MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wielka woda w mieście

Paweł Pliszka, Jarosław Zaradkiewicz
Spacer po Ostrołęce niektórym przypominał beztroskie brodzenie w rzece. Kierowcy byli innego zdania
Spacer po Ostrołęce niektórym przypominał beztroskie brodzenie w rzece. Kierowcy byli innego zdania P. Pliszka
Ulewne deszcze, które przeszły nad Ostrołęką 19 lipca, to rzadkie zjawisko, ale jak mówią meteorolodzy, nie jest to zdarzenie anormalne. W ciągu jednej godziny - od około 17.00 do 18.00 - w Ostrołęce 19 lipca spadło 45 milimetrów wody na metr kwadratowy (około 45 litrów). To blisko dwie trzecie średniej normy opadów na cały miesiąc.

- W Ostrołęce i okolicach w lipcu średni miesięczny opad wynosi 69 milimetrów na metr kwadratowy - mówi Marian Piekarski, kierownik działu służby obserwacyjno-pomiarowej Stacji Meteorologicznej w Białymstoku. - Wielkości opadów są ustalane na podstawie obserwacji prowadzonych przez ponad 30 lat. Ten opad był niewątpliwie rzadkim zjawiskiem. Ale nie jest to rzecz anormalna. Nawet w klimacie umiarkowanym zdarzają się takie bardzo gwałtowne zjawiska atmosferyczne. Niestety, w ostatnich latach występują one coraz częściej w Polsce.
Miasta, jak mówi kierownik Piekarski, na dużych obszarach są "uszczelnione", tzn. woda nie wsiąka w glebę, tylko naturalnymi spadkami spływa w miejsca, gdzie znajdzie ujście. Stąd na ulicach i chodnikach tworzą się potoki, które szybko zapełniają studzienki kanalizacyjne. Wtedy dochodzi do podtopień i zalewania budynków.

Pełne ręce roboty

Tego dnia dużo pracy mieli strażacy z Państwowej Straży Pożarnej w Ostrołęce i z ochotniczych straży pożarnych z okolicznych miejscowości. To do nich najczęściej telefonowali zdesperowani mieszkańcy podtapianych domów. Woda wlewała się też do sklepów i kilku instytucji państwowych.
- Mieliśmy wezwanie m.in. do Urzędu Skarbowego i Sądu Okręgowego. Dzięki szybkiej akcji, archiwa tych instytucji nie zostały zatopione - opowiada kpt. Bartosz Pliszka, rzecznik Komendy Miejskiej PSP w Ostrołęce. - Mieliśmy rekordową liczbę wezwań. Komendant wezwał do pomocy jednostki OSP z kilku okolicznych miejscowości.
Strażacy w poniedziałek po południu mieli 34 wezwania do zalanych budynków. Najwięcej interwencji strażacy mieli w domach przy ul. Sienkiewicza. Tam nadmiar wody wylewał się ze studzienek kanalizacji burzowej i sanitarnej.
Pełne ręce roboty mieli też pracownicy Ostrołęckiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Służby techniczne wyjeżdżały 27 razy.
- Ostatni zespół skończył pracę koło godz. 2.00 w nocy 20 lipca - mówi Wiesław Tyszka, prezes OPWiK-u. - Ostatnie awarie, powstałe w wyniku burzy, usuwaliśmy do środy. W kilku miejscach załamała się instalacja sanitarna, zapadły się podtopione studzienki, drobnym awariom uległy przepompownie. Straty oszacowaliśmy na 6 tysięcy złotych. Prace ekip remontowych kosztowały nas 2 tysiące złotych.

Dlaczego tak się stało

To pytanie zadaje sobie pewnie wielu ostrołęczan. Większość gromy rzuca na głowy władz Ostrołęckiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.
- Studzienki są pozapychane - krzyczeli zalewani. - Za co oni biorą pieniądze?
- Instalacje burzowe w wielu miejscach miasta są przestarzałe, mają kilkanaście a nawet kilkadziesiąt lat - wyjaśnia prezes Tyszka. - Systemy kanalizacyjne w Ostrołęce nie są przystosowane do przyjęcia tak wielkiej ilości wody, jaka spadła w poniedziałek. Budując kanalizację burzową, zawsze zakłada się, by przyjęła więcej wody niż wynosi jej średni przepływ. Jednak po tak intensywnych opadach, ten "zapas" okazał się niewystarczający. Konserwacja całej sieci kanalizacyjnej trwa 2 lata. Wtedy też czyszczone są studzienki kanalizacyjne.
Wiele odcinków systemu wymaga modernizacji. Są już projekty techniczne przebudowy sieci kanalizacyjnej i deszczowej na ulicy Sienkiewicza. Jest tylko jeden problem - taka modernizacja pociągnie za sobą koszty. Czy w budżecie miasta znajdą się na ten cel pieniądze?
- Pieniądze się znajdą z pewnością - odpowiada Krzysztof Szeląg, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego. - Ale szukamy ich w funduszach strukturalnych Unii Europejskiej. Projekt przebudowy systemu kanalizacyjnego i oczyszczalni ścieków w Ostrołęce czeka teraz na rozpatrzenie w Brukseli. Przy okazji tej inwestycji zostanie przebudowana kanalizacja deszczowa przy ul. Sienkiewicza.
Nowej kanalizacji deszczowej wymaga nie tylko ul. Sienkiewicza. Jeziora po większych deszczach tworzą się na Witosa i Prądzyńskiego. Jak nam powiedział rzecznik Szeląg, miasto ma już opracowany projekt kanalizacji deszczowej w ul. Kopernika i zamierza przy jej budowie zająć się również kanalizacją deszczową ul. Prądzyńskiego. Natomiast przebudowa ul. Witosa i wykonanie w niej kanalizacji deszczowej będzie możliwe, kiedy miasto uzyska na ten cel pieniądze.

Sztab na kryzys

Często o nadchodzących gwałtownych zjawiskach meteorologicznych władze samorządowe dostają informacje ze sztabu kryzysowego działającego przy wojewodzie. Jednak tym razem takiego ostrzeżenia nie było.
W takich sytuacjach, jak poniedziałkowa ulewa, uruchamiany jest Powiatowy Zespół Reagowania Kryzysowego. Na jego czele stoi wiceprezydent Stanisław Rybski, a zastępcą jest Wojciech Merks z Wydziału Zarządzania Kryzysowego Ochrony Ludności i Spraw Obronnych UM.
- W poniedziałek natychmiast przekazaliśmy informacje o zbliżającej się burzy służbom ratowniczym - mówi Wojciech Merks. - Skorzystaliśmy też ze sprzętu, który mamy w magazynach. Udostępniliśmy straży pożarnej jedną pompę pływającą do przetaczania wody i trzy pompy szlamowe. Jedna pompa pływająca przekazana jest na stałe do dyspozycji ostrołęckiego oddziału Ochotniczej Straży Pożarnej.

Od kostek do kolan

Przedsiębiorcy z najniższego poziomu Kupca licytują się, jak wysoka była u nich woda podczas ostatniej ulewy w Ostrołęce 19 lipca. - Do kostek. - Do pół łydki - opowiadają. - U nas było pół metra - relacjonuje Robert Wasilewski z kebabowni przy małej scenie między Kupcem a Handlowcem.

- Mojemu towarowi woda bardzo zaszkodzić nie mogła - mówi Ewa Kucharska z kwiaciarni Ewa. - Jednak po 17.00 musiałyśmy zamknąć kwiaciarnię i zająć się wylewaniem wody i sprzątaniem szlamu. Dzień po powodzi też musiałyśmy wcześniej przyjść do pracy, by skończyć porządki, ale udało nam się normalnie otworzyć sklep. Mniej szczęścia miała Anna Pędzich z kwiaciarni Magnolia przy ul. Gorbatowa.
- Za kostki mieliśmy wodę zmieszaną z piachem. Woda wybijała spod fundamentu i lała się drzwiami. Po straż zadzwoniliśmy około 18.00, a przyjechała po 21.00. Całe szczęście, że mieliśmy własne pompy - mówi właścicielka Magnolii.

Wpuszczeni w polisę

Następnego dnia po ulewie nie wszystkim przedsiębiorcom udało się otworzyć sklepy o normalnych godzinach. Wielu z nich otwierało je z opóźnieniem. Mimo to, że już handlowali, ciągle sprzątali. Najdłużej nieczynna była kwiaciarnia na Gorbatowa, bo przerwa w handlu trwała tam aż trzy dni. Nie wszystkim kupcom udało się uniknąć strat. W dniu ulewy Bożena Zabiełło ze sklepu z galanterią skórzaną skończyła handlować jak zwykle o 17.00. Do sklepu telefonicznie ściągnęli ją sąsiedzi, niestety było już za późno. Skórzane nesesery i torby, które stały na podłodze, zdążyły zamoknąć. Straty szacuje na około sześć tysięcy złotych.
- Problemy z wodą mamy przy każdych większych opadach deszczu. Zalewa nas co kilka miesięcy, średnio dwa razy do roku mamy tu powódź - opowiada Andrzej Krombel, właściciel dwóch sklepów elektrycznych na parterze Kupca, jego córka również na tym samym poziomie ma sklep obuwniczy. - Nie ubezpieczamy towaru, bo to nie ma sensu. Wcześniej płaciliśmy składki, a gdy przyszedł przedstawiciel ubezpieczyciela by oszacować straty, dowiedzieliśmy się, że towar stojący na podłodze i znajdujący się do 30 cm nad nią nie podlega ubezpieczeniu - mówi z goryczą Andrzej Krombel.
Przedstawiciele firm ubezpieczeniowych potwierdzają słowa Andrzeja Krombla, że ubezpieczenia sklepów obejmują towar, ale z wyjątkiem tego, który znajduje się na podłodze.
- Klienci niedokładnie czytają polisy, później są z tego powodu problemy. Podczas zalań spowodowanych nawalnym deszczem z ubezpieczenia wyłączony jest towar, który znajduje się na podłodze oraz 10 cm nad nią - wyjaśnia Marzena Fidura z Warty.
- Jeśli towar składowany jest w należyty sposób, np. na paletach, to jest objęty naszą polisą - wyjaśnia Jan Szczepkowski z PZU.
Z kupców, z którymi rozmawialiśmy, tylko Piotr Stępkowski, ze sklepu Pinokio z artykułami dla dzieci ma ubezpieczony sklep. Teraz czeka na spotkanie z ubezpieczycielem. Gdy wprowadzał się do Kupca, wiedział już, że mogą grozić mu powodzie, więc na podłodze położył terakotę.
- O żadnych wykładzinach nie mogło być mowy. Dodatkowo porobiłem lekkie spadki w kierunku drzwi wejściowych i tych na zapleczu - zdradza swoje zabezpieczenia na lekkie podtopienia Kupca.
Jednak tym razem żadne zabezpieczenia nie pomogły. Woda rosła w oczach. Najwięcej było jej na wewnętrznym dziedzińcu Kupca, z którego przedsiębiorcy wyładowują towar do magazynów, na zapleczach sklepów. - Różnica poziomów wody między sklepem a dziedzińcem była ogromna. Za drzwiami stało z pół metra wody - wspomina Piotr Stępkowski.
- Na szczęście prawie wszystek towar uratowaliśmy, wyrzucić musieliśmy tylko trochę kartonów - opowiada Katarzyna Kęsicka ze sklepu obuwniczego Kaja.

Zgodnie z projektem

Kupcy mówią, że uratowało ich tylko to, że ulewa nadeszła w ciągu dnia.
- Gdyby to działo się w nocy, to nie mielibyśmy czego zbierać - mówią solidarnie. Wszyscy przez wiele godzin uszczelniali swoje sklepy, ratowali towar. Gdy zadzwonili po straż pożarną, dowiedzieli się, że są 30. w kolejce i muszą czekać. Strażacy przyjechali dość szybko, bo po około godzinie. Wielu przedsiębiorców sprzątało sklepy do późnych godzin nocnych.
- Przywykliśmy do tego, tak jest po każdej większej ulewie - mówią rozkładając ręce.
Wszyscy kupcy obawiają się o meble sklepowe, które zrobione są z płyt wiórowych. Kilka podtopień już wytrzymały, ale ulewa w poniedzialek 19 lipca była największa. W kilku sklepach poodklejały się też listwy przypodłogowe.
- Ciekawe czy zwrócą mi za uszkodzone listwy przypodłogowe - zastanawia się Piotr Stępkowski.
- Obawiam się o tynki gipsowe, zobaczymy, co będzie, jak wyschną - martwi się Robert Wasilewski z kebabu. - Jeden stopień schodków, później drugi, trzeci i zalało nas zupełnie. Wody mieliśmy po kolana, prąd wody był tak silny, że przewrócił butlę z gazem. Cały bałagan sprzątaliśmy do drugiej w nocy. Zalewa nas dwa razy do roku - opowiada Wasilewski. Wszyscy wskazują kebabownię jako lokal, który najbardziej ucierpiał podczas ulewy. Cała woda z placu między Handlowcem i Kupcem spływała właśnie do kebabu. W efekcie tacki, na których wydawane są dania, pływały po całym dziedzińcu Kupca. - Straciliśmy tylko trochę warzyw, mięsa, opakowań, za to roboty było co niemiara - wspomina Wasilewski.
Urządzenie lokalu czy sklepu poniżej poziomu gruntu wymaga zgody wojewódzkiego inspektora sanitarnego wydanej w porozumieniu z właściwym okręgowym inspektorem pracy. Jak powiedziała nam Krystyna Rykowska, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Ostrołęce, inwestorzy budujący Kupca taką zgodę uzyskali od służb sanitarnych dawnego województwa ostrołęckiego.
- W dokumentacji architektonicznej i wodno-kanalizacyjnej nie ma śladu po odprowadzeniach wody z poziomu położonego poniżej terenu przy budynku Kupca. Jedynym zabezpieczeniem przed zlewnymi deszczami są odstojniki, które jednak nie przepuszczają wody w glebę, bo ich dna są wybetonowane - wyjaśnia Andrzej Gawroński, dyrektor administracyjny ze spółdzielni Kupiec.

Worki z piaskiem w pogotowiu

Nic więc dziwnego, że przedsiębiorcy z Kupca już wiedzą, jak walczyć z podtopieniami.
- W zeszłym roku zarząd naszej spółdzielni wyposażył nas w worki z piaskiem na wypadek zalania, więc barykadowaliśmy się nimi - opowiada Paweł Kwiatkowski ze sklepu AGD. Podczas poprzedniej wielkiej ulewy pracownicy OPWiK-u, by przyspieszyć spływanie wody, otworzyli studzienki kanalizacji sanitarnej. Woda szybko zniknęła z ulic, by za chwilę wybić w ubikacjach na zapleczach sklepów.
- Przez kilka dni w lokalach handlowych najnormalniej śmierdziało szambem - wspominają kupcy. - Dlatego tym razem pilnowaliśmy, by nikt nie wpadł ponownie na ten szatański pomysł - opowiada Andrzej Krombel.
Na zagrożenie powodzią przygotowany był też prezes spółdzielni Kupiec Wiesław Domurad, który w akcji ratowniczej uczestniczył w przeciwdeszczowym sztormiaku i kaloszach.
Andrzej Gawroński, administrator Kupca, wyjaśnia, że spółdzielnia rozmawia z miastem o kanalizacji od ponad czterech lat.
- Chcemy zrobić odprowadzenie wody z terenu Kupca, ale nie mamy gdzie. Jeśli miasto rozpocznie modernizację kanalizacji deszczowej, my od razu przystępujemy do pracy, mamy przygotowane na to 20 tys. zł, mamy warunki wykonania przyłącza, potrzebujemy tylko projektu i pozwolenia na budowę - mówi Gawroński. Tymczasowo administracja planuje zakup motopompy, tylko zastanawia się, gdzie wypompowywać wodę zalewającą Kupca, by nie wróciła do budynku.
Woda trysnęła też fontanną na dziedzińcu Handlowca, obok baru Kugiel.
- Pływał nasz ogródek wystawiony przed lokalem, w środku też było trochę wody - wspomina Krystyna Kurpiewska z Kugla. - To co wytrysnęło ze studzienki, wyrzuciło na chodnik śmieci i szlam. Według relacji przedsiębiorców, którzy prowadzą sklepy w tej okolicy, woda, która wyciekała ze studzienki, potwornie śmierdziała. - Wiem, że część lokali była zalana, ale to z winy niedrożności miejskiej kanalizacji deszczowej. W wielu spółdzielniach były podobne problemy, pozalewane były lokale i piwnice - tłumaczy prezes spółdzielni Handlowiec Krystyna Szpakowska.

Kupiec, Gośka i inni zalani

Sklepy w Kupcu nie są jedynymi, które znajdują się poniżej poziomu chodników. W ciągu sklepów przy Kopernika woda podczas większych ulew wdziera się do części sklepów, ale ich właściciele nie widzą w tym większego problemu.
Na problemy z podtopieniami narzekają najemcy sklepów przy ul. Goworowskiej.
- Każda większa ulewa wlewa się nam do sklepów wprost z rynien. Podczas ostatniej ulewy pod drzwiami stało 40 cm wody - powiedział nam właściciel sklepu z częściami samochodowymi.
Z powodu ulewy nieczynny był też w poniedziałek market Gośka, w budynku OCK-u. Nie wiemy, jakie były straty i jak ma zamiar sklep unikać ich w przyszłości, ponieważ nie udzielono nam takiej informacji.
Na Piłsudskiego ulewne deszcze podtapiały sklep mięsny Prosiaczek.
- Ale to było spowodowane złym odprowadzaniem wody z sąsiedniej księgarni, teraz już wszystko jest w porządku - dowiedzieliśmy się dzień po oberwaniu chmury. Na Piłsudskiego najbardziej ucierpiał zakład fotograficzny Wiktor.
- Gdyby nie znajomy z pompą, mielibyśmy poważny problem, a tak udało nam się tę wodę opanować. Straż pożarna przyjechała, gdy wszystko było już sprzątnięte - dowiedzieliśmy się w zakładzie.
Ulewa nie narobiła większych szkód, a pożytek z niej może być taki, że miejskie władze z większą uwagą popatrzą również na kanalizację deszczową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki