Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieś chroni swojego ochroniarza

epe
To pierwszy tak tragiczny wypadek na trasie do Lubiela. - Może ku przestrodze - mówią mieszkańcy okolicznych domów o wypadku 3 października, w którym zginął człowiek
To pierwszy tak tragiczny wypadek na trasie do Lubiela. - Może ku przestrodze - mówią mieszkańcy okolicznych domów o wypadku 3 października, w którym zginął człowiek A.Wołosz
Najprawdopodobniej obydwaj byli pod wpływem alkoholu. Prowadzący samochód patrolowy agencji ochrony Tomasz K. i idący poboczem drogi Krzysztof D. Było ciemno, mokro, ślisko. Fiat doblo, którym jechał ochroniarz, uderzył w pieszego. Młody mężczyzna zginął na miejscu.

Cztery dni po wypadku przyjeżdżamy do sklepu w Lubielu. Ekspedientki dobrze znały obydwu mężczyzn - Tomasza K., pracownika ochrony i mieszkańca wsi Krzysztofa D. - Pana Tomasza to nam tak szkoda - mówią o ochroniarzu, który spowodował wypadek. - Tego co zginął, drugiego też, bo młody, ale… nie ma co ich porównywać. - Podnieśli wrzask, że pijany ochroniarz. A ile miał we krwi ten drugi?! - pyta mieszkaniec wsi. - Wypadek był w niedzielę, a on od piątku pił. I to taki typ, na pobocze nie zszedł, tylko środkiem drogi lazł. Zawsze tak łaził, a jak się zatrzymałeś, żeby coś powiedzieć, to jeszcze taką wiąchę się dostało, że szok! Sympatia wsi zdecydowanie stoi po stronie sprawcy wypadku. Ludzie jednak nie bardzo chcą rozmawiać. Jak mówią, ze strachu przed rodziną ofiary wypadku. - Lepiej się nie narażać - opowiadają. Z rodziną D. nie udało nam się porozmawiać. Do Lubiela przyjechaliśmy tego dnia, kiedy po przeprowadzonej sekcji zwłok, ciało Krzysztofa D. przywieziono do domu. Rodzina była pogrążona w rozpaczy. - Mieszkam tu od niedawna, ale ta droga to po prostu trasa śmierci - o odcinku pomiędzy Lubielem Starym a Nowym mówi napotkana kobieta. Obydwie miejscowości łączy nowy asfalt. Pobocza są wąskie, tuż obok głębokie rowy. W jednym z nich stoi od kilku dni znicz. - Jeżdżą jak wariaci, bo tu przecież prosta droga. I co gorsza, pijani. I łażą środkiem jezdni, to fakt. Myśli pani, że ktoś zejdzie z drogi, jak samochód jedzie? Krzysztof D. został pochowany w ubiegłym tygodniu. Sąd Rejonowy w Wyszkowie, na wniosek prokuratora, aresztował Tomasza K. na trzy miesiące.

Pobocze, alkohol...

W niedzielę 3 października wieczorem, ok. godz. 19.40 dwaj ochroniarze zostali wezwani na interwencję do monitorowanego przez ich firmę sklepu w Lubielu Nowym. - Była bójka - opowiada ekspedientka. - Bili się naprawdę poważnie, więc od razu była decyzja o wezwaniu firmy ochroniarskiej. A oni zawsze szybko przyjeżdżali. Tomasza K. znały dobrze. Podobnie jak on znał większość ludzi we wsi. Pochodził z pobliskiej Wólki. Był taki "swój". 34-latek, w wyszkowskiej firmie ochroniarskiej "Gwarant" pracował od kilku lat. Ojciec trójki dzieci. Najmłodsze ma roczek. - Zawsze uśmiechnięty i życzliwy - wychwalają go ludzie we wsi. Na interwencję do Lubiela jechał razem z kolegą. Poruszali się oznakowanym wozem firmowym. Na odcinku pomiędzy Lubielem Starym a Nowym doszło do wypadku. Samochód, którym kierował Tomasz K., najechał na idącego poboczem 28-letniego Krzysztofa D. Ciało zostało odrzucone kilka metrów od miejsca, w którym doszło do zderzenia. Mężczyzna zginął na miejscu. Jedynym świadkiem zdarzenia jest 12-letni chłopiec, brat zabitego. Nie doznał żadnych obrażeń. Jest w szoku. Tuż obok miejsca, gdzie zginął Krzysztof D., na jezdni i wąskich poboczach widać ślady gwałtownego hamowania pojazdu. Zauważyliśmy je jeszcze w trzy dni po wypadku. Prokuratura stwierdza jednak stanowczo, że nie jest powiedziane, czy to są na pewno ślady po hamowaniu auta, którym jechali ochroniarze. Podczas badania miejsca tragedii 3 października, śladów nie było. W wypadku ucierpiał drugi z ochroniarzy, ma złamaną nogę. Jak doszło do wypadku, nie wiadomo. Pewne jest, że ochroniarze jechali szybko, tego dnia padał deszcz, było mokro i ślisko. Z jaką prędkością jechali, również nie wiadomo. Jak wykazało wstępne badanie zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu, prowadzący samochód miał 1,8 promila. Pierwszą dawkę alkoholu tego dnia wypił około południa, wynika z danych, którymi dysponuje prokuratura. Czy pił później, nie wiadomo. W pracy był od 13.00. Nie ma na razie dowodów na to, że pijani byli Krzysztof D. i drugi z ochroniarzy. Wyniki badań na zawartość alkoholu w ich organizmach poznamy dopiero za kilkanaście dni. W rozmowie z nami, prokurator Ewa Michałowska przyznaje, że nie wyklucza, że drugi z ochroniarzy był pod wpływem alkoholu. Niemal na pewno pod wpływem alkoholu był Krzysztof D. Tomasz K. najprawdopodobniej zauważył 28-letniego mężczyznę za późno i nie zdążył zatrzymać auta. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że piesi poruszali się prawidłowo - mówi prokurator Ewa Michałowska. Prawidłowo, to znaczy znajdowali się na odpowiednim pasie jezdni. Tomasz K. przyznał się do spowodowania wypadku. To on wezwał na miejsce pogotowie. Z jego zeznań wynika jednak, że idący poboczem Krzysztof D. "chybnął się nagle w stronę jezdni", czyli zatoczył się i wpadł pod koła samochodu. W ubiegły piątek, w obecności psychologa, pierwszy raz przesłuchany był 12-letni brat zabitego. O jego zeznaniach prokuratura nie chce mówić. Jak doszło do wypadku, ostatecznie wyjaśni prowadzone postępowanie prokuratorskie. Prokuratura zamierza powołać biegłego w sprawie. Tomaszowi K. grozi od 8 do 12 lat pozbawienia wolności.

Badanie co trzy lata

- To jedyny tego rodzaju wypadek, jaki zdarzył się w naszej firmie - mówi Jerzy Bartnik, dyrektor firmy ochroniarskiej "Gwarant", w której pracował Tomasz K. Pracował, bo dyrekcja firmy już zapowiedziała, że zostanie zwolniony. - Ubolewamy nad tym, tym bardziej, że to był dobry pracownik. Gdyby którykolwiek z naszych pracowników był w czasie pracy pod wpływem alkoholu, na pewno zostałby zwolniony. Jerzy Bartnik dodaje, że wypadek to tragedia dla rodziny ofiary, dla rodziny sprawcy zdarzenia, a także "cios dla firmy". Szefowie wyszkowskich firm ochroniarskich zapewniają nas, że nie zdarzyło się, by któryś z ochroniarzy był pijany w czasie pracy. Jak doszło do tego, że sprawca tragicznego wypadku pod Lubielem pijany wsiadł do samochodu, wyjaśni prowadzone postępowanie. Jerzy Bartnik twierdzi, że wcześniej nigdy mu się to nie zdarzyło. Tak naprawdę agencje ochrony nie stawiają zbyt dużych wymogów przy przyjmowaniu do pracy. Mężczyźni muszą być niekarani, legitymować się wykształceniem co najmniej podstawowym, być w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Pracują nie więcej niż 12 godzin. Najchętniej w firmach ochroniarskich widziani są mężczyźni, którzy nie przekroczyli 45. roku życia. - Osoba, którą przyjmujemy do pracy musi być przebadana przez lekarza-specjalistę medycyny pracy - mówi nam Stanisław Oleksiak z firmy "Wróbel". Firma działa w Wyszkowie od dwóch lat, zatrudnia ok. 30 osób. - Takie badania są powtarzane co trzy lata. Raz w miesiącu nasi pracownicy mają specjalne szkolenia z zakresu samoobrony.

Wieś po wypadku

Ludzie w Lubielu i okolicznych wioskach wciąż rozstrząsają szczegóły wypadku. Usprawiedliwiają sprawcę i obwiniają ofiarę. Tak jakby tragedia rozjechanego była mniej warta niż dramat kierowcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki