Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wasze Historie Miłosne - sprawdź kto wygrał wyjazd do SPA

Magda Mrozek
Przeczytaliśmy ponad trzydzieści historii miłosnych naszych Czytelników. Dziękujemy za wszystkie. Nie łatwo było wybrać te najlepsze, bo uczuć ocenić się nie da. Naszym Czytelnikom życzymy, by znaleźli swoje szczęście, a tym, którym już się to udało, by trwało nieprzerwanie. Przyznaliśmy trzy nagrody, pozostałe historie postanowiliśmy wyróżnić publikacją, a ich autorów, zestawami ufundowanymi przez firmę ASA, o wartości 150 zł.

I nagroda weekendowy pobyt w SPA dla dwóch osób

Doprowadzał mnie
do szewskiej pasji

To nie była love story jak z seriali brazylijskich. Byłam wtedy w złym momencie swojego życia, jeśli nie w najgorszym. Odrzucona miłość i kłopoty rodzinne sprawiły, że (prawie) na niczym mi nie zależało. Żyłam mocno i szybko. Przez kilka miesięcy zrobiłam rzeczy, których zawsze będę żałowała i nigdy bym ich nie zrobiła ponownie, gdybym mogła cofnąć czas. No, ale "mleko zostało rozlane i nie ma, co nad nim płakać". Na czymś, poza imprezowym stylem życia, jednak mi zależało. Były to moje studia. Chciałam je skończyć i mieć wyższe wykształcenie. W związku z tym musiałam sobie na nie zarobić. Znalazłam sobie pracę. Na zlecenie i w dodatku nie była to praca moich marzeń. No, cóż, nie byłam wybredna, bo innej nie było.
Pamiętam pierwszy dzień. Środek lata. Wchodzę przez otwarte drzwi, w okularkach przeciwsłonecznych i w słońcu między włosami, jak w aureoli. Przywitałam się. Starszy pan mi odpowiedział, ale ten młody chłopak przy sąsiednim biurku nie raczył nawet podnieść głowy! Totalna zlewka, bo nawet się nie przedstawił. Od razu pomyślałam, że gbur jakiś z niego musi być. Dni mijały, a ja się z owym chłopakiem wcale nie polubiłam. Traciłam przy nim rezon. Ciągle wypominał mi, że coś źle robię. A to okna źle umyte, a to podłoga nie tak zamieciona. Specjalista od babskiej roboty się znalazł! Doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Podobali mi się inni chłopcy. Ale na stały związek jakoś jeszcze nie miałam ochoty. Nie chciałam miłości i nie szukałam jej.
Mimo irytacji, czułam się dobrze rozmawiając z tym moim (jeszcze) kolegą z pracy (...). Nie traktowałam go, jako obiektu ewentualnych westchnień, więc nie udawałam przy nim. Byłam sobą. Z czasem rozmawiało nam się coraz lepiej i coraz mniej mnie złościł. Imponował mi wiedzą o życiu. Mądrością. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej ze skorupy nieokrzesanego gbura wyłaniał się obraz mojego akurat ideału mężczyzny. Bez nałogów, to przede wszystkim. Z kolegami się nie szwendał, bo to domator. Za dziewczynami się nie ogląda, bo maniak motoryzacji woli za samochodem się obejrzeć. Był też spokojny, stanowczy, stonowany i bardzo męski. Praca na prywatne rozmowy nie wystarczała. Zaczęliśmy więc chodzić po pracy na spacery. Odwiedziliśmy się też w swoich domach. Nawet nie zauważyłam, gdy zaczęła się rodzić wzajemna fascynacja.
Gdy zostaliśmy parą, a on pierwszy wyznał mi miłość - zdałam sobie sprawę, że to pierwszy i jedyny facet, którego słucham z nieprzymuszonej woli! A także, już ze stuprocentową pewnością wiedziałam, że to ten jeden jedyny - na całe życie. Że to właśnie jego będę kochać aż po grób i na niego właśnie czekałam (…).
Wspólne mieszkanie, po roku oświadczył mi się w moje urodziny. Ślub w jego urodziny. Zaraz po ślubie ktoś próbował rozbić nasz związek. Nie udało mu się, bo staliśmy za sobą murem. Uratowało nas wzajemne zaufanie i szczerość wobec siebie.
30 stycznia była nasza druga rocznica ślubu. W moim mężu czasem odzywa się ten dawny nieokrzesany gbur. Ja też nie jestem aniołkiem. Ale widzieliśmy, co braliśmy. Bywa różnie. Czasem szaro, innym razem kolorowo. Nikt nie obiecywał przecież bajki. Wciąż się kochamy i chcemy iść przez życie razem. Dziś patrząc wstecz, wiem, że ta miłość to mój prywatny cud, o który nie prosiłam. Nie była łatwa i nie była proszona. Bo o miłość się nie prosi. Przychodzi nagle, niezapowiedzianie i w niespodziewanych sytuacjach.
Elżbieta

II nagroda zabieg kosmetyczny dla dwojga w salonie Vernis

Amor dopadł nas w busie

Maj. Cudowny słoneczny dzień, ja już po wszystkich egzaminach maturalnych! Żyć nie umierać! Nic tylko się bawić. No właśnie, ale żeby się bawić, trzeba mieć za co, dlatego propozycja mojego taty wydała mi się bardzo kusząca. Mianowicie - wyjazd do Niemiec jako kierowca powrotny kupionego tam auta. Pod wieczór spakowaliśmy bagaże i wyruszyliśmy do pobliskiej miejscowości po dwóch pasażerów. Okazało się, że jadą w tym samym celu. Najpierw wsiadł kolega taty i razem czekaliśmy na drugiego gościa, któremu najwyraźniej w ogóle się nie spieszyło. Myślałam, że ten drugi to szwagier taty kolegi, a tu niespodzianka! Wsiadł jakiś chłopak, na oko tak po dwudziestce, z telefonem przy uchu, ani cześć, ani nic. Pomyślałam jakiś dziwny, ale dobra - wytrzymam! Też mam telefon, to sobie w coś pogram i droga jakoś zleci. Po jakiś 300 km przesiadka, ja i nowy znajomy przechodzimy do I klasy. Wyjaśniam - I klasa pierwszy rząd siedzeń w busie, kolejno II klasa - drugi rząd siedzeń i tzw. "paka" czyli III klasa.
Żeby nie wyszło, że jestem jakimś mrukiem On zresztą chyba też tak pomyślał, bo równocześnie zaczęliśmy rozmowę. Typowe pytania, co robisz? Pracujesz? I tak dalej. Coś zaiskrzyło… Ja opowiedziałam o sobie, między innymi, że za tydzień wyjeżdżam za granicę na cztery miesiące, żeby sobie dorobić na studia itd. Rozmawialiśmy tak jakbyśmy się znali kopę lat. Nawet nie wiem, kiedy zorientowałam się, że jesteśmy już prawie na miejscu. Przegadaliśmy ok. 9 godzin. Dojechaliśmy.
Kilkadziesiąt minut przerwy w podróży i przesiadka w samochody i w drogę powrotną. Jako, że pierwszy raz wyruszyłam w tak długą trasę - poszczęściło mi się i dostałam CB radio. Mariusz też posiadał owy wynalazek i takim o to sposobem przełączyliśmy kanał i znowu gadaliśmy. O wszystkim i o niczym. Jadąc myślałam o tym, żeby w kogoś nie walnąć i o nim. Jednak nie jest takim bucem, za którego go uważałam. Przeciwnie jest świetnym kandydatem na kumpla, może nawet na przyjaciela.
Dojechaliśmy na miejsce. On pogratulował mi wytrwałości i odwagi, powiem szczerze, zapunktował i pożegnaliśmy się.
Następnego dnia dostałam zaproszenie na naszą-klasę, oczywiście od niego i znowu rozmowy.
Tydzień minął błyskawicznie. Żadne z nas nie zdobyło się na odwagę, by porosić o numer telefonu. A ja dziś wyjeżdżam, i to na tak długo…. Fajny chłopak, ale pewnie i tak ma dziewczynę, pomyślałam. Wyjechałam, lecz przez te cztery miesiące codziennie podglądałam jego profil na nk, widziałam, że on też mnie ,,podglądał". Przeglądałam zdjęcia, komentarze. Kilka razy do mnie napisał i na tym koniec.
Wróciłam do Polski. Dzień po powrocie sms od nieznanego nadawcy: Czy masz ochotę napić się ze mną kawy? To był Mariusz, ale skąd on mam mój numer? Nieważne, super , że napisał. Zgodziłam się na spotkanie. Potem było kolejne i kolejne. Po jakimś czasie zapytałam go, dlaczego tak rzadko do mnie pisał, gdy wyjechałam i nie wziął nawet numeru telefonu. Odpowiedział, że bał się odmowy. Tak bardzo mu zależało, że wolał się łudzić i czekać, że jakoś to będzie, niż dostać kosza.
Jesteśmy parą już prawie trzy lata. Śmiejemy się z tych naszych podchodów, a szczególnie miło wspominamy busa i tę naszą I klasę.
Anna

III nagroda kolacja dla dwojga

Od pierwszego sms-a

Bardzo młodo wyszłam za mąż, zdawało mi się, że to odpowiedni mężczyzna na całe życie, ale grubo się myliłam. Moje małżeństwo zakończyło się niepowodzeniem oraz szczęściem, że z tego nieudanego małżeństwa mam wspaniałą córkę. Było dużo złości, gniewu, niemiłych i cichych chwil. Nie byłam dobrze traktowana jako kobieta i żona. O romantyzmie nawet nie było mowy. Byłam samotna. Nieraz się zastanawiałam dlaczego trafiłam n takiego faceta i czy w ogóle istnieją mężczyźni, którzy dadzą kobiecie miłość. Kiedy skończyło się moje małżeństwo i zostałam młodą wdową, powiedziałam, że nie ma dla mnie takiego faceta jak w filmach, albo nawet jeśli jest, to nawet okiem na mnie nie spojrzy, bo nie ma i na co. Wmawiałam sobie, że już mam takiego pecha, aż do momentu, gdy poznałam Darka. Poznałam go przez moją koleżankę. Jest ode mnie starszy, też miał nieudane małżeństwo. Nasza znajomość zaczęła się od sms-ów. Nie mogliśmy się spotkać, ja pracowałam, a Darek wyjechał w trasę - pracował jako zawodowy kierowca. Pisaliśmy do siebie przez tydzień, poznawaliśmy się przez sms-y i zakochaliśmy się w sobie, nie widząc się, nie spotykając ani razu. Zauroczyły mnie jego sms-y, słowa jakie pisał, jak mnie nazywał. Nie wierzyłam, że ktoś mnie może nazwać "swoim kochaniem", "skarbem", "słoneczkiem". Nikt tak nigdy się do mnie nie zwracał. Nie mogliśmy się doczekać pierwszego spotkania, ale baliśmy się go oboje. Cała się trzęsłam, jakbym szła na jakiś egzamin z życia. Gdy mnie przytulił, czułam, że odpływam i cały strach odszedł. W duchu powiedziałam sobie: tak, to jest mój wymarzony mężczyzna i nie myliłam się. Od tamtej pory jesteśmy razem, Darek kupił dom i zabrał mnie do niego, żeby być u jego boku już na zawsze, powtarzając, że życia beze mnie nie widzi.
Jesteśmy szczęśliwi, że siebie mamy, że Bóg postawił nas na swojej drodze. Darek jest aniołem, daje mi swoje ciepło, miłość, przy nim czuję się bezpieczna i w końcu kochana. Odmienił moje całe życie, a ja jego. Jesteśmy razem dwa lata. Gdy krzątam się po domu, chodzi z mną i łapie, żeby choć trochę się do mnie przytulić, dotknąć i uśmiechnąć się do mnie. Nie ma u nas cichych dni i nie przyjemnych chwil Jest zawsze ciepło i spokojnie. Na dowód naszej wielkiej miłości urodził się nam synek. Rok temu w USC powiedzieliśmy sobie TAK.
Aneta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki