Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybuchy na terytorium Nadniestrza. Prof. Żurawski vel Grajewski: Myślę, że są to prowokacje ze strony Rosji

Mateusz Zbroja
Mateusz Zbroja
Przemysław Żurawski vel Grajewski uważa, że wkroczenie Rosjan do Mołdawii było by dla Kremla kuszące, ale szanse na przeprowadzenie takiej operacji ocenia jako niewielkie.
Przemysław Żurawski vel Grajewski uważa, że wkroczenie Rosjan do Mołdawii było by dla Kremla kuszące, ale szanse na przeprowadzenie takiej operacji ocenia jako niewielkie. Fot. Twitter/WarNewsPL
Prawdopodobieństwo użycia przez Rosjan broni jądrowej spadło w wyniku wojny na Ukrainie - powiedział portalowi polskatimes.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski. Profesor odniósł się również do wydarzeń z Nadniestrza oraz możliwości przeprowadzenia operacji militarnej na Mołdawię.

Jak ocenia Pan to, co obecnie dzieje się w Nadniestrzu? Czy rzeczywiście są to, jak nazwały to nadniestrzańskie władze, zamachy terrorystyczne?

Myślę, że są to prowokacje będące wstępem do jakiejś operacji rosyjskiej. Nadniestrze samodzielnie nie jest w stanie stworzyć żadnego liczącego się kierunku operacyjnego. Formalnie jest tam 1500 żołnierzy, niektórzy twierdzą, że około 3500. Obojętnie, która z tych wielkości jest prawdziwa, to jest za mało wojska, żeby móc samodzielnie coś zrobić. W połączeniu z ewentualnymi desantami morskimi i uderzeniami lądowymi na kierunku Krym-Odessa czy Morze Czarne-Odessa, to wtedy ten kierunek, choćby jako wiążący siły, czy jako baza terytorialna, na której można by przyjąć jakieś wsparcie rosyjskich sił aeromobilnych bądź powietrzno-desantowych, jest oczywiście możliwy. Należy jednak pamiętać, że jest to wąski pasek ziemi, kilkunastokilometrowy w sensie szerokości, jego głębia strategiczna jest bardzo niewielka. Również poparcie społeczne jest nieduże. Trzeba pamiętać, że Nadniestrze jest w istocie państwem mafijnym, którego elity, jeżeli tak w cudzysłowie można powiedzieć, zainteresowane są robieniem biznesu a nie walką, która nie przyniesie im żadnych korzyści, a łatwo odgadnąć, że byłyby to poważne straty albo wręcz upadek. Ludność jest niejednolita etnicznie. Około trzydzieści procent stanowią Ukraińcy, dwadzieścia parę Rosjanie, czterdzieści parę Mołdawianie, więc ich poparcia społecznego do wojny nie będzie. Próbowano tam przeprowadzić mobilizację, oczekiwano 14 tys. ochotników a zgłosiły się dwie osoby. To pokazuje absolutne fiasko projekty politycznego. Nadniestrze, jako separatystyczny region, jest regionem skrajnego ubóstwa, który się wyludnia. Ludność spadła poniżej 6 tys. i po 30 latach na pewno jest pełne rozczarowanie tego typu projektem politycznym ze strony samych mieszkańców. Oczekiwanie, że będą oni walecznie przelewali krew za jakieś projekty na Kremlu wydaje mi się mało prawdopodobne. To, co się tam stanie, będzie wyłącznie projektem Moskwy, bez większego poparcia regionalnego, przy słabości militarnej Mołdawii, która pewnie się nie zaangażuje, natomiast myślę, że przy zdolności wojskowej Ukrainy aby ewentualne operacje rosyjskie w tym regionie zdławić.

Czy istnieje więc zagrożenie, że Rosjanie wykorzystają terytorium Nadniestrza w jakikolwiek sposób, np. tak, jak wykorzystują terytorium Białorusi?

Nie bardzo, dlatego, że jest to teren izolowany geograficznie. Nie ma on bezpośrednio dostępu do morza, jest położony między Mołdawią, z którą jest formalnie w stanie zamrożonego konfliktu, a Ukrainą. Ani Mołdawia, ani Ukraina nie przepuszczą sił rosyjskich dobrowolnie. Oczywiście mogą się one tam przebić, szczególnie przez Mołdawię, która nie posiada odpowiedniego potencjału militarnego. Musieliby się przebijać przez desant morski. Operacja desantu morskiego, w sytuacji zasięgu ukraińskich rakiet, czy pocisków antyokrętowych, co pokazała historia z krążownikiem "Moskwa", wydaje się mocno ryzykowna. Zważywszy na to, że wysłanie na Ukrainę 170 tys. żołnierzy był decyzją absurdalną, nie możemy wykluczyć, że i tutaj tego typu projekty zostaną uruchomione. Wątpię, żeby Rosjanie byli w stanie uzyskać powodzenie w tym regionie.

Jak ocenia Pan realność przeprowadzenia operacji militarnej na terytorium całej Mołdawii? Czy Rosjanie byliby do tego zdolni?

Uważam, że jest to politycznie dla Kremla kuszące. Putin miałby ten swój wymarzony sukces na 9 maja. Mołdawia nie ma armii, która byłaby w stanie stawić skuteczny opór. Nie bardzo potrafię wyobrazić to sobie w sensie operacyjno-wojskowym czyli którędy. Jak powiedziałem, trzeba by przebijać się przez terytorium ukraińskie. Rumunia oczywiście należy do NATO i w żadnym wypadku Rosjan nie puści, a Mołdawia nie ma granicy ani z Rosja ani z morzem. Graniczy z Ukraina i z Rumunią, a Nadniestrze z Mołdawią i z Ukrainą, w związku z czym Rosjanie nie mają którędy się tam dostać poza ewentualnym atakiem morskim i próbą posuwania się na północ z kierunku odeskiego. Jest to potężna operacja, której nie wróżę powodzenia zważywszy na poczynania armii rosyjskiej i jej słabe zdolności wojskowe wykazane dotąd w operacjach na Ukrainie.

Jakie ewentualnie kroki podejmą Rosjanie, żeby ogłosić jakiś sukces 9 maja?

Będą przede wszystkim chcieli zdobyć Mariupol i to będzie ich cel główny. Umożliwiłoby to pokazanie, że przebili korytarz na linii Rostów-Krym. To penie rosyjska propaganda będzie chciała przedstawić jako sukces. Nie widzę innych możliwości w ciągu tych niewielu dni, jakie zostały do 9 maja, żeby Rosjanie jakieś inne istotne sukcesy odnieśli. Mariupol jest na tyle oddalony od linii ukraińskich a tereny nadczarnomorskie są stepowe, czyli odkryte na uderzenia rakietowe i lotnicze. Ewentualna odsiecz też będzie ryzykowna, w związku z czym, na tyle, na ile do nas, do opinii publicznej docierają informacje na temat sytuacji na froncie, nie wydaje mi się, żeby szybka odsiecz Mariupola była możliwa, a ile jeszcze wytrzymają obrońcy też trudno zgadnąć. W każdym razie ostateczne zdobycie tego miasta prawdziwe bądź fałszywe, bo później może się okazać, że tylko ogłoszono jego zdobycie, ale trudno mi sobie wyobrazić jakiś inny scenariusz, który mógłby być przedstawiony choćby w sposób zbliżony do wiarygodnego jako sukces Putina.

Siergiej Ławrow straszy użyciem broni jądrowej. Czu jest to w Pana opinii realne zagrożenie ze strony Rosji?

Myślę, że jest wprost przeciwnie, i że to zagrożenie spadło. Było coś takiego, jak rosyjska doktryna tzw. uderzenia deeskalującego. Było ono trenowane w ramach manewrów Zapad. To, co stało się na Ukrainie, podważyło sens takiej operacji, ponieważ założenie było takie, że Rosjanie podbijają części starego zachodu, czyli fińskie Wyspy Alandzkie, szwedzką Gotlandię i duński Bornholm, oraz państwa bałtyckie i część Polski, po czym uderzają w stolicę któregoś z państw bałtyckich i jakieś duże miasto polskie niebędące stolicą. Uderzają jądrowo, po to, aby pokazać zachodowi determinację w zakresie obrony zdobytych łupów terytorialnych i złożyć ofertę negocjacji pod hasłem oddajemy fragmenty starego zachodu a wy uznajecie nasze panowanie nad częściami podbitymi Europy Środkowej. Skoro rosyjska armia nie jest w stanie zająć Czernichowa, Sum czy Charkowa no to co dopiero mówić o Gotlandii czy Bornholmie. Nie ma tego łupu , w obronie którego można by wykonać uderzenie deeskalacyjne. Sądzę zatem, że prawdopodobieństwo odwołania się Rosjan do broni jądrowej spadło w wyniku wojny na Ukrainie.

Z prof. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim rozmawiał Mateusz Zbroja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki