Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żona walczyła o chorego męża. Sąd uznał pomysł opieki społecznej z Goworowa za nieludzki

(ar) / (mb)
Władysław Ciechowicz od kilku lat leży w łóżku. Wymaga stałej opieki i rehabilitacji.
Władysław Ciechowicz od kilku lat leży w łóżku. Wymaga stałej opieki i rehabilitacji. Fot. A. Rusinek
Opieka społeczna z Goworowa chciała umieścić mężczyznę w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Zdaniem sądu dlatego, że próbowała uniknąć kontaktów z kobietą, która często nie przebierała w słowach. Sąd przypomniał pracownikom opieki, że nikt nie mówił, że ich praca ma być lekka, łatwa i przyjemna. A pomysł z zakładem opiekuńczym uznał za "nieludzki".

O problemie Małgorzaty Ciechowicz z Grodziska, pod Goworowem, pisaliśmy prawie sześć lat temu. Sytuacja wówczas była taka: jej mąż, Władysław, był po operacji pękniętego tętniaka mózgu; żona zabrała go z ostrowskiego szpitala, z rozległymi, krwawiącymi odleżynami, z zarzutem, że w szpitalu nienależycie się nim opiekowano.

Otoczyła męża opieką, szukając pomocy u lekarzy w całej Polsce - w szpitalach w Warszawie, Siemianowicach, Ostrołęce. Najskuteczniej - ostatecznie - jak zapewnia Małgorzata Ciechowicz - pomógł jej doktor Jerzy Hakało, lekarz rodzinny z gminy Zalas, bardzo dobry ortopeda. Zaleczyli wspólnie odleżyny. Przestały krwawić, choć pojawiły się nowe rany w dolnych częściach kończyn - zapewne z pierwotnie stwierdzonej przez lekarzy poudarowej martwicy skóry.

Władysław Ciechowicz od kilku lat leży w łóżku. Wymaga stałej opieki i rehabilitacji. Małgorzata Ciechowicz zapewnia, że jest w stanie mężowi taką opiekę zapewnić, lepszą niż w szpitalu. Przypomina całą historię od początku. Opowiada, jak przywiozła go ze szpitala, jak się nim opiekowała, jak jeździła na kuracje do doktora Hakało.

- Najbardziej boli mnie to, że ten lekarz, który jako jedyny z całego serca zajął się moim mężem, został potem oskarżony, przez naszego lekarza rodzinnego, o spowodowanie zagrożenia życia - mówi Ciechowiczowa (prokuratura, w której złożono takie doniesienie postępowanie umorzyła - przyp. red.).

Żyje, choć skazali go na śmierć

Władysław Ciechowicz, tak jak przed laty, leży w łóżku. Nie mówi, choć - jak utrzymuje żona - wiele rzeczy rozumie i reaguje na różne informacje. Żyje.

- Żyje, choć lekarze wielokrotnie skazali go już na śmierć. A mnie się oskarża o zagrożenie dla jego życia - mówi Małgorzata. - Miejscowy lekarz i kierowniczka ośrodka pomocy za wszelką cenę chcieli go wysłać do zakładu opiekuńczego. Ale ja go nie oddam, bo on tam umrze. On potrzebuje troskliwej opieki, a w takim zakładzie nie mają na to czasu, wśród wielu podopiecznych. On wymaga dobrego odżywiania, owoców, soków, witamin - Ciechowiczowa wskazuje na zapasy tych potrzeb, które stoją w małej spiżarni (jestem tu bez zapowiedzi, więc zapasy nie są na pokaz). Staram się mu to wszystko zapewnić. I oczekuję pomocy, a nie nękania mnie na różne sposoby, łącznie z próbą umieszczenia mnie w szpitalu psychiatrycznym i odebrania mi męża. Za dobry był dla mnie przed tym nieszczęściem, żebym teraz mogła go zostawić - upiera się kobieta. Od sześciu lat.

Chory na wokandzie

5 sierpnia sędzia Andrzej Piersa, przewodniczący Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Ostrołęce, dokonał tzw. oględzin w domu Ciechowiczów. Protokół z nich odczytał podczas rozprawy 11 sierpnia: "(...) Pan Ciechowicz ma kontakt z żoną, jest pogodny, uśmiecha się do niej. Nie ma odleżyn, ma natomiast blizny po odleżynach" - dzielił się spostrzeżeniami sędzia.

Przedstawiciel prokuratury, na podstawie opinii ośrodka diagnostycznego oraz oględzin, stwierdził, że predyspozycje Małgorzaty Ciechowicz pozwalają na zaspokojenie codziennych potrzeb bytowych jej męża, Władysława. Zdaniem prokuratury, nie jest celowa zmiana opiekuna prawnego. Biorąc jednak pod uwagę konflikt z GOPS, dostęp do lekarza rodzinnego oraz opiekę pośrednią (czyli kontakt z urzędami), prokuratura wniosła o poddanie opieki pod nadzór kuratora sądowego.

Przed sądem zeznawał także Przemysław Konowalski - lekarz, który był w domu Ciechowiczów dwukrotnie z ekipą pogotowia, wzywany do wymiany cewnika.

- Nie widziałem, żeby chory był zaniedbany - mówił. - Stan pacjenta nie wzbudzał moich wątpliwości.
Zeznawał również Tadeusz Iwański, sołtys Grodziska Małego:

- Często bywam ostatnio w domu sąsiadów, Ciechowiczów. Swoich wizyt czasem nie zapowiadam. Kiedy tam byłem, nie zauważałem zaniedbań. Władysław jest chyba w dobrym stanie, zauważyłem, że na mnie reaguje, bo mi nawet macha ręką. Teraz dowiedziałem się od pani Małgorzaty, że ma ona problemy z GOPS.

- Nie kwestionujemy, że opieka, w sensie obejścia, jest prowadzona dobrze. To reprezentacja chorego na zewnątrz pozostawia wątpliwości. Pani Ciechowicz prezentuje zachowania nieprawidłowe wobec GOPS, podejmuje próby wymuszania decyzji urzędniczych, wyzywa pracowników. Podtrzymuję więc wniosek o umieszczenie Władysława Ciechowicza w zakładzie opiekuńczo-leczniczym - zaopiniowała prawniczka ośrodka pomocy.

Więcej na ten temat przeczytacie w papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki