Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Bulicki: Pobili mnie policjanci

Redakcja
Pan Waldemar twierdzi, że został sprowokowany, a następnie pobity przez policjantów z komendy w Przasnyszu podczas rutynowej kontroli drogowej

Waldemar Bulicki mieszka w Bartnikach. Jest rolnikiem, ma żonę i czworo dzieci. Do zdarzenia, o którym sam nam opowiedział, doszło 15 sierpnia, około południa. Wraz z 86-letnią matką i 73-letnią ciotką oraz siedmioletnim synkiem wracał z kościoła samochodem. Przy komendzie straży pożarnej w Przasnyszu został zatrzymany do kontroli przez policjantów ruchu drogowego. Pan Waldemar tak przedstawia przebieg kontroli.

- Zatrzymałem samochód przy drodze. Podszedł policjant, przedstawił się. Zapytałem czy zgasić silnik. Pan policjant odparł, że tak. Następnie zapytałem czy wyjść z samochodu. Policjant znowu powiedział, że tak, więc wysiadłem, obszedłem samochód i stanąłem przy radiowozie. Dałem dokumenty - opowiada. - Okazało się, że nie popełniłem żadnego wykroczenia, zatrzymano mnie bez żadnej przyczyny. Następnie panowie policjanci stwierdzili, że mam dmuchnąć w alkomat. Odmówiłem - przyznaje Bulicki. Kiedy pytam dlaczego odmówił, mówi, że policjanci nie mieli prawa zmusić go do kontroli trzeźwości. - Powiedziałem im, że nie ma takiej możliwości, że wracam z rodziną z kościoła, nic złego nie zrobiłem, nie wyglądam na pijanego i nie mają powodów, żeby mnie badać. Kiedy drugi raz się nie zgodziłem, zaproponowali przejazd na komendę. Zgodziłem się. Jeden z policjantów powiedział, że zakują mnie w kajdanki. Poprosiłem, żeby tego nie robili, ale wtedy jeden do drugiego krzyknął: "bierzemy go" i się zaczęło.

- Jeden policjant podszedł z tyłu, wykręcając mi rękę, drugi z przodu. Broniłem się. Powalili mnie na ziemię, ale zdołałem się wyrwać. Przyznaję, że się broniłem i szarpałem. Powalili mnie drugi raz i poddusili tak, że myślałem, że wyzionę ducha. Wtedy przybiegł dyspozytor z komendy straży i pomógł policjantom, a to ja wołałem pomocy. Przytrzymał mi głowę i wtedy mnie zakuli - kontynuuje Waldemar Bulicki. W tym czasie przyjechał drugi radiowóz policji. Pan Waldemar został przewieziony najpierw na komendę, a następnie do szpitala, gdzie miał mieć pobraną krew do zbadania trzeźwości.

"0" alkoholu
- Zapytałem doktora czy może mi na siłę pobrać krew. Kiedy powiedział, że tak, stwierdziłem, że wolę dmuchnąć, bo jeszcze by mi coś do próbki krwi dodali - snuje teorię spiskową pan Waldemar. Badanie alkomatu pokazało wynik "0"
- Poprosiłem o jeszcze jedno badanie na komendzie, ale z potwierdzeniem, bo pierwsze badanie było bez druczku. Poprosiłem, żeby badanie wykonano przy komendancie, by nie było żadnych wątpliwości. Komendantów nie było, ale przyszedł jakiś naczelnik. Na tym w zasadzie sprawa się zakończyła.
Policjanci odwieźli pana Waldemara do jego samochodu i polecili mu go przestawić, ponieważ częściowo stał na drodze.
- Byłem roztrzęsiony, więc jak miałem wsiąść do samochodu. A policjanci postraszyli mnie, że na mój koszt auto zostanie sholowane z drogi.

Pan Waldemar zrobił obdukcję w szpitalu. Na zaświadczeniu czytamy, że miał liczne otarcia skóry twarzy, obrzęk szyi, przedramienia prawego i V palca lewej ręki oraz wylew w lewym oku. Oprócz tego, efektem zajścia jest zniszczony garnitur i zniszczony zegarek, a także, jak twierdzi pan Waldemar, wgniecenie na masce jego samochodu, które nastąpiło w czasie próby skucia.
Zupełnie inaczej przedstawiają to wydarzenie policjanci. Twierdzą, że to pan Bulicki ich zaatakował.
- W czwartek, 15 sierpnia, trwała akcja "Bezpieczny weekend". Każdy kontrolowany na drodze kierowca był badany na obecność alkoholu, więc to, że policjanci chcieli zbadać Waldemara Bulickiego nie było czymś dziwnym. Nie musieli mieć do tego żadnych podstaw. Była to rutynowa kontrola. W momencie kiedy policjanci chcieli wyciągnąć alkomat, zaczęła się szarpanina i to pan Bulicki zaatakował policjantów. Jeden z nich ma rozcięcie na twarzy oraz inne obrażenia. Aby unieruchomić napastnika, wyciągnęli kajdanki. Sprawę wyjaśni prokuratura. Są świadkowie zdarzenia, którzy potwierdzają, że atak rozpoczął pan Bulicki. Jest nam zresztą znany, ponieważ jest dosyć konfliktową osobą. Policjanci złożyli doniesienie o znieważeniu. Wiemy, że skargę złożył także pan Bulicki - powiedział nam komendant policji w Przasnyszu, Zbigniew Listwon.

Jak nas w poniedziałek rano poinformowała Krystyna Bulicka, jej mąż źle się poczuł i od soboty przebywa w szpitalu. Skarżył się na dolegliwości z powodu obrzęku szyi, duszności i złe samopoczucie. Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki