Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Złoty medal? Cholernie dużo wyrzeczeń. Ale było warto”

Pytał i notował w Rio de Janeiro Przemysław Franczak
- Na 365 dni roku 300 spędzamy poza domem – opowiadają Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj, które zdobyły złote medale na igrzyskach w Rio de Janeiro.

Ten złoty medal to…
Magdalena Fularczyk-Kozłowska: - Spełnienie marzeń. Po igrzyskach w Londynie nic nie musiałam, ale chciałam. Tam był medal, może nie z najcenniejszego kruszcu, ale był. Teraz się udało zrobić coś więcej, mamy to i jestem przeszczęśliwa. Tak bardzo, że choć zawsze dużo gadam, to teraz nie wiem, co mam powiedzieć.
Natalia Madaj: - Dla mnie ten medal bije na głowę wszystkie dotychczasowe sukcesy, nic się nic liczy poza tym krążkiem. Jesteśmy spełnione. Nasze siódme poty, nasza ciężka praca, dały efekt.

W Londynie tworzyła Pani osadę z Julią Michalską, byłyście – co same podkreślałyście - jak ogień i woda. Z Natalią jest inaczej?
Fularczyk-Kozłowska: - Osada w Londynie już była, tamto było, teraz jest teraz. Z Natalią bardzo się uzupełniamy, nie ma liderki. Nie musimy się pilnować, tylko jedna drugą nakręca do mocniejszego treningu. Jedna jest lepsza na ergometrze, druga na siłowni, jedna szybciej biega, druga jeździ na rowerze. Myślę, że też nieświadomie rywalizowałyśmy, czując, że podnosimy ten nasz poziom. Nigdy nie musiałyśmy się zmuszać do treningu. Ja jestem bardziej pesymistką, Natalia nosi różowe okulary, dzięki temu ciągnie mnie za sobą. To jest nasza dwójka.

Ten medal to wiele wyrzeczeń.
Madaj: - Dużo by gadać.
Fularczyk-Kozłowska: - Cholernie dużo. Na 365 dni roku 300 spędzamy poza domem. Ja mam ten komfort, że jeżdżę z mężem, Natalia swojego tygrysa przy sobie mieć nie może. Do tego dzień świstaka. Wstajemy o 6.30, jakieś śniadanko, bardzo długi trening, obiad, drzemka, drugi trening, kolacja, wieczorami czasami odprawy techniczne. Trening-spanie, trening-spanie. Nie widzimy się z rodzinami, normalne życie nam ucieka. Nie znamy innego poza walizkami, hotelami, zgrupowaniami. Ale patrząc teraz, każdy dzień był tego wart. Każdy kryzys, gdy kiedyś leżałam płasko i myślałam, że nie nadaję się do sportu. Wszystko było po coś.

A ten tygrys to..?
Madaj: - Magda mnie zdradziła (śmiech). Chodzi o moją drugą połowę, Arka, całuję go.
Fularczyk-Kozłowska: - Trzeba mu gorąco podziękować, że pozwalał Natalii tyle wyjeżdżać. To człowiek spoza sportu.

Czyli medal z dedykacją?

Fularczyk-Kozłowska: - To jest medal jest dla nas. Nagroda za ciężką pracę, upór, Ja trenuję 16 lat, Natalia 13. Nie jesteśmy wielkie, mnie nawet wioślarstwo próbowano wybić z głowy, a my udowodniłyśmy, że my, dwa małe „duracelki”, potrafimy wiosłować. I nieważne, czy z wiatrem, pod wiatr, czy w huraganie huraganem. Udowodniłyśmy, że wioślarstwo jest dla każdego. Serce, praca, motywacja.
Madaj: - I dobry trener. Nie zapominajmy o nim. Wiadomo, różnie bywa, czasami są niesnaski, jak to z trenerem, ale robi dobrą robotę.

Adam Korol, były mistrz olimpijski o złocie Fularczyk-Kozłowskiej i Madaj: Wygrały w pięknym, emocjonującym stylu, jeszcze cały się trzęsę!

Coś was zaskoczyło w finale, czy wszystko szło po waszej myśli?
Madaj: - Brytyjki nas zaskoczyły. Czym? Tym, że tak długo się trzymały. Miałyśmy jednak swój pomysł i go realizowaliśmy.
Fularczyk-Kozłowska: - Choć hasło „żuraw” padło trochę za późno.

Wyjaśnijcie o co chodzi z tym „żurawiem”.
Fularczyk-Kozłowska: - To takie nasze hasło, wzięło się z mistrzostw Europy w Belgradzie. Tam tor był nieoznakowany i na 750 metrów przed metą stał taki dźwig, żuraw, z którego skakało się na bungee. Wypowiedzenie słowa „siedemset pięćdziesiąt” nie jest takie proste. A że „żuraw” jest łatwy, to zawsze u nas funkcjonował i funkcjonuje do tej pory. Cały świat rusza od ostatniej pięćsetki, a my 250 metrów wcześniej, żeby wybić z rywalkom z głowy jakieś pomysły. Wtedy pada „żuraw”. Choć w finale sto metrów za późno.

Wasza dwójka nadal będzie podwójna?
Fularczyk-Kozłowska: - Dajcie się nacieszyć. Nie myślimy o tym, co będzie po Rio, zwłaszcza że jesteśmy w Rio. Jeszcze do nas nie dociera ten sukces. Co dalej, zobaczymy, na razie jesteśmy najszczęśliwszymi osobami na świecie.

W wiosce olimpijskie będzie szaleństwo.
Fularczyk-Kozłowska: - Przed wyjazdem usłyszałyśmy, że bez złota nas tam nie wpuszczą z powrotem. Atmosfera jest super. Agnieszka Wieszczek (zapaśniczka – red.) przywiozła nam kabanosy z Polski, żebyśmy masy nie straciły. Dużo ludzi nam mocno kibicowało.

Plany na najbliższe dni?
Madaj: - Do 16 sierpnia jesteśmy w Rio. Będziemy kibicować naszym reprezentantom, ale na Copacabanę i pod pomnik Chrystusa na pewno się wybierzemy.

Już jako gwiazdy.
Madaj: Jakie gwiazdy? Coś się dzieje, ale bez przesady.

Pytał i notował w Rio de Janeiro Przemysław Franczak

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: „Złoty medal? Cholernie dużo wyrzeczeń. Ale było warto” - Gazeta Krakowska

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki