Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się dzieje z Wiesławem C. - wampirem z Baranowa

epe
Mija dziewięć miesięcy, od kiedy Wiesław C., "wampir z Baranowa", mieszka w Ostrołęce. Wygasły już emocje i przerażenie ostrołęczan. Zawsze jednak zostaje pytanie, czy znowu dopuści się zbrodni?

Kilka tygodni temu do Ostrołęki przyjechał dziennikarz "Gazety Wyborczej". Zbierał materiały do tekstu o seryjnych mordercach. Artykuł, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej", przedstawia ich sylwetki. Przesłanie jest jedno - wszyscy bohaterowie materiału to dewianci, a tego rodzaju zaburzenia są najczęściej nieuleczalne.
- Wiem, że się zmieniłem - opowiada Wiesław C. - Przede wszystkim dlatego, że chcę być inny. Kiedy to zrobiłem, byłem gówniarzem. Dorosłem i miałem wiele czasu, żeby wszystko przemyśleć.
Przypomnijmy, Wiesław C. pod koniec lat siedemdziesiątych brutalnie zabił i zgwałcił cztery kobiety na Mazurach. Dusił je, a potem odcinał piersi. Po sześcioletnim procesie, długotrwałych badaniach psychiatrycznych, skazano go na 25 lat więzienia. W grudniu 2003 roku, po odsiedzeniu całego wyroku, wyszedł na wolność. Wrócił do Ostrołęki, gdzie po tragicznych wydarzeniach przeniosła się jego rodzina.
Nie pracuje.
- A kto by mnie przyjął do pracy? - mówi. - Jak tylko wspomnę, że siedziałem, kończy się rozmowa. Nie mogę przecież tego ukrywać. Kłamać nie chcę.
C. przed pójściem do więzienia był kierowcą. W zakładzie karnym zdobył kolejne umiejętności - jest mechanikiem samochodowym, kucharzem. Do dziś Gerhard Drapiewski, dyrektor więzienia w Iławie, gdzie przez ostatnie kilkanaście lat C. odsiadywał karę, wspomina jego zdolności stolarskie.
- Różne rzeczy robiliśmy - wspomina C. - Meble kuchenne, pokojowe, kwietniki, boazerię... Jakbym teraz miał maszyny, to wszystko bym zrobił.
Ostrołęcka policja, od czasu kiedy C. tu mieszka, nie miała żadnych informacji o niebezpiecznych zachowaniach mężczyzny. Po pierwszej fali strachu i paniki, kiedy przerażone kobiety bały się wychodzić na ulice i wszędzie widziały mordercę, miasto się uspokoiło.
- Ja już nawet jestem zmęczony ciągłym zapewnianiem, że niczego nie zrobię - mówi rozgoryczony Wiesław C. - Na początku było najgorzej. Bałem się wychodzić z domu, tym bardziej że po mieście rozeszły się zdjęcia z moją podobizną.
W grudniu i styczniu zdjęcia C. były w wielu miejscach - kserowane, zamazane i mało czytelne. Do tego stopnia, że między wspomnianym zdjęciem a rzeczywistością była ogromna różnica. Trudno byłoby, patrząc na C. i na marne ksero, powiedzieć, że to ta sama osoba.
- Bez przerwy dzwonił telefon - opowiada dalej mężczyzna. - Dziennikarze stali się moim przekleństwem. Bo mieszkam z rodzicami i nie chcę, żeby to znowu przeżywali. Teraz się uspokoiło.
C. ma wielu znajomych, szczególnie na Warmii i Mazurach. Odwiedza ich. Czasem wyjeżdża na dwa, trzy tygodnie. Kiedy go spotykam, wygląda, jakby właśnie wrócił z urlopu - opalony, starannie choć sportowo ubrany. Zadbane dłonie, paznokcie. Starannie ogolona twarz. Uśmiechnięty i odprężony.
- Chciałbym bardzo pracować, mieć te parę groszy - mówi. - Ba, co zrobić...
Chwyta się dorywczo drobnych prac. Pomaga znajomym w remontach i naprawach.
- Śmiali się ze mnie wszyscy (w Zakładzie Karnym w Iławie - przyp. red.), że taka złota rączka jestem - opowiada.
O tym, co zrobił przed laty, mówi raczej niechętnie.
- O tym nie można zapomnieć - mówi. - Całe życie będę to odpokutowywał. Ale chciałbym żyć normalnie. I gdyby nie prasa, to może by mi się udało.
Codziennie chodzi do kościoła, dużo spaceruje. Przez kilka dni był na spotkaniu chrześcijan na Białorusi.
- W ogóle nie spałem, bo mi było szkoda każdej chwili tam spędzonej - opowiada z ożywieniem. Na Białoruś pojechał z księdzem Kazimierzem Tyberskim, kapelanem więziennym z Iławy i grupą znajomych. Z księdzem Tyberskim utrzymuje zresztą regularny kontakt.
- Wiesiu się zmienił - twierdzi kapelan. - On jest dobrym człowiekiem, który zbłądził w życiu. Odnalazł jednak swoją drogę, odnalazł Pana Boga i dopóki trwa przy wierze, wszystko jest dobrze.
Teraz czeka na odwiedziny koleżanki. Młoda kobieta, mężatka, matka siedmioletniego chłopca, przyjaźni się z C. od lat.
- Rozmawiamy przez telefon godzinami - mówi Wiesław C. - Piszemy do siebie listy.
Wiesław C. uważa, że zmienił się i nic złego więcej nie zrobi, bo zrozumiał, dlaczego dopuścił się morderstwa.
- To była nienawiść do kobiet - mówi. - W każdej widziałem swoją żonę, a jej nienawidziłem. Gdybym to ją zabił, nie doszłoby do tego. Odsiedziałbym osiem lat i bym żył...
Teraz, jak mówi, większość jego znajomych to kobiety. Lubi je, ceni, szanuje.
- Wiele zrozumiałem - mówi stanowczo.
- Jest serdeczny, uczynny - opowiada ksiądz Tyberski. - Tak jakby dobrem, które daje innym, chciał zamazać całe zło, jakiego się dopuścił.
- Dewiantów seksualnych nie można wrzucać do jednego worka - ocenia Stanisław Filar, psychiatra, specjalista od zaburzeń seksualnych. - Różne są podłoża zbrodni, motywacje. Ważna jest chęć zmiany. Nikt jednak nie zagwarantuje, że ten, kto takową deklaruje, przy swoim postanowieniu wytrzyma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki