MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Złapali złodzieja, teraz się boją

Jacek Pawłowski
Próba kradzieży miała miejsce przy kościele farnym  w czasie porannej niedzielnej mszy
Próba kradzieży miała miejsce przy kościele farnym w czasie porannej niedzielnej mszy A. Wołosz/S. Leszczyńska
Trzej ostrołęczanie ujęli włamywacza samochodowego. Teraz boją się o swoje bezpieczeństwo, bo sprawcy włamania są na wolności i mogą się mścić.

Była niedziela 23 marca około dziewiątej rano. W kościele farnym trwała właśnie poranna msza. Do jednego z samochodów zaparkowanych na łączce od strony Narwi włamywało się trzech mężczyzn. Jeden z parafian przechodził właśnie tamtędy i wypłoszył włamywaczy. Zaczął gonić jednego z uciekających. Najpierw pieszo, później samochodem w towarzystwie dwóch innych parafian. Złapali złodzieja przy hotelu PTTK po drugiej stronie ulicy Mostowej. Zawieźli go na policję, ale szesnastolatek rozpłakał się i z całych sił prosił, żeby puścili go wolno. Wypuścili go więc z samochodu i tylko zawiadomili policję o zdarzeniu, podając dane personalne sprawcy, zresztą mieszkańca pobliskiego bloku.
Policjanci ujęli nie tylko szesnastolatka, ale i dwóch innych sprawców. Mają 16 i 20 lat. Przyznali się do wielu włamań do samochodów. Znaleziono u nich sześć kradzionych radioodbiorników samochodowych.

Niebezpieczna pomoc

Niebezpieczna pomoc

Jak często zwykli obywatele pomagają policji ująć przestępców tak, jak tydzień temu przy kościele farnym? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do sierż. Andrzeja Ciszewskiego z Komendy Miejskiej w Ostrołęce.
- Są to pojedyncze przypadki. Z minionego roku pamiętam trzy. Pierwszy to ujęcie przez właściciela sklepu na ulicy Łęczysk sprawców napadu na jego sklep. Drugi, to sprawa sprzed kościoła farnego, a trzeci też miał miejsce zupełnie niedawno. Dwóch nastolatków ruszyło w pogoń za sprawcami napadu na kobietę przy ulicy Gorbatowa. Nie ujęli ich wprawdzie, ale przestępcy na tyle zmęczyli się ucieczką, że bez trudu pojmała ich policja. Proszę tylko nie zrozumieć mnie tak, że policja może złapać tylko zmęczonych przestępców i nie obyłaby się bez pomocy obywateli. Jesteśmy pełni uznania dla takich ludzi, ale generalnie nie radzimy tak postępować, bo to niebezpieczne. Najcenniejsza dla nas pomoc mieszkańców to szybka informacja o zauważonych przestępstwach i precyzyjne zeznania świadków, potwierdzane później przed sądem.
Jednak oprócz przypadków takiej obywatelskiej postawy, bywają i antyprzykłady, np. kilka miesięcy temu na ulicy 11 Listopada przestępca bijąc trzynastoletnią dziewczynę zabrał jej telefon komórkowy. Poszkodowana poprosiła o pomoc przechodzącego mężczyznę, a ten powiedział, że to nie jego sprawa i odszedł.

Trzej parafianie, którzy ujęli sprawcę włamania, to mieszkańcy Ostrołęki i jednej ze wsi w powiecie ostrołęckim. Umówiliśmy się z nimi na zrobienie materiału do "Tygodnika". Proboszcz z fary, ks. Zygmunt Żukowski, pochwalił w rozmowie z nami obywatelską postawę swoich parafian.
Nieoczekiwanie jednak następnego dnia nasi rozmówcy zmienili zdanie.
- Nie chcemy się fotografować i występować w gazecie pod nazwiskami - mówi jeden z nich. - Dowiedzieliśmy się, że włamywacze są już na wolności. Przecież ta łobuzeria może się na nas mścić. Jak nie oni sami, to ich koledzy. Już słyszałem jakieś rozmowy typu "no to zobaczymy, kto teraz tę sprawę wygra". Nic tylko zaraz zaczną mi grozić. A jak mnie kiedyś pobiją? Nie rozumiem, dlaczego policja ich wypuściła!
Najstarszy z włamywaczy, który ma 20 lat, otrzymał dozór policyjny. Dwaj pozostali mają po 16 lat, więc zajmuje się nimi sąd rodzinny i dla nieletnich. Policja nie występowała o surowsze środki zapobiegawcze, np. areszt. Dlaczego tak się stało? Przecież w sytuacji, gdy przestępcę ujęli nie policjanci, a zwykli obywatele, narażając przy tym na szwank swoje bezpieczeństwo, mogą się teraz w dwójnasób obawiać zemsty przestępców.
Oficer prasowy ostrołęckiej policji Andrzej Ciszewski mówi, że w chwili gdy policja składała wniosek o dozór, nie było podstaw, by żądać surowszego środka zapobiegawczego.
- Wówczas wiedzieliśmy tylko o tym jednym włamaniu koło fary - mówi Ciszewski. - Naprawdę za jedno włamanie nie idzie się do aresztu. Pozostałe skradzione odtwarzacze odnaleźliśmy później. Czy środek zapobiegawczy zostanie zaostrzony? Decyzja o skierowaniu wniosku do sądu należy do prokuratury.
Problem jednak w tym, że nawet sprawca drobnego przestępstwa, nie kwalifikującego się do aresztowania, może dotkliwie się zemścić się na kimś, kto pomógł policjantom. Ostrołęcka policja, podobnie jak wiele innych policji w kraju, nie ma jednak programu ochrony świadków.
- Wie pan, świadek koronny to raczej przy przestępczości zorganizowanej, a nie włamaniach do samochodów - mówi Andrzej Ciszewski.
- Chodzi nam o program ochrony zwykłych świadków, zagrożonych zemstą przestępców - sprecyzowaliśmy.
- Nie słyszałem o niczym takim - przyznał oficer prasowy. - Jeżeli ktoś będzie groził tym panom, przyjmiemy zawiadomienie o groźbie karalnej i będziemy działać.
Wszyscy trzej mężczyźni, choć tydzień wcześniej nie bacząc na swoje bezpieczeństwo ścigali złodzieja, teraz chodzą po mieście, dyskretnie rozglądając się na boki. Zapytaliśmy więc inicjatora "obywatelskiego pościgu", czy gdyby jeszcze raz miał do czynienia z podobnym zdarzeniem, zachowałby się tak samo.
- Tak, bo wobec zła trzeba mieć jedną i zdecydowaną postawę - odpowiedział.

Zaproszenie do dyskusji

Co Państwo sądzą o postawie trzech ostrołęczan, którzy ujęli złodzieja? W jaki sposób powinni być chronieni świadkowie? Czy w takim przypadku jak wyżej opisany, podejrzani nie powinni być jednak odizolowani, by nie mogli się mścić? Zapraszamy do wypowiadania się na forum. Najciekawsze wypowiedzi wydrukujemy w "papierze".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki