Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy się bali burmistrza

Jacek PawŁowski
Blisko roczne śledztwo zaowocowało skierowaniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko osiemnastu osobom. Zarzuca się im wyłudzenie co najmniej 230 tys. zł
Blisko roczne śledztwo zaowocowało skierowaniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko osiemnastu osobom. Zarzuca się im wyłudzenie co najmniej 230 tys. zł
Z samego rana w poniedziałek 20 grudnia osiemnastu oskarżonych i ich obrońcy szczelnie wypełnili wszystkie ławy w największej czynnej sali w Sądzie Rejonowym w Ostrołęce. Procesu z tyloma oskarżonymi jeszcze tu nie było. Osiemnaścioro oskarżonych naraz to nie tylko lokalowe kłopoty, ale również trudność w prowadzeniu procesu. Sprawdzanie listy obecności, potwierdzanie tożsamości oskarżonych, pełnomocnictw adwokatów zajęło sądowi półtorej godziny.

Wśród oskarżonych znajduje się wiele znanych postaci. Były burmistrz Myszyńca Andrzej N., radni ubiegłych i obecnej kadencji Stanisław K. i Stanisław C., skarbnik Myszyńca od kilku kadencji Tadeusz M., byli i obecni gminni urzędnicy, córki radnego K., myszynieccy i ostrołęccy przedsiębiorcy budowlani, transportowi i drogowi, fachowcy budowlani z uprawnieniami kierownika budowy i inspektora nadzoru. Broni ich grupa najbardziej wziętych ostrołęckich adwokatów: Krzysztof Nejman (obrońca córek radnego Stanisława K. - Anety B. i Moniki M.), Janusz Sęk (obrońca byłej wiceburmistrz Zofii J.), Jerzy Ślubowski (broni specjalistę od drogownictwa Leszka Ch.), Lech Czarnecki (obrońca skarbnika Myszyńca Tadeusza M. i szefa ostrołęckiej firmy Dromost Henryka W.). Radnego Stanisława K., broni adwokat z Warszawy Michał Bednarkiewicz. Były burmistrz Myszyńca Andrzej N. również wynajął warszawskiego adwokata Mikołaja Pietrzaka. Z kolei oskarżonego Wacława N. (inspektora nadzoru) broni białostocki mecenas Wincenty Wybranowski.
Choć sprawa dróg w gminie Myszyniec jest pierwszą z ostrołęckich afer, które znalazły swój finał w sądzie, nie cieszyła się zbytnim zainteresowaniem. W sali prawie nie było publiczności. Nie stawili się nawet przedstawiciele poszkodowanych instytucji - wojewody mazowieckiego oraz miasta i gminy Myszyniec, choć otrzymali zawiadomienia o procesie.

Po półtorej godziny formalności sędzia Michał Pieńkowski wypowiada w końcu formułę: "otwieram przewód sądowy". Prokurator Maciej Soczyński przez kolejne półtorej godziny odczytuje akt oskarżenia. Nazwiska, daty, fakty, powiązania, zarzuty, kodeksowe kwalifikacje czynów. Z aktu oskarżenia wyłania się obraz afery myszynieckiej, nakreślony poprzez ustalenia prokuratury.

Afera według oskarżyciela

Zanim doszło do procesu, Prokuratura Rejonowa w Ostrołęce skąpiła informacji na temat śledztwa. W poniedziałek 20 grudnia wyszło na jaw, co ustaliły organy ścigania. Oto, co wynika z aktu oskarżenia.
W Myszyńcu, jak w większości polskich gmin, nigdy się nie przelewało. Choć gmina miała od wielu lat ambitne plany budowy sztucznego jeziora, zwanego w urzędniczym żargonie "wielofunkcyjnym zbiornikiem wodnym", nigdy nie było na to pieniędzy. Dopiero gdy pochodzący z Wydmus poseł poprzedniej kadencji Henryk Dykty załatwił w Sejmie pieniądze na ten cel, coś zaczęło się dziać. Budżet państwa na 2001 r. uchwalano jednak powoli. Potem toczył się gorszący spór między ministrem rozwoju regionalnego a marszałkiem mazowieckim o to, jak zaksięgować pieniądze na zbiornik. W efekcie gmina dostała dotację bardzo późno. Pieniądze na drogi znalazły się dopiero jesienią. Właśnie jesienią 2001 roku gmina zleciła budowę dróg żwirowych firmom usług transportowych Anety B. i Moniki M. Są to córki ówczesnego radnego i członka zarządu gminy Stanisława K. W Urzędzie Gminy znajdują się dokumenty, wedle których na budowę żwirówek rozpisywano przetargi. Zdaniem prokuratury, przetargi jednak nie odbyły się; z góry było wiadomo, że na budowie dróg mają zarobić córki Stanisława K.

- Burmistrz ustalił ze Stanisławem K. cenę za drogę, a mnie nakazał, żebym sporządziła dokumenty przetargowe - twierdzi jedna z oskarżonych, Teresa K. - Odniosłam wrażenie, że miało być tak, jakby przetarg się odbył. Nie wywiesiłam ogłoszenia na tablicy ogłoszeń Urzędu Gminy, bo wykonawca był już wybrany. Był to Stanisław K.

Stanisław K. był jednak radnym i członkiem zarządu gminy. Nie mógł zatem wykonywać za pieniądze samorządowych zleceń, bo zabraniały mu tego przepisy antykorupcyjne. Przetargi wygrywały więc firmy, należące do córek radnego K.
- Wiedziałam, że Monika M. jest córką radnego Stanisława K. - to nadal fragment zeznań oskarżonej Teresy K. - Jej firma została zarejestrowana na dzień przed rozstrzygnięciem przetargu. Osobiście rejestrowałam tę firmę. Gdy firma ta wygrała przetarg, nie informowałam oferentów o jego wyniku. Było to bez sensu. Wiadomo było przecież, że wynik przetargu został z góry ustalony.
Żeby mogły odbyć się przetargi, musiały na nie wpłynąć co najmniej dwie ważne oferty. Zdaniem prokuratury, konkurencyjne oferty wobec firm córek radnego K. były fikcyjne. Za namową zainteresowanych zaprzyjaźnione firmy składały oferty ze znacznie wyższą ceną. Przegrywały w przetargu, a wygrywały córki Stanisława K. Dlatego właśnie prokuratura oskarżyła właścicieli firm transportowych i drogowych - Henryka W., Waldemara S. i Tadeusza B. o składanie fikcyjnych ofert przetargowych. Według oskarżonej Teresy K., po jednej z rozmów, w której burmistrz i radny K. mieli dogadać się, że córki radnego zarobią na budowie dróg, burmistrz miał powiedzieć do radnego: "ale oferty ty załatwiaj".
Przetargi na budowy dróg prowadzili gminni urzędnicy: Teresa K., Wiesław K., Zofia J., Stanisław J., Zbigniew K., Stanisław C. Zdaniem prokuratury wszyscy musieli wiedzieć o nieprawidłowościach w przetargach. Nikt nie powiedział jednak o tym głośno. Nikt się nie sprzeciwił.
- Bałam się burmistrza. Wiedziałam, że on za wszelką cenę dąży do realizacji tych inwestycji - zeznała w śledztwie Teresa K. - Wszyscy w urzędzie bali się burmistrza. Nie sprzeciwiali mu się w obawie przed szykanami.

Prokuratura twierdzi, że córki radnego K. w ogóle nie miały prawa uczestniczyć w przetargach na budowę dróg. Ich oferty powinny być odrzucone na samym początku. Profil działalności - usługi transportowe - w ogóle nie pozwalał na budowanie publicznych dróg. Według ustaleń śledztwa, firma starszej córki radnego K. już wcześniej, bo w 1999 roku, budowała na zlecenie gminy drogi żwirowe, finansowane z Funduszu Ochrony Gruntów Rolnych.
Działaniami firm Anety B. i Moniki M. sterował ich ojciec, radny Stanisław K. Monika M. powiedziała w śledztwie i potwierdziła przed sądem, że jej ojciec namawiał ją do założenia firmy, nie mówił, po co, tylko że firma taka będzie mogła stawać do przetargów. Kosztorys na budowę drogi Zalesie-Lipniak Monika M. wypełniała własnoręcznie, ale liczby dyktował jej ojciec. "Sama bym nie umiała tego zrobić" - wyznała Monika M. Nie wiedziała ona również nic o przetargu na budowę drogi, ani kto był kierownikiem budowy, kto inspektorem nadzoru. Nie wiedziała, jakimi kwotami obracała firma, bo wszystkim zajmowało się wynajęte biuro rachunkowe, którego nazwy, ani nazwiska księgowej również nie pamięta. Nie wiedziała, że po odbiorze końcowym drogi na jej konto wpłynęły pieniądze z Urzędu Gminy. Nie wie też, co się potem z nimi stało. "Wszystkim zajmował się ojciec. Prosił mnie, bym go zatrudniła w firmie" - wyznała Monika M.

Córki radnego K. nie były widywane na budowach dróg. Sam Stanisław K. natomiast, owszem. Urzędnicy gminni, inspektorzy nadzoru 6 grudnia 2001 roku dokonywali odbiorów końcowych dróg. Zapisywali w dokumentach, że drogi są wykonane, gotowe do jazdy, podczas gdy w rzeczywistości budowy były dopiero co rozpoczęte. Na podstawie protokołów i faktur wojewoda przelewał pieniądze do gminy, a gmina płaciła wykonawcom.
Budowy trwały w najlepsze w listopadzie, ale gmina nie miała na nie pozwoleń ze Starostwa Powiatowego. Dzienniki budowy starosta wydał gminie dopiero 28 grudnia, czyli trzy tygodnie po tym, jak władze Myszyńca rozliczyły drogi z wojewodą jako kompletnie wykonane.

Części drogowej dotacji - 662 tys. zł - nie udało się wykorzystać w terminie. Burmistrz ze skarbnikiem wpłacili więc te pieniądze na lokatę terminową w Banku Spółdzielczym w Myszyńcu. Gmina wykorzystała te pieniądze niezgodnie z przeznaczeniem, więc w 2003 roku wojewoda zażądał natychmiastowego zwrotu tych pieniędzy wraz z odsetkami. Nowy burmistrz Myszyńca Bogdan Glinka próbował odwoływać się od tej decyzji do ministra finansów i Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale oba organy utrzymały w mocy decyzję wojewody i Myszyniec musi zwrócić do budżetu państwa prawie milion złotych.

Kto za co został oskarżony

Prokuratura zarzuciła osiemnastce oskarżonych popełnienie różnych przestępstw.
Samorządowcy, którzy brali udział w organizowaniu przetargów, zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień, ze szkodą dla interesu publicznego oraz o poświadczenie nieprawdy i o utrudnianie przetargów publicznych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Za pierwszy z tych czynów grozi do dziesięciu lat więzienia, za drugi do ośmiu, a za trzeci do trzech. Oczywiście w myśl polskiego prawa karnego łączna kara nie jest sumą arytmetyczną kar za pojedyncze przestępstwa.
Władze miasta i gminy poprzedniej kadencji (burmistrz Andrzej N., wiceburmistrz Zofia J., członek zarządu Stanisław K., skarbnik Tadeusz M.) oskarżeni są o przekroczenie i (lub) niedopełnienie obowiązków oraz o utrudnianie przetargów, wyłudzenie dotacji oraz o wykonywanie robót budowlanych bez pozwolenia. Za bezprawie budowlane grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Za przestępstwo to odpowiada kierownik budowy, inspektor nadzoru, jak i inwestor (czyli w tym przypadku gmina).
Osoby zatrudnione przy budowach dróg (inspektorzy nadzoru, kierownicy budowy) odpowiadają za prowadzenie prac budowlanych bez wymaganego pozwolenia oraz za poświadczenie nieprawdy w dziennikach budowy oraz protokołach odbiorczych.
Wykonawcy dróg, czyli obie córki Stanisława K., oskarżone są o utrudnianie przetargów, poświadczenie nieprawdy i wyłudzenie zapłaty za niewykonane prace.
"Zające", czyli przedsiębiorcy, którzy mieli składać fikcyjne oferty i przegrywali z córkami Stanisława K., oskarżeni są o utrudnianie przetargów.

Co na to oskarżeni

Część oskarżonych przyznaje się do winy. Część nie.
Teresa K. przyznała się, że na polecenie burmistrza tworzyła dokumentację przetargów, do których tak naprawdę nie doszło. Nie zgadza się natomiast, że komisje przetargowe powinny odrzucić oferty córek Stanisława K. ze względu na to, że były firmami transportowymi, a nie budowlano-drogowymi. Nigdzie nie jest napisane, że przetargi na budowę dróg mogą wygrywać tylko firmy budowlano-drogowe; przecież córki radnego K. mogły wynająć wyspecjalizowanych podwykonawców - twierdzi Teresa K.
Dwaj inni członkowie komisji przetargowych Wiesław K. i Stanisław C. również twierdzą, że nie mieli prawa odrzucić ofert córek radnego K.""Chciałbym, żeby pan napisał, że oskarżenie mnie w tym procesie ma charakter polityczny" - powiedział nam Stanisław C.
- Fikcyjne oferty… Jakie fikcyjne oferty? - dziwi się szef Dromostu Henryk W. - Moja firma akurat w tym czasie wykonywała w pobliżu prace na drogach krajowych. Dowiedzieliśmy się, że jest przetarg w Myszyńcu i złożyliśmy ofertę. Nie rozumiem, na jakiej podstawie twierdzi się, że jest ona fikcyjna.
Monika M., była właścicielka firmy drogowej, twierdzi, że nic nie wie. Wszystko załatwiał ojciec.

Stanisław K., ojciec Moniki M. i Anety B., nie przyznaje się do winy. Mówi, że tylko pomagał córkom, które nie miały doświadczenia.
Leszek Ch. przyznaje się, że jako kierownik budowy poświadczał nieprawdę. Nie przyznaje się natomiast, że jako przedstawiciel Dromostu uczestniczył w zmowie przetargowej.
Były burmistrz Andrzej N. nie przyznaje się do winy. Sąd nie udzielił mu głosu w czasie pierwszej rozprawy. Na korytarzu przed salą sądową zarzucił "Tygodnikowi", że w czasie śledztwa pisał wyłącznie nieprawdę na jego temat. "Odpowiecie mi za to, jak się to wszystko skończy" - zagroził. - "Tak daliście się opętać Pawelczykowi!"
Janusz Pawelczyk to szef jednostki do walki z przestępczością gospodarczą w Komendzie Miejskiej Policji w Ostrołęce. Mimo naszych wysiłków ani razu nie udzielił nam informacji na temat sprawy myszynieckiej. Kolejną rozprawę wyznaczono na 7 stycznia.

Tak budowano drogi

Poseł z okręgu ostrołęckiego Henryk Dykty (AWS) wywalczył zapisanie w budżecie państwa 7 mln zł na budowę sztucznego jeziora w gminie Myszyniec wraz z towarzyszącymi mu urządzeniami wodnymi i drogami.

Za te pieniądze wybudowano na Rozodze zbiornik wodny o powierzchni 50 hektarów między wsiami Wydmusy i Wykrot.

Wokół nowo powstałego zbiornika wybudowano sieć dróg dojazdowych o nawierzchni żwirowej.

Pieniądze z budżetu państwa, przekazane za pośrednictwem wojewody, trafiły do gminy pod koniec sezonu budowlanego, a trzeba było je wykorzystać do 7 grudnia.

Ówczesny burmistrz, Andrzej N. podejmuje decyzję: budujemy natychmiast, żeby zdążyć wykorzystać dotację, formalności załatwi się później.

Przetargi rozstrzygnięto w ekspresowym tempie. Prokuratura wykazała później, że dochodziło w nich do nadużyć.

Większość zleceń na budowę żwirówek wokół zbiornika dostały firmy dwóch córek radnego Stanisława K. Młodsza córka, gdy rejestrowała firmę usług transportowych, miała wtedy zaledwie 21 lat. Dzień po zarejestrowaniu firmy wygrała przetarg na budowę drogi.

Drogi były wykonywane bez pozwoleń na budowę i bez dzienników budowy. Zdaniem prokuratury, wykonawcy oszukiwali przy budowie.

W 2003 roku nowy burmistrz Bogdan Glinka, podejrzewając, że były jakieś nadużycia przy budowie dróg, zawiadomił policję.

Ława oskarżonych

- Teresa K., w 2001 roku inspektor ds. drogownictwa w Urzędzie Miasta i Gminy w Myszyńcu, była odpowiedzialna za organizację przetargów, na żwirowe drogi dojazdowe do zbiornika w Wykrocie
- Wacław B., drogomistrz z ostrołęckiego rejonu Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, posiada uprawnienia inspektora nadzoru, nadzorował budowę żwirówek wokół zbiornika,
- Monika M. (nazwisko nosi po mężu), córka radnego Stanisława K. Jej firma usług transportowych wygrywała przetargi, na budowę żwirówek
- Stanisław K., radny, w poprzedniej kadencji członek zarządu Myszyńca,
- Leszek Ch., kierownik budowy w czasie okołozbiornikowych inwestycji drogowych, związany wówczas z ostrołęcką firmą Dromost, obecnie właściciel firmy projektującej drogi,
- Andrzej N., były burmistrz Myszyńca, obecnie sekretarz w Nadleśnictwie Ostrołęka,
- Zofia J., była wiceburmistrz Myszyńca, obecnie nauczycielka w jednej z gminnych szkół,
- Stanisław J., urzędnik gminny z Myszyńca, członek komisji przetargowych, obecnie bezrobotny,
- Zbigniew K., były urzędnik gminny w Myszyńcu, członek komisji przetargowych, obecnie pracownik Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych,
- Tadeusz B. właściciel firmy budowlano-handlowo-transportowej w Myszyńcu, składał ofertę w jednym z przetargów na budowę dróg, ale przegrywał z córką Stanisława K.,
- Henryk W., prezes ostrołęckiego Dromostu - dużej firmy w branży drogowej - składał oferty w przetargach na budowę myszynieckich żwirówek, ale przegrywał z córkami Stanisława K.,
- Waldemar S., współwłaściciel myszynieckiej firmy Agrobud, startował w przetargu na budowę jednej ze żwirówek, ale przegrał z córką Stanisława K.,
- Stanisław C., były przewodniczący Rady Gminy w Myszyńcu, członek komisji przetargowych, obecnie radny,
- Wiesław K., były urzędnik gminny, członek komisji przetargowych,
- Maria T., urzędniczka gminna, członkini komisji przetargowych,
- Aneta B. (nazwisko po mężu) córka radnego Stanisława K., jej firma usług transportowych wygrywała przetargi na budowę żwirówek, oskarżona obecnie jest bezrobotna,
- Wacław N., były inspektor nadzoru na myszynieckich budowach, obecnie emeryt,
- Tadeusz M., skarbnik gminy Myszyniec w poprzedniej i w obecnej kadencji.
Oskarżonym był również Janusz G., ale wobec niego sąd postępowanie umorzył, ponieważ oskarżony zmarł we wrześniu tego roku.

(Na podstawie aktu oskarżenia)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki