Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Kosiniak-Kamysz: Nie będzie po wyborach koalicji PSL z PiS-em. Walczymy o dwucyfrowy wynik. To szansa, by skończyła się monowładza

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
fot. Lukasz Gdak
Są dwie partie, które żywią się negatywnymi emocjami. Mam nadzieję, że wyborcy pokażą im w tych wyborach przynajmniej żółtą kartkę - mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL-u.

Nie żałuje pan swojej decyzji o wyjściu z Koalicji Europejskiej?
Bogu dziękuję za nią, to najlepsza decyzja, jaką podjąłem. Po pierwsze - Polacy mogą wybierać większe dobro, a nie mniejsze zło. Widzimy, że lepiej docieramy do wyborców, odczuwamy to zwłaszcza w terenie. Gdybyśmy szli w jednym bloku, każdy musiałby zrezygnować ze swoich wartości czy poglądów, a tak Polacy mają prawdziwy wybór: są dwie partie po lewej stronie: Platforma i Lewica, dwie po prawej: PiS i Konfederacja, a w centrum jest Polskie Stronnictwo Ludowe, które stworzyło Koalicję Polską.

Quiz preferencji wyborczych

Kto pana do tej decyzji namawiał?
To była przemyślana decyzja, poprzedzona dyskusją na wszystkich poziomach struktury PSL-u, ale także rozmowami z naszymi wyborcami. Ta decyzja nie była łatwa, bo wybraliśmy drogę pod prąd. Mogliśmy przyjąć ofertę Platformy, ona była hojna pod względem miejsc biorących na listach dla PSL-u, ale zatracilibyśmy swoją tożsamość, swoje idee. Na to nie mogłem się zgodzić.

Weszliście w koalicję z Kukiz’15, jej lider Paweł Kukiz uchodzi za osobę trochę nieobliczalną. Nie bał się pan tej koalicji?
Weszliśmy w koalicję również z konserwatystami Marka Biernackiego, z Unią Europejskich Demokratów, z bezpartyjnymi samorządowcami, z przedsiębiorcami i rzemieślnikami. Z Pawłem Kukizem rozmawialiśmy niemal codziennie o naszych programach, on jest osobą ideową. Mógł także wybrać drogę na skróty: pójść do wyborów z Prawem i Sprawiedliwością i mieć pewny mandat. Nie zrobił tego. Inni zdradzili jego idee i zapakowali się na listy PiS-u. To pokazuje taką uczciwość w polityce, o którą nie jest w dzisiejszych czasach łatwo, ale która jest możliwa. Nie obawiam się o to, co będzie po 13 października, bo umówiliśmy się na dłuższą współpracę niż do wyborów.

Nie ma pan wrażenia, że ta kampania wyborcza, to kampania nieustannych obietnic?
Pewnie każda kampania wyborcza jest kampanią obietnic.

Każdy wynik lepszy niż ten, który uzyskaliśmy w ostatnich wyborach, będzie postępem. Ale oczywiście walczymy o wynik dwucyfrowy

Ale nigdy nie było ich tak wiele!
Wydaje mi się, że jest też więcej debaty merytorycznej, nie tylko fajerwerki i eventy, ale także sporo merytoryki. Weźmy chociażby wtorkową debatę w TVN, można ją różnie oceniać, ale padało wiele merytorycznych argumentów, pokazywano wiele faktów. Tego, wydaje mi się, cztery lata temu nie było. Wtedy emocje odgrywały większą rolę niż dzisiaj. Chociaż podział społeczny jest coraz większy, coraz bardziej widoczny. To ogromny problem, z którym spotykają się nie tylko politycy. Dzisiaj widzimy też podział w rodzinach, w naszym sąsiedztwie - one mają charakter społeczny, ogólnonarodowy. Rzeczywiście, obietnic jest dużo, nasze są, moim oczywiście zdaniem, najbardziej racjonalne, bo odpowiadają na te potrzeby, które nie zostały zrealizowane. Mamy program „Własny kąt”, bo ten obiecany przez PiS „Mieszkanie+” jest kompletnym niewypałem. Powstało niecałe tysiąc mieszkań w cztery lata, a miało być sto tysięcy. My mówimy o wsparciu w uzyskaniu kredytu na swoje pierwsze mieszkanie lub budowę domu. 50 tysięcy złotych na wkład własny. Z badań wynika, że potrzeby mieszkaniowe są największym hamulcem w procesie usamodzielniania się, zakładania rodziny, czy podejmowania decyzji o posiadaniu dzieci. Następny nasz punkt programowy to emerytura bez podatku -płaca minimalna i emerytura minimalna bardzo się rozjechały. Ceny wzrastają, emeryci są dzisiaj grupą niezwykle doświadczoną, nie mają pieniędzy na leki, nie mają ich na zaspokojenie wszystkich swoich potrzeb, więc trzeba wprowadzić rozwiązanie systemowe. Dzięki likwidacji podatku od emerytury, rocznie w kieszeniach seniorów zostanie średnio 3000 złotych więcej. Kiedy słyszę taki emocjonalny szantaż w wykonaniu PiS-u: „zagłosujecie na nas, będzie trzynasta emerytura, nie zagłosujecie - nie liczcie, że wam w czymkolwiek pomożemy” to myślę, że to bardzo nie w porządku. Jest problem służby zdrowia…

Ale na służbę zdrowia nikt, żadna partia rządząca nie ma chyba pomysłu!
O, przepraszam bardzo, proszę się zapoznać z „Paktem na rzecz zdrowia”. Mówimy nie tylko o tym, że trzeba zwiększyć nakłady na służbę zdrowia z obecnych 4,9% PKB do minimum 6,8%, ale pokazujemy również źródła finansowania. Chcemy przesunąć 2% ze składki rentowej właśnie na ochronę zdrowia, to jest możliwe, bo spadła liczna rencistów. Dwadzieścia lat temu było w Polsce 2 700 tys. rencistów, dzisiaj jest 750 tys. W tych latach składka rentowa wzrastała, więc dzisiaj jest dobry moment, żeby częścią tych pieniędzy - to około 13 miliardów złotych - natychmiast zasilić służbę zdrowia. Druga sprawa - wzrost limitu przyjęć na studia medyczne, skrócenie specjalizacji i uproszczenie procesu nostryfikacji. Kolejna - wprowadzenie prawdziwego personelu średniego do szpitala, bo pielęgniarki są personelem wyższym, dzisiaj wszystkie pielęgniarki kończą wyższe studia. Potrzebni są opiekunowie medyczni, którzy będą zajmowali się pielęgnacją, a pielęgniarki będą bardziej uczestniczyć w leczeniu. Mógłbym także mówić o uczestnictwie finansów europejskich, bo już na poziomie europejskim domagamy się, żeby służba zdrowia, kwestie dostępności i równości w leczeniu w całej Unii Europejskiej były współfinansowane z polityki spójności. Więc mamy cały przemyślany plan naprawy służby zdrowia, bo dzisiaj pacjent jest w stanie tragicznym: przeżył dwa zawały, trzeciego nie przeżyje.

Chcecie zatrzymać w Polsce lekarzy, którzy wyjeżdżają za granicę, podnieść im pensje o 30 procent, ale chyba trudno ich będzie zatrzymać.
Nie chodzi tylko o pensje i tylko o lekarzy, bo w pierwszej kolejności wymieniałbym fizjoterapeutów, położne, pielęgniarki, pracowników laboratoriów, ratowników medycznych, lekarzy rezydentów, wreszcie lekarzy. Nie tylko pensje decydują o tym, że oni chcą wyjechać z Polski. W równym stopniu wpływa na to biurokracja. Jeżeli my dzisiaj więcej czasu poświęcamy na przybijanie pieczątek, mówię „my”, bo sam jestem lekarzem, na wypełnianie dokumentacji, niż na badanie pacjenta, to jest to jakieś nieporozumienie. Dzisiaj lekarz zarabia przyzwoicie, jeśli pracuje w trzech, czterech miejscach. A chodzi o to, aby zarabiał tyle w jednym miejscu, żeby cały swój czas - 8, czy 10 godzin - poświęcił pacjentom, żeby miał poczucie stabilności. Kiedy rozmawiam ze swoimi kolegami, którzy pracują w Szwecji, czy Niemczech, mówią mi, że nie chodzi o zarobki, ale o to, że tam mają większe poczucie stabilności właśnie, przewidywalności, poczucie spokoju w pracy. Tego dzisiaj brakuje w służbie zdrowia.

Na jedną z debat przyniósł pan maskę antysmogową, trochę pan poszedł w Palikota!
Proszę mnie nie porównywać do kogoś, kto przyniósł do studia telewizyjnego świński ryj! Pokazanie maski antysmogowej, to pokazanie zagrożeń, których nie wszyscy rozumieją. Jak słyszę prezydenta Dudę, czy część polityków PiS-u, którzy mówią, że nie ma kryzysu klimatycznego, nie ma ocieplania klimatu, to chcę im uświadomić, iż ich dzieci i wnuki - jeśli nie polepszymy jakości powietrza, kiedy nie przyznamy, że Polska wskoczyła na czwartą pozycję w Europie, jeśli chodzi o emisję dwutlenku węgla - będą w takich maskach chodzić codziennie. W naszym kraju rocznie z powodu smogu umiera 50 tys. osób, emisja dwutlenku węgla przypadająca na jednego obywatela wynosi tyle samo, ile w Chinach, czy Indiach, a tymczasem minister Konstanty Radziwiłł mówił, że smog to problem teoretyczny. Więc jakie emocje należy poruszyć, żeby rządzący opamiętali się i nie wierzyli w te banialuki, które ktoś im opowiedział, tylko posłuchali naukowców, zapoznali się z dowodami, posłuchali młodych ludzi, którzy czują, że coraz trudniej się oddycha.

Ale nie chcecie od razu odchodzić od węgla?
Chcemy doprowadzić do sytuacji 50 na 50 do roku 2030. I to jest bardzo ambitny plan, bo dzisiaj udział energii odnawialnej nie osiąga nawet 15%, a my mówimy o 50. Przez tę dekadę trzeba wykonać gigantyczną pracę. Jeżeli ktoś obiecuje, że doprowadzi do całkowitego odejścia od węgla do roku 2035, to obiecuje gruszki na wierzbie. Obiecuje rzecz, niestety, niemożliwą, ponieważ powstały nowe bloki energetyczne i marnotrawstwem byłoby nie wykorzystać tego potencjału. Trzeba jednak wprowadzić takie rozwiązanie, aby 50 procent energii powstało właśnie z energii odnawialnej.

Gospodarka i podatki, ochrona zdrowia, edukacja, stosunek do kościoła, kwestie obyczajowe, energetyka i ekologia, ustrój państwa czy polityka międzynarodowa. Sprawdź, co proponują W oparciu o ankiety wypełnione przez kandydatów wszystkich komitetów wyborczych, a także o ich programy, przygotowaliśmy niezbędnik dla wrocławskich i dolnośląskich wyborców. Nie trzeba już szukać w sieci i wgryzać się w wielostronicowe opracowania. Na kolejnych  slajdach prezentujemy w dziesięciu punktach to, co proponują poszczególne partie i koalicje w najważniejszych dziedzinach naszego życia. Kolejność zgodnie numerami komitetów wyborczych.Posługuj się klawiszami strzałek, myszką lub gestami.

Wybory do Sejmu i Senatu 2019. Porównaliśmy programy partii ...

Walczycie o przedsiębiorców, jednym z waszych pomysłów jest to, aby przedsiębiorca płacił składkę ZUS wtedy, kiedy może sobie na to pozwolić.
Przyjęliśmy modelowy przykład prowadzenia działalności gospodarczej, założyliśmy, że jest ona prowadzona przez 40 lat. Żeby uzyskać emeryturę minimalną, mężczyzna musi odkładać 25 lat, kobieta - 20, czyli osoba może 10, 15 lat nie płacić składek. Nasz program, to danie wolności gospodarczej, a z drugiej strony możliwości wyboru - wiem, że muszę pracować 40 lat, 20 lat muszę odkładać na emeryturę, ale mam wentyl bezpieczeństwa, bo kiedy mnie na to nie stać, nie płacę składki. To także dotyczy branż sezonowych, na przykład branży turystycznej, gastronomicznej, branż usługowych. Przedsiębiorcy muszą się dzisiaj wyrejestrowywać z działalności gospodarczej poza sezonem, a przecież to fikcja, lepiej, jeśli nie będą w tym czasie płacili ZUS-u, prowadzili działalność gospodarczą w okrojonej formie. To prawdziwa wolność gospodarcza, której dzisiaj w Polsce brakuje, przedsiębiorcy są obciążeni nadmiernym fiskalizmem państwa.

