Pątnicy w niedzielę mieli do pokonania najdłuższy odcinek w swojej rowerowej pielgrzymce. Organizatorzy zaplanowali dla nich nocleg dopiero po przejechaniu Wisły i ponad 120 kilometrów, w Górze Kalwarii. Swoją pątniczą jazdę zaczęli od porannej Mszy świętej w ostrowskim kościele pw. Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny. Po napełnieniu bidonów, pożegnaniu się z najbliższymi, błogosławieństwie otrzymanym od księdza dziekana Edmunda Chmielewskiego i tradycyjnym wspólnym zdjęciu na schodach wikariatu, tuż przed godziną 9:00 wyjechali żegnani przez rodziny i mieszkańców Ostrowi.
- Trasa naszej pielgrzymki jest bardzo urozmaicona - mówił nam tuż przed wyjazdem ksiądz Robert Sulich, jeden z organizatorów pielgrzymki, przewodnik grupy ostrołęckiej. - Na początku jest dość płasko, ale potem czekają nas niewielkie wzniesienia i góry, gdyż trasa nasza prowadzić będzie dwa dni po Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. Zapewne zmęczą się tam najsilniejsi, a najsłabsi będą mieli spore problemy. Zmęczenie takie jest wkalkulowane w pielgrzymkowy trud.
Pielgrzymka rowerowa ma inny charakter, niż tradycyjna piesza. Tutaj każdy modli się sam podczas pokonywania kolejnych kilometrów drogi. Wspólne modlitwy są na początku i końcu każdego dnia. Do takiej pielgrzymki trzeba się też odpowiednio przygotować. Trzeba zadbać zarówno o swoją kondycję, jak i sprzęt, na którym się będzie jechało.
- W tym roku na pielgrzymkę postanowiłem jechać z żoną - mówił nam Wojciech Saniewski z Małkini. - Ja jadę już po raz czwarty, a żona pierwszy. Przed wyjazdem bardzo mocno obydwoje trenowaliśmy. Warunek uczestnictwa, jaki sobie postawiliśmy, to było przejechanie w przeciągu ostatnich 30 dni tysiąc kilometrów ze średnią prędkością 20 km/h. Żona warunek ten prawie spełniła. Najbardziej obawia się górek, ale myślę, że mocny trening, jaki wykonała i te płaskie pierwsze kilometry na pielgrzymce, jakie mamy przed sobą, zrobią swoje, i górki nie będą takie straszne.
Jazda rowerem w kilkudziesięcioosobowej grupie wymaga wielu umiejętności i ciągłej koncentracji. Już po kilkunastu pierwszych kilometrach zdarzyła się pierwsza kolizja. Jeden z młodszych pielgrzymów miał upadek, po którym reszta zaczęła jechać jeszcze bardziej uważnie, niż dotychczas. Przed nimi jeszcze przecież setki kilometrów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?