Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie nie po to tylko jest, by brać...

Jarosław Sender
Są ludzie, którzy całe życie egzystują na koszt państwa. Bywają całe rodziny, które z pokolenia na pokolenie dziedziczą życiową bezczynność i biedę

Irek ma osiemnaście lat, Hubert jest o kilka lat starszy. Bracia mieszkają w jednej ze wsi w gminie Sypniewo, w ruinie rodzinnego domu. Tę ruinę kilka tygodni temu częściowo odnowił Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Ludzie we wsi zaczęli szemrać: w co opieka społeczna ładuje pieniądze? Tylu jest potrzebujących, a tu taki remont robią, dla dwóch nieodpowiedzialnych gówniarzy. Ich tu we wsi w ogóle nie powinno być - uważają niektórzy mieszkańcy wsi.

Granice nieodpowiedzialności

- Do mnie także dotarły podobne zarzuty, również ze strony naszych podopiecznych - potwierdza Anna Kochanowicz, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sypniewie. - Ale ja uważam, że to jest rodzinny dom tych chłopaków, mają do niego prawo, bo gdzie mogą się podziać? A pieniądze na remont nie były z budżetu ośrodka pomocy, lecz z budżetu państwa. Należały się ustawowo Irkowi. Chcieliśmy mu pomóc stanąć na nogi.

Irek, podobnie jak reszta jego rodzeństwa, jest wychowankiem Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Makowie Mazowieckim. W domu było sześcioro dzieci - dwie siostry i czterech braci. Tylko jeden z braci, Marek, którego na wychowanie w niemowlęctwie zabrała do sąsiedniej wsi babcia, skończył zwyczajną szkołę. Pozostałe dzieci, jedno po drugim, trafiały do ośrodka. Irek, najmłodszy, jako ostatni.

- Ta rodzina, odkąd pamiętam, była pod naszą opieką - mówi Anna Kochanowicz. - Jako dysfunkcyjna, jak to się mówi - niewydolna społecznie i wychowawczo. Rodzice popijali, matka nie dawała sobie rady z wychowaniem. Zmarła kilkanaście lat temu. Po śmierci matki ojciec pił jeszcze więcej. Zmarł w ubiegłym roku. Znaleziono go przy stole w zapleśniałej, zaszczurzonej ruinie, w której mieszkał. Dzieci wychowywały się w ośrodku. Po jego opuszczeniu rozpraszały się po okolicy. Jeden z braci dzisiaj odsiaduje jakieś drobne przestępstwa; jednej z sióstr - dwoje dzieci, które urodziła i zostawiła, odebrano do rodziny zastępczej. Niebawem trafią do domu dziecka. Młoda kobieta jest dziś w ciąży z innym mężczyzną. Urodzi kolejne dziecko. Prawdopodobnie też będzie skazane za rodzicielską nieodpowiedzialność na opiekę społeczną, rodziny zastępcze, ośrodki wychowawcze.

Hubert też ma za sobą odsiadkę za drobne kradzieże. I orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym. Leczył się w Gostyninie. Uciekł z ośrodka. Mieszkał w ojcowskiej schedzie. W tej chwili jest pod opieką lekarza rodzinnego z Sypniewa. Z Ośrodka Pomocy Społecznej otrzymuje stały zasiłek z tytułu orzeczonej niepełnosprawności.

Ale pieniędzy starcza mu zazwyczaj na kilka dni.

Pomóc stworzyć im dom

Irek opuścił ośrodek szkolno-wychowawczy w czerwcu. Ukończył 18 lat. Nie chciał dalej się uczyć. Nie był też raczej ulubionym wychowankiem, sprawiał sporo kłopotów (młodość ma swoje głupoty - usprawiedliwia to prosto). Jako wychowankowi ośrodka przysługiwały mu pieniądze na tak zwane usamodzielnienie, z budżetu państwa, przekazywane przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Należało mu się ustawowo 3585 zł w formie pomocy rzeczowej i 4941 zł pomocy pieniężnej "do ręki".

- Irek zrzekł się tej gotówki na rzecz remontu domu - informuje kierownik GOPS-u, pokazując pisemne oświadczenie zainteresowanego. - Powiedział, że boi się zmarnować pieniądze. Wydawało nam się to bardzo rozsądne, i za namową kierownika PCPR w Makowie oraz w porozumieniu z wójtem gminy, podjęliśmy się odremontować tę ich zdemolowaną chałupę. Ośrodek po raz pierwszy podjął się takiego zadania. Dom był strasznie zaniedbany i trudno było znaleźć wykonawców do tego remontu.

Ośrodek Pomocy Społecznej, za pieniądze z PCPR wygipsował i wymalował ściany, wymienił okna zasłonięte dotychczas plastikowymi workami, wylał posadzki na podłogach, poprowadził nowe przewody elektryczne (do podłączenia czekają jeszcze zewnętrzne skrzynki zasilania). Uregulowano zaległe rachunki za prąd i za podłączenie licznika. Kupiono piec do ogrzewania i kuchenkę gazową do gotowania. Pracownice ośrodka, Hanna Otłowska i Wioletta Niezgoda, z pomocą innych zgromadziły domowe, używane sprzęty: wersalki, szafki do kuchni, kredens, dywan, telewizor. Z pieniędzy PCPR wyposażono dodatkowo nowe gospodarstwo Irka w najpotrzebniejsze rzeczy - od szczoteczek do zębów po pościel, garnki, naczynia, sztućce, środki czyszczące.

- Mogłyśmy wykorzystać tylko część z przyznanych pieniędzy, bo Irek jednak trochę gotówki wybrał - mówi Anna Kochanowicz. - Najpierw przyszedł poprosić o 200 złotych na życie, choć dostaje rentę po matce. Potem znowu miał jakieś potrzeby. Był coraz bardziej natarczywy i w sumie wybrał 1500 złotych. Nie wiem, czy je przepił, bo przychodzi czasem podchmielony, czy przejadł, czy wydał na coś innego. To co zostało, zainwestowaliśmy w tę domową ruinę, ciesząc się, że wraz z bratem będzie miał gdzie mieszkać. Na początku robił na nas dobre wrażenie. Ale nie wiem, czy oni to docenią. Nie widzimy większego zainteresowania z ich strony, żadnej pomocy i współpracy. Obaj oczekują, że wszystko się za nich zrobi. Dwóch młodych ludzi siedzi z założonymi zdrowymi rękami i czeka, że wszystko im z nieba spadnie, a w pierwszej kolejności pieniądze. A my żadnej innej pomocy

już dla nich nie mamy. Hubert nic nie dostanie poza zasiłkiem, który ma. Irek, jeśli zrezygnował z dalszej nauki, po wakacjach straci rentę po matce. Do żadnego zasiłku się nie kwalifikuje. Nie wiem, jak sobie poradzą, jeżeli nie wezmą się do jakiejś pracy.

- Ustawowo jesteśmy zobowiązani do pomocy finansowej w usamodzielnieniu się wychowanków placówek opiekuńczych - informuje Jan Chyliński, kierownik PCPR w Makowie. - Większość z nich nie potrafi jednak tego docenić i należycie skorzystać z tej pomocy, marnotrawiąc przeważnie pieniądze. Brakuje im po prostu odpowiedzialności i przygotowania do życia.

Życie w marzeniach

Huberta spotykam na wiejskiej drodze. Irek jest w domu. Śpi w środku słonecznego dnia. Zaprasza grzecznie do pokoju, w którym stary "perski" dywan leży na betonie. Jak zderzenie marzeń z twardą rzeczywistością. Przed domem kupa gruzu po remoncie, sterta nie porąbanego drewna, chwasty po pas.

- Wszystko się zrobi - uspokajają młodzi ludzie, choć sami chyba w to nie bardzo wierzą. Nie patrzą w oczy przy rozmowie. Rozmawiają "bokiem". Z zażenowania, niepewności, świadomości słów rzucanych na wiatr?

Irek snuje marzenia: wróci do ośrodka, będzie się uczył dalej, by utrzymać rentę po mamie. Mama zmarła, gdy miał dwa lata. Pięć następnych lat przeżył przy ojcu. Gdy miał siedem lat trafił do ośrodka. Życie wredne po głowie go nie głaskało. Podobnie jak starszych braci i siostry.

W ośrodku spędził jedenaście lat. Nauczył się czytać, pisać i skończył zawodówkę o specjalności kucharz (ale kuchnia bynajmniej nie poświadcza jego zamiłowań zawodowych). Teraz może by skończył inny kierunek - mechanika samochodowego. Dojeżdżałby do szkoły, żeby nie zostawiać domu. Albo pójdzie do pracy. Właściwie mógł już pójść prosto po szkole. Nie poszedł przez własną głupotę - przyznaje - nie wyrobił sobie na czas dowodu osobistego. Teraz będzie miał dowód lada dzień i ma propozycję pracy w Ostrołęce. Nawet wizytówkę ewentualnego pracodawcy. Trudno wyczuć, czy wierzy w to, co mówi. Także w to, że ten dom jest dla niego ważny.

- Mogłem przecież przepuścić pieniądze, które dostałem, ale chciałem mieć własny kąt, mieć dokąd wracać - argumentuje. - Ale jak mnie zabraknie, nie wiem, czy Hubert da sobie tutaj radę - dodaje.

Hubert bąka, że na pewno da. Przetrwał tu w końcu w znacznie gorszych warunkach. Chciał już iść do domu opieki, ale teraz nie chce. Zostaje. Trudno dostrzec między braćmi wzajemne zaufanie i wspólną wiarę. Raczej wspólne zagubienie i wspólną bezradność. Na pytanie, kto mógłby pomóc odnaleźć się Irkowi jakoś w życiu, osiemnastolatek odpowiada:

- Nie mam nikogo takiego… Może pani pedagog i dyrektorki z ośrodka - mówi po chwili. Najwyraźniej tam chciałby znów uciec - do wiktu, opierunku, bezpieczeństwa, którego życie nie gwarantuje. Zwłaszcza komuś, nie przygotowanemu do życiowej odpowiedzialności. Bezwolnemu wobec wyzwań codzienności. N

Aldona Rusinek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki