny - zna zakład, bo był z nim związany od samego początku. A wszystko zaczęło w połowie lat 70. ubiegłego wieku.
- W 1975 roku, jeszcze jako pracownik geodezji, byłem jednym z tych, którzy zaczynali, od niwelacji terenu, budować ten zakład - mówi Stanisław Pliszka. - Najpierw powstało 6 hektarów pod szkłem, potem nastąpiła realizacja drugiego etapu - kolejne 6 hektarów. W obecnym kształcie, czyli 12 hektarów pod szkłem, zakład zaczął funkcjonować na początku lat osiemdziesiątych - wspomina.
Wówczas był to Kombinat Ogrodniczy. Od początku uprawiano tu pomidory, choć także ogórki, kapustę a nawet róże.
Obok szklarni wkrótce wyrosły bloki pracownicze. W sumie - po zmianach i adaptacjach - cztery budynki z około 100 mieszkaniami. Dziś to odrębne wspólnoty mieszkaniowe, choć potocznie nadal nazywane są często "blokami PGO" albo wręcz "osiedlem PGO".

Udało się odrodzić

W latach największej prosperity - w latach 80. - firma zatrudniała 450-470 osób. Ale wkrótce nadszedł jej koniec.
- Faktycznie, mimo że byliśmy kombinatem ogrodniczym, działaliśmy na_takich samych zasadach jak PGR-y - wspomina Stanisław Pliszka. - I_spotkał nas taki sam koniec. Na szczęście, choć wiele osób w to nie wierzyło, firmie udało się odrodzić.
Podobnie jak dawne PGR-y, także ostrołęckie szklarnie, po zmianie ustrojowej stały się własnością Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa. Dzięki determinacji nielicznych pracowników, którzy zostali w zakładzie, kiedy zaprzestano w nim produkcji, udało się jakoś utrzymać szklarnie w takim stanie, że znalazł się na nie kupiec.
- Pamiętam, bo to znamienna data, 1 maja 1996 roku, została podpisana umowa z Prywatnym Gospodarstwem Ogrodniczym w Białymstoku - mówi Stanisław Pliszka.
Produkcja została wznowiona i trwa, jak to ujął prezes Jastrzębski "do kresu opłacalności".
Dziś w PGO pracuje - na umowach - około 220 osób. W szczycie sezonu, czerwcu i lipcu, zatrudniani tu są jeszcze pracownicy sezonowi, na umowy-zlecenia.
- Tak że w sumie pracuje u nas 250-260 osób - mówi kierownik Pliszka.
Jak na ostrołęckie warunki to wciąż bardzo duży pracodawca. Dlatego obawy o utratę pracy są bardzo uzasadnione. Zwłaszcza, że większości kadry nie stanowią specjaliści, którzy bez problemu poradziliby sobie na rynku pracy. Co gorsza, większość, jak mówi kierownik Pliszka, około dwóch trzecich, to kobiety. A tym na ostrołęckim rynku pracy jest znacznie trudniej znaleźć pracodawcę niż mężczyznom.
Przede wszystkim jednak nikt nie ma złudzeń, że nawet jeśli znajdzie się kupiec na ostrołęckie szklarnie, da się utrzymać takie zatrudnienie.
- Nie ma co ukrywać, że nowoczesna technologia to także mniejsze zatrudnienie - uważa kierownik Pliszka. - Dlatego, mimo że wszyscy jesteśmy tutaj dobrej myśli, trzeba się liczyć z tym, że wiele osób odejdzie.

A może rozbuduje?

Ile? Na to pytanie oczywiście nikt jeszcze nie zna odpowiedzi. W najczarniejszym scenariuszu (PGO nie znajduje kupca, zamyka zakład w Ostrołęce) z pracą pożegnają się wszyscy. Stanisław Pliszka woli jednak przewidywać bardziej optymistyczne scenariusze.
- Oczywiście najlepiej by było, gdyby nowy właściciel, jeśli się znajdzie, łączył przez jakiś czas obecną produkcję z wymianą szklarni. Wtedy jakiś odsetek załogi miałby zatrudnienie - mówi Stanisław Pliszka.
Jego szef, prezes PGO, nie wyklucza jeszcze bardziej optymistycznego - dla Ostrołęki - wariantu.
- Nie jest wykluczone, że inwestor postanowi jeszcze rozbudować zakład - mówi prezes Jastrzębski. - Cała działka, na której stoi nasz zakład to ponad 30 hektarów. Na sześciu można właściwie od zaraz pobudować nowe szklarnie.
Prezes Jastrzębski przekonuje, że to nie tylko optymistyczny, ale także realny scenariusz.
- Jak mówię, my jako spółka doszliśmy do kresu możliwości, ale ogólnie w branży nie ma jakiegoś szczególnego kryzysu. Ostatnio w Olsztynie powstało, także, że się tak wyrażę, na gruzach starych szklarni, gospodarstwo z 18 hektarami pod szkłem. Takie inwestycje w Polsce powstają, sobie i Ostrołęce mogę tylko życzyć, żeby tak było i tutaj.
Przyszłość PGO_bardzo niepokoi też mieszkańców - wspomnianych już - bloków PGO. Jedną z nich jest miejska radna, Grażyna Sosnowska. Ona to skierowała niedawno do prezydenta miasta interpelację, w której - trudno się dziwić, że w dość dramatycznym tonie - apeluje o jak najszybsze zajęcie się problemem zaopatrzenia "bloków PGO" w wodę i ciepło.

Mieszkańcy też się boją

- Dziś korzystamy z ujęcia wody należącego do PGO, ciepło też pochodzi z zakładu - tłumaczy Grażyna Sosnowska. - Jego kierownik lojalnie uprzedził wspólnoty mieszkaniowe na początku marca, o bardzo realnej groźbie likwidacji zakładu.
A w tym przypadku ciepło a nawet bieżąca woda może przestać płynąć do bloków zamieszkanych przez kilkadziesiąt rodzin. Sprawę trzeba uregulować, zwłaszcza że czasu jest niewiele. Dziś trudno powiedzieć, co się będzie działo w listopadzie. Trzeba zaznaczyć, że zarówno ujęcie wody, jak i sieć cieplna na terenie PGO, tak jak cały majątek trwały, wciąż należą do Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa.
- Dlatego proszę wyraźnie zaznaczyć, że to nie PGO zamknie mieszkańcom kurek z wodą czy ciepłem - zaznacza Andrzej Jastrzębski.
- Ale z pewnością nie będziemy już mieć tańszego ciepła - jakby dodawał Stanisław Pliszka.
Bo choć dziś, jak już wspomnieliśmy, PGO_nie ma formalnie nic wspólnego ze wspólnotami mieszkaniowymi, to ich członkowie płacą za ciepło mniej niż pozostali mieszkańcy bloków w mieście, czyli klienci Energi OPEC. Między innymi dlatego, że jej klientem nie jest samo PGO. Szklarnie (a co za tym idzie "bloki PGO")_są zaopatrywane w ciepło bezpośrednio z elektrowni.
- Dlatego mieszkańcy są dość zaniepokojeni - mówi radna Sosnowska. - Zaopatrzenie w wodę to mniejszy problem, dlatego że przecież OPWiK jest spółką miejską, a sama ewentualna budowa przyłącza wodociągowego jest mniejszym kosztem niż budowa sieci cieplnej. Tutaj oczywiście liczymy na prezydenta miasta. Ale OPEC nie jest już przecież spółką miejską. Dlatego zaapelowałam do prezydenta o zorganizowanie spotkania z podmiotami odpowiedzialnymi za dostawę wody i ciepła mieszkańcom naszych bloków.
I_do takiego spotkania na początku maja dojdzie. A do sprawy, zarówno przyszłości PGO, jak i kwestii wody i ciepła w "blokach PGO", będziemy wracać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki