Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żaden wyrok nie zwróci nam syna

Jarosław Sender
Sąd nie dał wiary wersji obrońców zabójcy, że Marcin Sępkowski wciąż żyje i ukrywa się, prowadząc normalne życie gdzieś z dala od bliskich. Mimo, że ciała nigdy nie odnaleziono, zdaniem sądu są inne dowody na to, że brutalnie pozbawiono go życia…

Na 25 lat więzienia skazał łomżyński sąd Roberta W., zabójcę Marcina Sępkowskiego z Udrzynka (pisaliśmy o tym w styczniu 2006 roku). Jego "pomocnicy": Piotr G., Urszula Ch., Artur i Halina P., otrzymali znacznie mniej surowe wyroki. Rodzina zamordowanego domagała się dla głównego sprawcy mordu dożywocia i zadośćuczynienia po 250 tys. zł od każdego z oskarżonych oraz renty dla osieroconego wnuczka. Wyrok nie jest prawomocny i już wiadomo, że będą od niego odwołania.

Trwającemu prawie rok procesowi towarzyszyły szczególne emocje. Z kilku powodów. Po pierwsze ciała Marcina, który został uduszony i wrzucony do rzeki w Boże Narodzenie 2005 roku, nigdy nie odnaleziono. Po drugie, zbrodni dokonali koledzy, znajomi Marcina z tej samej wsi, w której się urodzili i wychowali. Proces toczył się przed łomżyńskim sądem, o co wnioskowali rodzice pokrzywdzonego. Chcieli mieć pewność, że będzie on obiektywny i sprawiedliwy. Nie gwarantował im tego sąd ostrołęcki, w którym ojciec jednego z oskarżonych był ławnikiem. Na kończącej proces rozprawie, 12 czerwca, obecni byli rodzice Marcina, jego teściowa, matka chrzestna i inni członkowie rodziny. Z drugiej strony adwokaci, rodziny oskarżonych i oni sami: główny sprawca 31-letni Robert W., następnie 22-letni Piotr G. i 26-letnia Urszula Ch. i dalsza rodzina Roberta W., Halina i Artur P. z Jaszczułt, którzy pomogli w zacieraniu śladów krwi w samochodzie.

A co jeśli żyje?

Kontrowersyjną tezę i linię obrony zaprezentowali adwokaci głównego oskarżonego Roberta W. w mowach końcowych. Tezę, że Marcin Sępkowski żyje.

Obrońcy próbowali przedstawić Roberta W. jako ofiarę. Powoływali się na jego przeszłość, gdyż miał już konflikty z prawem i w konsekwencji - z Marcinem Sępkowskim, którego wskazał organom ścigania jako sprawcę włamań do domków letniskowych. Pozostały między nimi wzajemne niechęci i niespłacony przez Marcina dług.

- Ale czy był motyw do zabijania? - pytał retorycznie obrońca. - Motyw trudno znaleźć. Niechęć - tak, była. Chętnie by go sprał, ale sprał, nie zabił. Motywem działania było odzyskanie wierzytelności. Czynił to w sposób niedopuszczalny, ale zamiaru pozbawienia życia nie miał. Ten człowiek nie jest głęboko zdemoralizowany - mówił obrońca o Robercie W.

Najwyraźniej trudne do obalenia przed sądem były dla adwokatów zeznania samego oskarżonego, który od początku przyznał się do uprowadzenia, pobicia i wyrzucenia ciała Marcina do rzeki. Jednak i w tej sytuacji adwokaci znaleźli wytłumaczenie. Winą obarczyli biuro detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego, policję i prokuraturę oraz media.

- Wiele czynników wpłynęło na jego początkowe zeznania u Rutkow-skiego (to wynajęty przez rodzinę Marcina detektyw dokonał zatrzymania podejrzanych o zabójstwo i jako pierwszy usłyszał od nich przyznanie się do winy oraz opis przebiegu zdarzeń - red.). Robert W. popełnił ogromny błąd, zgłaszając się do detektywa Rutkowskiego, bo to biuro na pierwszym planie stawiało propagandę swojego sukcesu. Reklama i prasa krzyczała: "Rutkowski znalazł zabójców!". Robert W. powinien się zgłosić do organów ścigania, ale i tam nie padło pytanie: czy zabiłeś, dlaczego zabiłeś? Nie padło, bo policja też była obarczona brzemieniem mediów i chęcią dorównania detektywowi Rutkow-skiemu. A Robert W. w depresji przyznał się do wszystkiego, nawet do tego, czego nie miał zamiaru zrobić. Ale czy od niego można wymagać, żeby rozumiał co to jest zabić, a co pozbawić kogoś życia? Nie można, on ma tylko szkołę podstawową…

Zdaniem adwokatów, Robert W. przyznał się, bo obiecywano mu wyjście na wolność, a tak naprawdę dopiero w "spokoju sali więziennej zrozumiał sprawę, czy zabił, czy nie zabił; zrozumiał różnicę między zabójstwem, a spowodowaniem śmierci". Zrozumiał też inną rzecz, mianowicie, że mógł - zdaniem adwokata - zostać ponownie "wykiwany przez tego cwaniaczka", jak nazywał Robert W. swoją ofiarę.

- Marcin Sępkowski mógł wpaść na fortel, żeby udawać nieżywego. Ogromny pośpiech prokuratury i policji spowodował, że śledztwo szło tylko w jednym kierunku - prędko dorównać Rutkowskiemu. Zapomniano o sprawdzeniu, czy w okolicy nie ukrywa się Marcin Sępkowski, czy w miejscu pracy w Anglii nie załatwia swoich spraw, nie przyjęto żadnej alternatywy, a miano do czynienia z zaginionym cwaniaczkiem, który był klęską okolicy z uwagi na częste włamania do domków letniskowych. Szybko ustalono zabójców, co mogło dojść do Sękowskiego, który postanowił się skryć przed żoną. Jeśli żyje, jeśli gdzieś tam przebywa, to ma interes żeby się ukrywać. Jest nadzieja wielkich pieniędzy (adwokat nawiązał do żądania odszkodowania zgłoszonego przez rodzinę Marcina). Jak będziemy się czuć, jeśli zapadnie wyrok za zabójstwo, a za ileś tam lat okaże się, że on ma gromadkę dzieci? Wszyscy będziemy się źle czuć - stwierdził adwokat.

Skruszeni oskarżeni,

współczujący adwokat

Najwięcej zarzutów - osiem - ciążyło na Piotrze G. Część z nich, jak posiadanie narkotyków, posiadanie i przerabianie broni znalezionej w domu G., nie miała związku z zabójstwem Marcina. Chłopak przyznał się do czterech z pięciu zarzutów związanych z zabójstwem, wszystkich poza tym, że pozbawił Marcina Sępkowskiego wolności (tzn. uprowadził).

- Oskarżony miał wówczas 19 lat. Jego udział w tej sprawie to działanie pod wpływem Roberta W., znacznie starszego, karanego. Piotr G. nie był karany, uczy się, pracuje, wyraził skruchę - bronił adwokat.

Obrońca Urszuli Ch. jako jedyny wyraził współczucie rodzinie zamordowanego. Jednak jako adwokat bronił swojej klientki. Tłumaczył, że w chwili zbrodni była bardzo młoda i zakochana w Robercie W. Adwokat próbował pomniejszyć jej rolę w zajściach z nocy 26 na 27 grudnia 2005 roku. Tłumaczył, że dziewczyna jedynie kierowała samochodem, którym oprawcy wieźli Marcina do lasu.

- Ani nie była na zewnątrz, nie wciągała Marcina Sępkowskiego do samochodu, ani - prowadząc auto - nie mogła uniemożliwiać mu ucieczki. Jedynie prowadziła samochód. W pewnym momencie nawet zatrzymała się, nie chciała dalej jechać, gdy z rozmowy wynikało, że nie odwiozą Marcina do domu. Wówczas przesiadła się na fotel pasażera - relacjonował adwokat. Odniósł się do zarzutu, że w lesie nie udzieliła Marcinowi pomocy. - Musiałaby mieć świadomość, że pokrzywdzony znajduje się w stanie zagrożenia. Robert W. wyszedł z samochodu z Marcinem i oddalił się. Ona nie miała świadomości, że Sępkowski jest w stanie zagrożenia życia. W jaki sposób mogła udzielić pomocy?

Jednak nie wspomniał, że następnie dziewczyna pojechała z ciałem w bagażniku nad rzekę, gdzie na jej oczach Robert i Piotr wrzucili zwłoki do lodowatej wody. Adwokat podważał kolejne zarzuty, które brzmiały podobnie jak w przypadku Piotra G. Zarzuty o niezawiadomieniu o przestępstwie (bo bała się z uwagi na odpowiedzialność karną), zacierania śladów (bo wytarcie krwi z kurtki Roberta W. nie miało znaczenia, gdyż i tak udało się na ich podstawie ustalić pochodzenie krwi), utrudniania śledztwa. Na koniec stwierdził, że Urszula Ch. już otrzymała surową karę.

Sama oskarżona przez łzy zdobyła się na słowa przeprosin wobec rodziny Marcina Sępkowskiego. Jak twierdzą bliscy zabitego, mogła to zrobić dużo wcześniej a nie dopiero przed sądem.Przed sądem uczynił to także Piotr G. Natomiast Robert W. stwierdził: - Nie mam nic do powiedzenia.

Żądanie dożywocia

Adwokaci prosili o uniewinnienie a w przypadkach ewidentnych zarzutów - o łagodny wymiar kary. Wysokich kar oczekiwał prokurator.

- Mamy tu do czynienia z najcięższą zbrodnią. Wyjaśnienia potwierdzone podczas eksperymentów procesowych wskazują jednoznacznie, że Robert W. dokonał zabójstwa z rozbojem z pobudek zasługujących na potępienie. Działał z chęci zysku za wszelką cenę, nie licząc się z ludzkim życiem. Piotr G. i Urszula Ch. akceptowali jego zachowanie, po zabójstwie udzielili mu pomocy w zacieraniu śladów zbrodni i pozbyciu się zwłok - mówił.
Surowych kar żądał dla oprawców syna Tadeusz Sępkowski, który występował jako oskarżyciel posiłkowy.

- Tacy zwyrodnialcy nigdy nie powinni ujrzeć światła dziennego i stąpać po ziemi. Do końca moich dni będę patrzeć w rzekę Bug, w miejsce wskazane przez morderców. Nigdy z godnością i szacunkiem nie będziemy mogli pochować syna, bo go nie odnaleziono - powiedział.

Tadeusz Sępkowski zażądał dla Roberta W. dożywocia, pozbawienia praw publicznych na 20 lat. Również dożywocia chciał dla Piotra G. Na 25 lat zasłużyła zdaniem ojca Urszula Ch., a Halina i Artur P. - po 10 lat. Dodatkowo Tadeusz Sępkowski domagał się od oskarżonych zadośćuczynienia - po 250 tys. zł od Roberta W., Piotra G. i Urszuli Ch. oraz po 50 tys. zł od małżeństwa P. Wnosił także o rentę dla wnuczka, osieroconego syna Marcina - po 2 tys. zł od dwóch pierwszych oskarżonych i 1,5 tys. zł od dziewczyny.

- Nikt nie jest w stanie naprawić naszego bólu, ale to częściowo załagodzi nam smutek i cierpienie - powiedział, deklarując, że część odszkodowania przekaże na rzecz Caritas. Sąd nie uznał żądań finansowych rodziny. Niewykluczone, że wytoczy ona cywilny proces o zadośćuczynienie i rentę dla chłopca. Do tej pory wdowa i syn nie mogli liczyć na pomoc państwa, gdyż w świetle prawa brak zwłok oznacza brak aktu zgonu, a tylko to może być podstawą do wypłaty ewentualnych świadczeń.

Wyrok

Sąd uznał Roberta W. winnym tego, że działając z zamiarem ewentualnym uprowadził, bił, dusił, żądał pieniędzy, zabrał 100 euro, a następnie wrzucił ciało Marcina Sępkowskiego do rzeki, doprowadzając do zgonu. Skazał go na 25 lat więzienia.

Piotr G. został uznany za winnego pozbawienia ofiarę wolności i nieudzielenia jej pomocy, udzielenia Robertowi W. pomocy w "pozbyciu się" zwłok Marcina Sępkowskiego, utrudniania śledztwa oraz posiadania broni i narkotyków (śladowe ilości). Sąd uniewinnił go od zarzutu wyrabiania broni oraz umorzył zarzut dotyczący niezawiadomienia o przestępstwie. Łączy wyrok to 4,5 roku więzienia z zaliczeniem na poczet kary okresu, kiedy był w areszcie (od 3 stycznia 2006 do 13 grudnia 2007). Ojciec Marcina Sępkowskiego zapowiedział już, że odwoła się od wyroku dla Piotra G., bo uważa, że otrzymał on za niską karę.

Urszula Ch. została uznana za winną pozbawienia wolności Marcina Sępkowskiego i udzielenia pomocy Robertowi W. w uniknięciu odpowiedzialności karnej. Sąd uniewinnił ją od zarzutu nieudzielenia pomocy ofierze i umorzył wobec niej zarzut niezawiadomienia o przestępstwie. Skazał ją na karę łączną 10 miesięcy więzienia z warunkowym zawieszeniem na 3 lata okresu próby.

Artura P. sąd uznał winnym udzielenia pomocy Robertowi W. w usuwaniu śladów przestępstwa i skazał na rok więzienia z warunkowym zawieszeniem na 3 lata. Natomiast umorzył zarzut niezawiadomienia o przestępstwie oraz uniewinnił go od zarzu-tu paserstwa. Dotyczył on skradzionych Marcinowi przez Roberta W. 100 euro, które zabity dostał od rodziców w formie świątecznego prezentu. Artur P. dokonał w kantorze wymiany waluty na prośbę Roberta W.

Halina P. została uznana za winną udzielenia pomocy Robertowi W. i skazana na 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu warunkowym na 2 lata próby. Sąd także ją uniewinnił od zarzutu niezawiadomienia o przestępstwie.

Uzasadniając wyrok, sędzia powiedział m.in.: - Brak ciała w sposób istotny wpływał na możliwość czynienia ustaleń procesowych. Jednak powszechnie w sądownictwie brak zwłok nie oznacza braku możliwości przyjęcia, że dokonano zabójstwa. Zdaniem sądu całkowicie abstrakcyjne jest założenie, że Marcin Sępkowski upozorował własną śmierć. Nie miał on obaw w przyjeździe do Polski. Wyroki, które wobec niego zapadły, były prawomocne. Miał ustabilizowane życie rodzinne, pracował. W te święta miał być ojcem chrzestnym bliźniaków brata. Poszedł na dyskotekę, co jest normalne. Nie miał paszportu, a karty bankomatowe zostały mu zabrane. Bez tych podstawowych rzeczy, jak miałby wyjechać? Jakie pobudki miałyby nim kierować? Trzeba by być wyjątkowo perfidną osobą, by upozorować własną śmierć, by bliscy - bez ciała - nie mogli go nawet pochować. Gdyby miał zerwać kontakt z rodziną, nie przyjeżdżałby do Polski. Łatwiej mu było ukryć się w Anglii.

Sąd nie miał wątpliwości, że wszyscy oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu. n
Elwira Kosewska_

Potworna zbrodnia

To miały być rodzinne święta… Marcin Sępkowski od kilku lat mieszkał i pracował w Anglii. Przed Wigilią 2005 roku przyjechał na święta do rodziny w Udrzynku. Zaginął w I Dzień Świąt. Był z żoną na dyskotece, po sprzeczce wyszedł z niej sam i… już nie wrócił. Natychmiastowe poszukiwania nie przynosiły rezultatu. Rodzina zawiadomiła policję, szukała pomocy u jasnowidza aż wreszcie wynajęła prywatnego detektywa Krzysztofa Rutkow-skiego. Ten w ciągu kilku dni ustalił i zatrzymał trzy osoby, które przyznały, że mają związek z zaginięciem Marcina. Z ich relacji wynikało, że chłopak został uprowadzony z dyskoteki w Broku, wywieziony do lasu, gdzie nie uległ żądaniom wydania kart bankomatowych i PIN-ów. Dlatego Robert W. udusił go w lesie paskiem od spodni, a ciało wrzucił następnie do Buga w okolicach rodzinnego Udrzynka. Robert W. od razu przyznał się do zabójstwa. We wrzuceniu ciała do rzeki pomagał mu Piotr G. Urszula Ch. o wszystkim wiedziała, była tego świadkiem. Artur i Halina P. pomogli w zatarciu śladów krwi w samochodzie, którym przewieziono ciało Marcina z lasunad rzekę. Do dzisiaj jego zwłoki nie zostały odnalezione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki