Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waryński wciąż walczy

Aldona Rusinek
Zygmunt Świerżyński, ?złota rączka?, od 1971 roku w Waryńskim.
Zygmunt Świerżyński, ?złota rączka?, od 1971 roku w Waryńskim. A. Rusinek
Jeżeli Waryński nie zapłaci miliona złotych zaległości, ZUS w każdej chwili może wystąpić o ogłoszenie upadłości zakładu. Ostatnie 130 osób z kilkusetosobowej niegdyś załogi pójdzie na bruk. Pracownicy Zakładów Waryński Ostrów z nutą goryczy mówią, że dobrze już było. Ale gorzej chyba też już być nie może ? pocieszają się od pewnego czasu.

Wspominają drugą połowę lat 80. Szła produkcja, były pieniądze. W zakładzie pracowało ponad 500 osób. Ludzie w Ostrowi wtedy szeptali, że Waryński produkuje części do czołgów i że wojsko zawsze będzie dobrze płacić. Wierzyli w niezniszczalność Waryńskiego. Od lat więc z przykrym zdziwieniem patrzą na upadek ostrowskiego potentata przemysłowego.

Spółka z długami

Ostrowski Waryński jest jednym z zakładów należących do warszawskiej firmy Bumar-Waryński. W Ostrowi produkowano ? i produkuje się do dziś ? elementy do przewodów hydraulicznych wysokociśnieniowych i całe przewody, używane w koparkach, samochodach, maszynach rolniczych, także w czołgach (choć detale do czołgów stanowiły zawsze znikomą część produkcji, ale rzeczywiście dobrze płatną). W latach 80. Waryński Ostrów produkował dla całej Polski.
W 1991 roku Bumar Waryński przekształcił się z przedsiębiorstwa wielozakładowego w spółkę skarbu państwa i Agencji Rozwoju Przemysłu, tworząc holding ze wszystkimi swymi zakładami. Także z ostrowskim Waryńskim, który także stał się spółką.

? Niestety, zostaliśmy spółką bez kapitału ? nie ukrywa sytuacji Krzysztof Warszawik, prezes spółki Waryński Ostrów. W aporcie od zakładu-matki, warszawskiego Bumaru dostaliśmy maszyny, które i tak od lat były naszą własnością. Resztę musieliśmy odkupić od Bumaru, na przykład zapasy materiałów związanych z dawną produkcją, które do dziś leżą w magazynach. Musimy też Bumarowi płacić ogromny czynsz za użytkowany obiekt, w większości obecnie nieprzydatny. Zatem już na starcie byliśmy bardzo mocno zadłużeni, a dług z latami się pogłębiał
W 1996 roku z ostrowskiego Waryńskiego wydzielono kolejną spółkę Waryński-Agro, oddłużoną, z odrębną produkcją maszyn budowlano-rolniczych podwieszanych do ciągników. Oddzielne były także kierownictwo, administracja i załoga. Pozostała tylko wspólna dla obu spółek hala produkcyjna, przedzielona jednak dla porządku białą linią.
Pomysł podziału Waryńskiego procentował krótko. Przez rok, dwa przynosił pewne zyski. Potem nowa spółka zaczęła plajtować. W ubiegłym roku została postawiona w stan upadłości. Waryński przejął część produkcji i część załogi.
? Kierownictwo Agro nie zachowało równowagi między poziomem produkcji a zatrudnienia ? mówi dyrektor Warszawik. ? Ja w latach 1996?1998 zwolniłem 100 pracowników, a oni w tym czasie przy malejącej produkcji przyjęli 60 osób. W ubiegłym roku, przejmując częściowo produkcję Agro zatrudniłem także 30 pracowników zlikwidowanej spółki: spawaczy, tokarzy, montażystów. Równocześnie musiałem zwolnić 40 ludzi ze swojej załogi, bo nie byli w stanie natychmiast sprostać nowej produkcji. A na zwiększenie zatrudnienia nie mogliśmy sobie pozwolić. Przejęcie Agro nieco uratowało naszą sytuację, dzięki temu mamy dziś jeszcze szansę walczyć o przyszłość.

Potrzebne pieniądze!

Sytuacja Waryńskiego jest dosyć dramatyczna. Na zakładzie ciąży 1 mln 700 tys. długu u spółki-matki czyli w warszawskim Bumarze oraz 1 mln zaległości za składki ZUS. Nie licząc kredytów w bankach, bo banki dały Waryńskiemu optymalne warunki spłaty. Najgroźniejszy jest dług w ZUS.
? Jeżeli nie spłacimy tego miliona, dyrektor ZUS może w każdej chwili wystąpić o upadłość zakładu. ZUS proponuje rozłożenie długu na raty, ale pierwsza miałaby wynosić 600 tys. Nie mamy tyle w tej chwili. Bumar też twierdzi że nie ma. Macierzysta spółka proponuje nam dofinansowanie w formie umorzenia choćby części długu. W bilansie na papierze nasza sytuacja by się poprawiła, lecz w rzeczywistości nadal nie będziemy mieli pieniędzy na ZUS! ? obawia się prezes Warszawik.
Innych źródeł pozyskania pieniędzy właściwie nie ma. W ubiegłym roku prawie całkowicie załamał się rynek zbytu dla elementów produkowanych w Waryńskim. Podupadli wszyscy główni klienci: Ursus, Waryński Eskapados, Daewoo-Lublin i inne fabryki produkujące sprzęt ciężki i samochody. Ledwie zipie też jedyny w Polsce zakład produkcji czołgów Bumar-Łabędy. Zamówień na przewody hydrauliczne po prostu nie ma. Dawniej produkowano ich milion sztuk rocznie, teraz niespełna 100 tysięcy.
? Przy życiu trzyma nas eksport do Włoch, Niemiec, Skandynawii. Stanowi 40 procent całej sprzedaży, ale nie równoważy kryzysu na krajowym rynku. Poza tym na zachodzie musimy znacznie schodzić z ceny, żeby sprostać licznym konkurentom. Mamy nadzieję, że ożywi się sytuacja ekonomiczna w Rosji i innych krajach za wschodnią granicą. Moskwa jest niezłym partnerem, ale na razie eksport tam jest niewielki ? informuje dyrektor.
W ostatnich dniach zmienił się zarząd macierzystej spółki Bumar-Waryński. Prezes Warszawik ma nadzieję, że warszawskie władze spółki rozpatrzą możliwość dokapitalizowania ostrowskiego Waryńskiego. I wtedy być może da się przez jakiś czas utrzymać zakład. Ale bez prywatyzacji i restrukturyzacji Waryński długo nie pociągnie. Tylko gdzie dzisiaj znaleźć właściciela z tak dużym kapitałem?

Związki z dyrekcją

Grudzień ubiegłego roku był w Waryńskim wyjątkowo ponury. Zamówień prawie nie było. Od 20 grudnia zarządzono niepłatny przestój. Tuż przed świętami ludzie dostali o jedną czwartą pieniędzy mniej.
? Talonów przedświątecznych, jak w innych firmach też właściwie nie było. W ostatniej chwili jakoś wyszarpnęliśmy po 100 złotych. Na otarcie łez, na słodycze dla dzieci, bo na cóż więcej? Po prostu nie było pieniędzy. Załoga jakoś nie wywiozła mnie na taczkach, ale wiem że nie jestem lubianym dyrektorem ? uśmiecha się smutno Krzysztof Warszawik.
Jako księgowy w latach 80. też był nielubiany, ostro pilnował kasy. Za to ówczesny dyrektor Jerzy Górski był podobno bardzo lubiany.
? Tworzyliśmy dzięki temu prawidłowy, zgrany tandem ? uśmiecha się do wspomnienia lepszych czasów Krzysztof Warszawik. ? Tylko co z tego. Nie ma już dyrektora Górskiego, a ja od 10 lat walczę, by zachować cokolwiek z dawnego Waryńskiego. W tym czasie musiałem zwolnić trzy czwarte załogi. I były to zawsze najtrudniejsze decyzje.
Kiedy wiosną ubiegłego roku padła propozycja zwolnienia kolejnych 40 pracowników, przeciwko dyrektorowi stanęły przede wszystkim związki zawodowe. Na listach zwolnień było także kilku funkcyjnych związkowców. Dyrektor tłumaczył, że musi się kierować względami ekonomicznymi i przydatnością ludzi dla zakładu, a nie dla związku. Ale ani NSZZ Pracowników Waryński Ostrów ani Komisja zakładowa NSZZ ?Solidarność? nie podpisały porozumienia w kwestii zwolnień. Miesiąc później zarząd spółki zgodnie z regulaminem podjął samodzielną decyzję o zwolnieniach. Trzy sprawy trafiły do sądu pracy. Dotyczyły zwolnienia członków komisji rewizyjnej związku zawodowego. Jedną sprawę zakład wygrał ? okazało się bowiem, że ustawa o związkach zawodowych w przypadkach zwolnień grupowych chroni tylko członków zarządu związku, innych funkcyjnych nie. Dwie pozostałe sprawy są w toku.

? Cały ubiegły rok był bardzo trudny ? mówi wiceprzewodniczący NSZZ Waldemar Pęziński. ? Sytuacja w grudniu dobiła po prostu załogę. Panował nastrój ciężkiej apatii. Ale co ludzie mają zrobić. Większość załogi od początku pracuje w tym zakładzie. Wielu z nich potrafi robić tylko to co tutaj robi. Niektórzy to niezastąpieni fachowcy, ?złote rączki?, których trudno byłoby przy tych starych maszynach zastąpić. Młody mechanik z mikrometrem i suwmiarką nie da sobie tu rady. A nasi starzy operatorzy młotkiem potrafią maszynę nastawić. To są świetni fachowcy, kiepsko opłacani. Godzą się z tym, bo dokąd pójdą? Nigdzie w Ostrowi przecież nie znajdą pracy. A tu może uda się doczekać emerytury.
Średnia płaca brutto wynosi w Waryńskim 1800 złotych. Najlepiej zarabiają operatorzy maszyn na wydziale hydraulicznym około 2000 złotych. Ale tych jest niewielu. Większość pracowników dostaje na rękę poniżej tysiąca złotych.
? Mimo to czynnych protestów u nas nie było. Każdy przecież widzi co się dzieje i że dyrekcja dokłada wszelkich starań, by utrzymać zakład przy życiu. Związki zawodowe są od tego, żeby bronić ludzi, a dyrekcja, by pilnować sytuacji ekonomicznej firmy. Rozmowy bywają ostre, ale próbujemy utrzymywać kompromis ? uważa przewodniczący Pęziński.

Wiceprzewodniczący ?Solidarności? Piotr Czaplarski mówi, że związki zawodowe starają się nie przeszkadzać w zarządzaniu zakładem.
? Egzekwujemy to, co wynika z ustawy związkowej, ale nie wbrew interesom całego zakładu. Teraz najważniejszą sprawą jest spłata długu. Trzeba szukać zamówień z jednej strony, z drugiej oszczędności, choć naprawdę nie ma już u nas na czym oszczędzać. Pracownicy uważają, że korzystniej byłoby, gdyby Waryński Ostrów był zakładem samodzielnym, ale w obecnej sytuacji finansowej trudno o tym mówić. Takie powinno być jednak dążenie firmy ? mówi Piotr Czaplarski, od 19 lat związany z Waryńskim. W dużej mierze z sentymentu, pracował tu ojciec i inni członkowie rodziny. Wielu pracowników jest w ten sposób związanych z Waryńskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki