- Ale nie wybaczyłbym sobie, gdyby ten człowiek utonął na moich oczach - mówi.
Patrol policyjny z posterunku w Różanie - st. sierż. Tomasz Strzałkowski i Krzysztof Zielonka - wracał właśnie z Kaszewca, gdy dostał informację, że kilku mężczyzn popija koło Grubej Kaśki (wieży ciśnień) nad Narwią. I że jeden z nich skoczył do rzeki. Na pełnym gazie śmignęli przez most.
- Z mostu, kątem oka spostrzegłem człowieka w odmętach rzeki - Tomek Strzałkowski pokazuje gdzie, w ślepej uliczce, tuż pod mostem, radiowóz "dobił" do brzegu Narwi. - Widziałem, że ten człowiek, płynąc na plecach, zanurza się i wypływa. Walczy o życie. Jest szansa, by go uratować.
Miał moment wahania, przyznaje.
- W takich chwilach trzeba myśleć. Bezmyślność i brak wyobraźni jest grzechem - mówi trzydziestoczteroletni sierżant. Jednak zanim do końca pomyślał, już był bez munduru.
Gonił niesionego nurtem rzeki tonącego. W ostatniej chwili, bo był już właściwie półprzytomny. Doholował go kilkaset metrów w dół Narwi. Tam już czekali koledzy, policjanci.
- Pomogli mi go wyciągnąć na brzeg. Mój partner z patrolu, Krzysiek Zielonka. Byli także Olbryś, który akurat nie miał służby i Marek Złotowski, emerytowany policjant. Zorganizowali motorówkę, bo w tym miejscu były takie chaszcze, że nie sposób było przenieść nieprzytomnego do karetki pogotowia, która już czekała nieco dalej. I straż pożarna także.
- To Marek Złotowski zadzwonił do nas - mówi kierownik posterunku w Różanie. - Jego natomiast powiadomił sąsiad, Jurek Szabłowski, że widział skaczącego do wody faceta koło Grubej Kaśki.
Nieprzytomnego topielca przewieziono do szpitala w Makowie Mazowieckim. Starszy sierżant Strzałkowski dostał od komendanta wolne na resztę dnia. Żeby doszedł do siebie w rodzinnym cieple.
- Po wyjściu z wody ubranie miałem sztywne. Bałem się tego zimna od początku - skurczu, hipotermii. Bałem się także wezbranego prądu. Nie jestem zawodowym ratownikiem, pływam rekreacyjnie. Obwiałem się, że nie podołam. Ale widziałem, że jeżeli nie skoczę, nikt temu człowiekowi nie pomoże - opowiada następnego dnia policjant. Nawet bez kataru na szczęście.
Ale pewnie z dobrym psychicznym samopoczuciem. Nie każdemu jest dane uratować ludzkie życie. Tomkowi Strzałkowskiemu udało się to już drugi raz. Kilka lat temu wyłowił tonącego chłopaka z zalewu w Brzózem.
Ryzykował życie
Trochę przerażająca jest świadomość, że sierżant Strzałkowski ryzykował własne życie oraz szczęście żony i dwóch córeczek wskutek czyjejś nieodpowiedzialności.
- Pięciu mężczyzn piło nad rzeką. Dwóch z Różana, trzech z gminy Długosiodło. Jeden różaniak miał ponad dwa promile alkoholu, drugi ponad trzy promile. Uratowany przez policjanta dwudziestodziewięciolatek ponad 1,6 promila - mówi Kazimierz Skóra.
W makowskim szpitalu, podczas odwiedzin sierżanta Strzałkowskiego, uratowany mężczyzna powiedział, że nic nie pamięta. Dziękował sierżantowi.
- Uważaj bracie, bo drugiej takiej szansy możesz w życiu nie mieć - przestrzegł policjant.
Tomasz Strzałkowski ma 34 lata, pochodzi z Ciechanowa. W policji służy od 2008 roku. Zaczynał jako dzielnicowy na warszawskim Wilanowie. Potem służył w Goworowie. Od 15 grudnia jest policjantem w Różanie, gdzie mieszka z żoną i córeczkami. Starsza, ośmioletnia córka nie może do końca zrozumieć, jak mógł tak ryzykować. Choć dumne są z niego wszystkie trzy kobiety.
- Komendant powiatowy policji w Makowie wystąpił do komendanta wojewódzkiego o przyznanie Tomaszowi Strzałkowskiemu Krzyża Zasługi za Dzielność - informuje rzecznik KPP, Włodzimierz Bojarski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?