Myśli pan, że macie szansę powalczyć o głosy przedsiębiorców?
Podpisaliśmy z rzemieślnikami, z przedsiębiorcami zgromadzonymi wokół Dariusza Grabowskiego „Pakt na rzecz polskiej przedsiębiorczości”, więc myślę, że tak. Mówimy o ograniczeniu kontroli, o zatrzymaniu tej biegunki legislacyjnej, o tym, żeby ścigać tych, którzy popełniają przestępstwa, a nie podejrzewać tych, którzy są uczciwi, o tym, żeby wprowadzić samorząd gospodarczy. To formuła, którą zaproponowałem, a która ma na celu zwiększenie elektoratu Polskiego Stronnictwa Ludowego. Elektorat tradycyjny powoli się kurczy, bo zmienia się polska wieś, dzisiaj tylko 10 procent polskiej wsi żyje z rolnictwa. Jeżeli pozostalibyśmy tylko w tym obszarze, to nie mielibyśmy szans, nie na pięcio-, ale na trzyprocentowe poparcia. Mnie interesuje wynik dwucyfrowy, więc sięgam po nowe środowiska, takim nowym środowiskiem są samozatrudnieni, mikroprzedsiębiorcy, czyli współcześni gospodarze.

Gdzie popełniliście błąd, że rolnicy bardziej uwierzyli PiS-owi niż wam, bo Prawo i Sprawiedliwość odebrało wam sporo elektoratu?
To rok 2015, mieliśmy wtedy 5 procent poparcia. Przyszło mi w trudnym momencie przejąć partię, z ledwo co przekroczonym progiem wyborczym, z najmniejszym klubem parlamentarnym targanym rozbiciem i z problemami, które wynikały ze stylu sprawowania władzy przez rządzącą partię. PiS nie pierwszy raz wygrał na wsi, on wygrywał i w roku 2011 i w 2007. Uzyskiwał tam doskonały wynik, choć nie mógł rządzić. Myślę, że uzysk Prawa i Sprawiedliwości wynika nie tylko z pozyskania elektoratu wiejskiego, PiS mocno wszedł także w miasta. Na pewno teraz, na tak wysokie poparcie PiS-u wpływ mają dwie sprawy: telewizja publiczna, która mówi, że Polska jest krajem miodem i mlekiem płynącym, mówi tylko dobrze o rządzie i tylko źle o opozycji. Z ekranów telewizorów codziennie leje się propaganda. Druga sprawa, to cyniczne wykorzystywanie przez rządzących Kościoła, ta kwestia ma duży wpływ na wynik wyborczy na obszarach wiejskich.

W sprawach światopoglądowych jesteście twardzi. Mówicie na przykład: nie dla związków partnerskich.
Ten temat jest wyciągany w każdej kampanii, a ja nie widzę na stole żadnej ustawy dotyczącej związków partnerskich. Są partie, które deklarują, że popierają takie związki, chcą ich legalizacji, ale nie proponują żadnych rozwiązań. My jasno określimy się w tej sprawie: nie mamy kwestii związków partnerskich w swoim programie.

Jakby pan jeszcze określił tę kampanię, bo wielkiego wyciągania haków jednak nie było: mamy aferę Banasia, kłopoty posła Neumanna, ale „dziadek z Wehrmachtu” się nie pojawił.
Teraz polityka jest coraz szybsza, każdego dnia jest tyle informacji: newsów, fake newsów, że ciężko z przebiciem się jakiejś jednej, jedynej. Nie było takich haków, to prawda. Nie było momentu przełomowego w tej kampanii. Najsmutniejszy obraz, jaki się rysuje po objeździe Polski - nie tylko przez te ostatnie miesiące, to gigantyczny podział społeczny, o którym już mówiłem. Powiem szczerze, to mnie najbardziej martwi. Kampania się skończy, a emocje sąsiedzkie zostaną, bo ktoś wywiesił baner PSL-u, ktoś inny baner PiS-u - nie będziemy sobie podawać rąk, nie będziemy rozmawiać, bo jesteśmy w innych obozach. To kompletnie bez sensu. To zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, i nie jest to stwierdzenie powiedziane na wyrost, bo Polska upadała, kiedy była wewnętrznie podzielona.

A nie czuje pan odpowiedzialności za te podziały? Bo ja mam wrażenie, że Polaków najbardziej dzielą politycy właśnie.
Pamiętam, mówiłem to po pięknym kazaniu na pogrzebie pana prezydenta Adamowicza - nie ma osób bez winy. Nie ma takich, którzy mogliby powiedzieć: „Jestem aniołem”. W polityce nie ma aniołów. Ale, przyznając, że to politycy są odpowiedzialni za podział Polaków, przyznaję też, że nie grałem w tej grze pierwszych skrzypiec. Są dwa obozy, które od lat się zwalczają. Dwie partie, które żywią się negatywnymi emocjami. Mam nadzieję, że wyborcy pokażą im w tych wyborach przynajmniej żółtą kartkę.

Wspomniał pan o tym, nie ma pan wrażenia, że Kościół tym zaangażowaniem w politykę szkodzi sam sobie? Bo coraz więcej ludzi z Kościoła odchodzi, także z tego powodu.
Oczywiście, że tak jest. To dotyczy także mojej osoby. Jestem wierzącym katolikiem i jestem z tego dumny, bo mam dar łaski wiary, za który jestem bardzo Bogu wdzięczny. Chcę się czuć dobrze w Kościele niezależnie od tego, jakie mam poglądy polityczne, na kogo głosuję, czy należę do jakiejś partii politycznej, czy jestem osobą bezpartyjną. Kościół powinien być wspólnotą ludzi wierzących, a nie głosujących na jakąkolwiek partię polityczną. Wykluczanie dzisiaj kogokolwiek z Kościoła, czy piętnowanie, bo nie głosuje tak, jak partia rządząca chce, jest zagrożeniem dla Kościoła. Kiedyś Jarosław Kaczyński powiedział, że najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski wiedzie przez ZChN, dzisiaj mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć: „Najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski wiedzie przez PiS i przez zbratanie się tronu z ołtarzem”. Dowodem na to są młodzi ludzie, którzy, niestety, w dużej liczbie odchodzą od Kościoła. Dynamika porzucania Kościoła jest w Polsce ogromna. Martwi mnie to. Nie pozwolę na atakowanie Kościoła, czy wspólnoty Kościoła. Nie zgadzam się, jeśli ktoś profanuje mszę świętą na jakiejkolwiek paradzie. To niedopuszczalne. Ale z drugiej strony, nie mogę się zgodzić na uprawianie polityki w Kościele, bo to też niszczy tę wspólnotę.

Wielu komentatorów sceny politycznej zauważa, że kampania PiS-u był spójna, dobrze zrobiona, opozycji - chaotyczna. Pan się z tą diagnozą zgadza?
Nie będę odpowiadał za kampanię innych partii opozycyjnych. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Oczywiście, widząc kampanię Koalicji Obywatelskiej, myślę, że część wyborców myśli o przeniesieniu głosów na Polskie Stronnictwo Ludowe. Jesteśmy pewnie mniejszą formacją, ale przyjęliśmy przemyślaną strategię, sama pani zauważyła, że kierujemy swój przekaz także do przedsiębiorców, ludzi ciężkiej pracy, bardzo duży akcent położyliśmy na służbę zdrowia, byliśmy bardzo aktywni w terenie. To nierówny pojedynek Dawida z Goliatem, ale biblijny Dawid zwyciężył, ja też mam nadzieję, że uda nam się uzyskać dobry wynik. Nie mamy takich środków do dyspozycji jak PiS, nie mamy telewizji publicznej - stąd może także wynikać przewaga partii rządzącej, choć doceniam rywali, bo byli na pewno dobrze do tej kampanii przygotowani.

Mamy przemyślany plan naprawy służby zdrowia, bo dzisiaj pacjent jest w stanie tragicznym: przeżył dwa zawały, trzeciego nie przeżyje

Powiedział pan: dobry wynik, jaki będzie dla pana dobry wynik?
Każdy wynik lepszy niż ten, który uzyskaliśmy w ostatnich wyborach, będzie postępem. Więc na pewno walczymy o lepszy wynik, niż ten cztery lata temu. Patrząc na próby eliminowania nas, dyskredytowania i w parlamencie i w życiu publicznym przez partię rządzącą, to dzisiaj każdy wynik zapewniający nam obecność w parlamencie będzie satysfakcjonujący. Ale oczywiście walczymy o wynik dwucyfrowy, o to, żebyśmy wprowadzili, chciałbym, nie dwudziestu, ale trzydziestu posłów. To szansa dla Polski, żeby skończyła się monopartyjność, monowładza, żebyśmy mogli oddychać pełną piersią, a nie duszną atmosferą rządów autorytarnych.

Co będzie, jeśli nie wejdziecie do Sejmu?
Wszystko będzie dobrze, bo wejdziemy do Sejmu.

Czuje pan na sobie odpowiedzialność, prawda?
Czuję, oczywiście, od samego początku. Jeśli przejmuje się partię, która uzyskuje w sondażach 5,13 procent poparcia, w pierwszym sejmowym tygodniu zostaje pozbawiona funkcji wicemarszałka, nie ma szefa komisji, jest eliminowana z mediów publicznych, a od wyborów samorządowych dzień w dzień oczerniania w owych mediach - to trzeba być przygotowanym na gigantyczną walkę i gigantyczną odpowiedzialność w trudnych warunkach. Starzy ludowcy mówią, że w najtrudniejszych od trzydziestu lat. Nikt z moich poprzedników w tak trudnych warunkach, z tak małą grupą parlamentarzystów jeszcze do takiej walki nie stawał.

Ale rozmawiacie z politykami Prawa i Sprawiedliwości? Podajecie sobie ręce?
Mówiłem o swojej wierze i traktuję ją poważnie. Jeśli przekazuję komuś znak pokoju w Kościele, to nie jest to pusty gest, ale wyraz życzliwości. Mogę się nie zgadzać z Mateuszem Morawieckim w sprawie na przykład służby zdrowia, mogę się z nim spierać w kwestii tego, że Polska powinna być zielona, a nie zakopcona, ale podam mu rękę. Byłoby obłudne, gdybym z jednej strony mówił o miłosierdziu, o chrześcijańskich wartościach, a nie potrafił wykonać najprostszego gestu. On nic nie kosztuje, a może z czasem przynieść dużo dobrego.

Bardzo wiele osób zadaje sobie pytanie, czy jeśli PiS nie będzie miał większości parlamentarnej, a wy wejdziecie do Sejmu, bylibyście w stanie wejść z PiS-em w koalicję.
Nas już testowano po wyborach samorządowych. Tak się zastanawiam, czemu nikt tych pytań nie zadaje Grzegorzowi Schetynie. To jego człowiek, pan Kałuża z Koalicji Obywatelskiej przeszedł na stronę PiS-u. Więc w ostatnim roku mamy przykłady zdrady i nieprzyzwoitego zachowania po stronie Koalicji Obywatelskiej. Tam jest wielu byłych działaczy PiS-u, jaką mamy gwarancję, że nie wrócą do macierzy?

Ale to nie kto inny, a Waldemar Pawlak, pytany przez dziennikarzy o to, kto wygra wybory, odpowiedział: „Jak to kto? Nasz koalicjant!”
Od tego czasu wiele się zmieniło.

Czyli nie wejdzie pan do koalicji z PiS-em?
Nie wszedłem po wyborach samorządowych, nie jestem dzisiaj w koalicji i nie będę w niej po 13 października.

Narzędzia, które pomogą Ci wybrać

Na kogo głosować?

Trwa głosowanie...

W kampanii wyborczej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki