W TO z 6 marca 1983 roku opublikowaliśmy reportaż "Panienka z obłoków" opisujący to co wydarzyło się w Amelinie pod Krasnosielcem 4 stycznia 1931 roku. Dziś towarzyszące temu okoliczności uznane by pewnie zostały za "międzynarodową aferę". W tekście sprzed 30 laty obszernie cytowaliśmy gazety z lat 30. ubiegłego wieku.
Reporter Ilustrowanego Kuriera Codziennego pisał: "4 stycznia od rana na lotnisku mokotowskim w Warszawie oczekiwano przybycia najsłynniejszej lotniczki świata - miss Amy Johnson. (…) Przybycia jej oczekiwać należało najpóźniej między trzecią a czwartą po południu. Do chwili obecnej, to jest do 18.30 miss Johnson nie wylądowała w Warszawie".
Następnego dnia miss Johnson się odnalazła. Jej lądowanie pod Amelinem opisała prasa. W TO cytowaliśmy:
"W mgnieniu oka zebrał się tłum wieśniaków, którzy od dłuższego czasu słyszeli warkot samolotu i widzieli, jak krążył opodal. (…) Lotniczkę odwieziono na plebanię do Krasnosielca, gdzie sędziwy proboszcz Serejko ofiarował jej gościnę. (…) I tak oto przypadek zaprowadził w progi polskiej wiejskiej plebanii słynną lotniczkę.
Wspomniana wcześniej "międzynarodowa afera" wybuchła dwa lata później, kiedy - już wówczas pani a nie panienka, my Johnson-Millison, udzieliła wywiadu gazecie "Sunday Dispath". Tak opowiedziała w nim o swojej przygodzie pod Amelinem:
Był to jedyny przypadek w moim życiu, gdy bałam się człowieka. [Po wylądowaniu] dookoła mnie był wielki las i czekałam, że zaraz pojawi się tradycyjny smolarz. Ktoś zjawił się rzeczywiście. Kilkunastu chłopów wybiegło z domów, które wydawały się szałasami. Samo mężczyźni, żaden nie umiał po angielsku, oprócz jednego (…) Polak, który znał angielski, największy z gromady, był brudnym, brodatym, złowrogo wyglądającym mężczyzną, spozierającym na mnie chciwymi oczyma. Gestykulował w sposób grożący i powtarzał słowa: pieniędzy, pieniędzy. (…) Niebawem zjawiły się sanki, aby odwieźć mnie do najbliższego miasta. (…) Na końcu lasu stała samotna chata. Gdy koło niej przejeżdżaliśmy, groźny brutal, który żądał pieniędzy, wyskoczył z sanek, zatrzymał woźnicę i ciągnął mnie do tej chaty. Życie moje wisiało wiele razy na włosku, lecz nigdy nie poczułam takiego przerażenia, jak w chwili, gdy z nim walczyłam.
Na takie jej rewelacje zareagowało pismo "Skrzydlata Polska", która w 2 numerze z 1933 roku zamieściła dowcipną replikę.
Amy Johnson-Millison zrobiła krajowi naszemu nieoczekiwaną reklamę. Oświadczyła, że podczas przymusowego lądowania w Polsce stała się przedmiotem agresywności męskiej wprost zagrażającej cnocie dzielnej lotniczki. My musimy się zastrzec przeciw tego rodzaju sławie (…). Fama taka albowiem spowodować może masowy nalot podstarzałych i co brzydszych lotniczek z całego świata, czego sobie absolutnie, mimo znanej gościnności, nie życzymy.
Na drwinie się jednak nie skończyło. Podjęto również interwencję dyplomatyczną. W konsekwencji Aeroklub Jego Królewskiej Mości w Londynie przysłał list powiadamiający, że Amy Johnson-Milison za kłamstwa, oczerniające imię Polaków, została karnie wykluczona z klubu.
Ech, gdyby dziś tak sprawnie reagowała polska dyplomacja…
Więcej ciekawostek z archiwaliów TO w papierowym wydaniu Tygodnika
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?