Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zginął młody mężczyzna. Sprawca wypadku dostał pięć lat

Redakcja
Robert Kaja spoczywa na cmentarzu parafialnym w Ostrowi
Robert Kaja spoczywa na cmentarzu parafialnym w Ostrowi
Sąd ponownie skazał sprawcę śmiertelnego wypadku w okolicach Ugniewa

O tej sprawie pisaliśmy wielokrotnie. Wypadek, w którym zginął Robert Kaja z Ostrowi Mazowieckiej, jest klasycznym przykładem młodzieńczej głupoty. Za kilka miesięcy minie trzy lata od tego dnia.

8 czerwca 2010 roku w Ugniewie 22-letni Marek W. pił z kolegami, a potem wsiadł wraz z nimi do opla astry. W sumie było ich czterech. Postanowili pojechać w kierunku Jasienicy, aby tam też napić się piwa. Był wczesny wieczór. W tym czasie 27-letni Robert Kaja z Ostrowi Mazowieckiej był w Smolechach, wychodził właśnie z domu swej dziewczyny. Za rok mieli brać ślub.

Zobacz także: Sprawca śmiertelnego wypadku skazany na sześć lat. Ma także dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów

Gdy Robert Kaja swoim fordem mondeo wyjechał na drogę do Ostrowi, opel jechał w jego stronę. Zaraz był łuk remontowanej wtedy drogi, gdzie obowiązywało ograniczenie prędkości do 30 km/h. Rozpędzony opel na ostrym łuku zjechał na lewy pas i uderzył w lewy bok forda jadącego z przeciwka. Robert Kaja jeszcze żył, kiedy przyjechała karetka pogotowia. Zmarł kilka godzin później w ostrowskim szpitalu.

Spośród jadących oplem najbardziej ucierpiał Marek W., kierowca. Kilka godzin po zdarzeniu, w szpitalu, pobrano mu krew do zbadania zawartości alkoholu. Biegły podał później, że Marek W. miał wtedy we krwi 1,36 promila alkoholu. I taka liczba figuruje w akcie oskarżenia. Natomiast z dokumentów szpitalnych wynika, że miał 1,96 promila alkoholu we krwi.

Sąd w Ostrowi uznał Marka W. za winnego umyślnego naruszenia przepisów ruchu drogowego oraz spowodowania wypadku i w sierpniu 2011 roku skazał na łączną karę 6 lat pozbawienia wolności oraz zakazał mu prowadzenia pojazdów mechanicznych na zawsze. Wyrok pokrywał się niemal dokładnie z żądaniem prokuratora.

Apelację od tego wyroku złożyły obie strony.

Sąd Okręgowy w Ostrołęce uchylił wyrok pierwszej instancji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Miał być m. in. powołany biegły toksykolog, który jednoznacznie ustali, ile alkoholu we krwi w momencie wypadku miał sprawca. Inny biegły miał dokładnie zrekonstruować przebieg wypadku, a więc także prędkość pojazdów w momencie zderzenia.

Przeczytaj również: Ostrów Mazowiecka: Opel jechał zbyt szybko. Biegły wyjaśnia okoliczności tragedii

Sprawa trafiła więc znów na wokandę sądu w Ostrowi, tym razem rozpatrywała ją sędzia Danuta Kwiatkowska.

Sąd uznał Marka W. za winnego zarzucanych mu czynów i skazał na łączną karę pięciu lat pozbawienia wolności oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez 10 lat. Ma także pokryć koszta sądowe oraz koszta poniesione przez oskarżyciela posiłkowego (w sumie jest to ponad 5000 zł).

- Co do stanu faktycznego, to sąd nie ustalił dużo więcej co do przebiegu zdarzenia niż podczas pierwszego rozpoznania sprawy - powiedziała sędzia Danuta Kwiatkowska.
Nie ulega więc wątpliwości, że Marek W. tego feralnego dnia pił z kolegami piwo, wypił sporo (około osiem półlitrowych butelek), a potem - jak powiedziała sędzia - "odezwała się w nim ułańska fantazja", wsiadł więc pijany za kierownicę opla, a wraz z nim trzech pijących z nim kolegów i ruszył szosą w stronę Jasienicy.

- To było działanie bezmyślne, bezrefleksyjne - podkreśliła sędzia.

Droga była wtedy w remoncie, na odcinku, gdzie doszło do tragedii, obowiązywało ograniczenie prędkości do 30 km/h. Tymczasem - jak wykazał biegły w swojej opinii - opel jechał z prędkością 114 km, zatem o 84 km/h (!) przekraczał prędkość dozwoloną.

Sąd w wyroku przyjął - inaczej niż przy pierwszym rozpoznaniu - że kierujący oplem miał we krwi co najmniej 1,36 promila. Oparł się na opinii biegłego toksykologa, która nie wniosła do sprawy nic nowego.

- Mogło być więcej, ale w sposób procesowo nie można tego ustalić - tłumaczyła sędzia.
Dlaczego Marek W. skazany został na pięć lat pozbawienia wolności?

Przestępstwo, które popełnił, zagrożone jest maksymalną karą 12 lat pozbawienia wolności.
Sędzia odniosła się także do wniosku oskarżyciela posiłkowego - brata tragicznie zmarłego, który żądał dla oskarżonego 12 lat pozbawienia wolności. Powiedziała, że rozumie po ludzku to, co czują najbliżsi zmarłego Roberta Kai, ale taką karę otrzymują sprawcy umyślnego zabójstwa, a w tym wypadku czyn był nieumyślny.

- Wymierzona kara 5 lat nie jest zapłatą za życie Roberta Kai - podkreśliła sędzia Danuta Kwiatkowska. - Sąd nawet nie próbował ustalać takiej ceny.

W porównaniu z pierwszym wyrokiem sąd zmniejszył nie tylko karę pozbawienia wolności, ale także czas trwania zakazu prowadzenia pojazdów. Prokurator wnioskował o orzeczenie zakazu dożywotniego, ale przepis umożliwiający to wszedł w życie 1 lipca 2010 roku, a więc już po tym tragicznym wypadku. Są zastosował więc przepis obowiązujący wcześniej, który dopuszczał zakaz do maksimum 10 lat.

Wyrok nie jest prawomocny. Sprawa zapewne trafi ponownie do sądu okręgowego, bo złożenie apelacji zapowiedział oskarżyciel posiłkowy - brat zmarłego wskutek wypadku. Jarosław Kaja uważa, że wyrok jest zdecydowanie za łagodny.

Więcej przeczytasz w najbliższym papierowym wydaniu TO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki