Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wirus A/H1N1 o mało nie zabił siedmioletniego Nikodema. Życie uratowali mu ostrołęccy lekarze

Fot. M. Wiśnicki
Jak opowiada nam mama Nikodema (7 l.), pierwsze objawy choroby pojawiły się u jej syna w niedzielę, 29 listopada.
Wirus A/H1N1 o mało nie zabił siedmioletniego Nikodema. Życie uratowali mu ostrołęccy lekarze
Fot. M. Wiśnicki

(fot. Fot. M. Wiśnicki)

Chłopak pokasływał całe popołudnie. Nie było kataru, bólu gardła, ani temperatury. Ale rano temperatura przekroczyła 41 stopni. Lekarz w chorzelskiej przychodni przepisał Tamiflu (leku zresztą nie było nie tylko w Chorzelach, nie było go także w Przasnyszu i Olsztynie).

Gdy gorączka nie spadała mama Nikodema zadzwoniła wieczorem na pogotowie do Przasnysza. Usłyszała, że karetka nie przyjedzie i by samemu przyjechać z dzieckiem na badanie do szpitala. Kobieta pojechała z synem do szpitala. Chłopca badała pani ordynator oddziału dziecięcego. Gdy kobieta zapytała jej, czy syn może zostać na obserwacji, pani doktor ponoć odmówiła twierdząc, że nie ma miejsc.

Kolejnego dnia kobieta z synem była już w ostrołęckim szpitalu. Nikodem z marszu trafił na oddział zakaźny z podejrzeniem świńskiej grypy.- Gdy przyjęto nas w Ostrołęce, Nikodem miał już zapalenie płuc. W drodze dostał biegunki, miał wymioty, był zupełnie odwodniony. Stwierdzono potem ostry nieżyt żołądkowo-jelitowy. Gorączka - nadal powyżej 41 stopni. Nikodem z marszu trafił na oddział zakaźny z podejrzeniem świńskiej grypy. Dzień później to się potwierdziło.

- Chcę za pośrednictwem gazety gorąco podziękować zespołowi ze szpitala w Ostrołęce i doktorowi Pietrusze. Myślę, że uratowali mojemu synowi życie. Mam natomiast żal do przasnyskiego szpitala. Przecież można było Nikodema wziąć nawet gdzieś do izolatki. Czyżby ktoś się bał, że się zarazi? - pyta retorycznie kobieta.

Pani Alina nie szuka sprawiedliwości, nie domaga się osądu. Apeluje tylko o większą ostrożność lekarzy i rodziców. - A gdyby rzeczywiście doszło do tragedii? Kto by za nią odpowiadał? Szczęśliwie wszystko kończy się dobrze, ale nie boję się tego powiedzieć: tu chodziło o życie mojego dziecka.

Ostatnie dwa tygodnie były dla niej bardzo trudne. - Chwilami czułam się jak trędowata. Gdy chciałam coś załatwić w urzędach i mówiłam, z jakiego powodu, słyszałam na przykład: "A może załatwimy to telefonicznie?". Ja teraz już wiem, że ten wirus wcale nie jest taki zaraźliwy. Nikt z rodziny się nie zaraził. Ale nie ma co lekceważyć objawów. Mogło się to skończyć tragedią - konkluduje pani Alina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki