Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W naszej pracy najważniejsze jest zaufanie

A. Rusinek
Marek Bronowicz zawsze lubił zwykłą policyjną robotę
Marek Bronowicz zawsze lubił zwykłą policyjną robotę A. Rusinek
Rozmawiamy z młodszym inspektorem Markiem Bronowiczem, zastępcą powiatowego komendanta policji w Makowie Mazowieckim. Mł. insp. Bronowicz po 30 latach służby odszedł na emeryturę.

Policjanci powiedzieli mi, że komendant Bronowicz zna powiat makowski jak nikt inny. Czy jest tak rzeczywiście?
- Rzeczywiście znam teren dosyć dobrze. Przepracowałem w policji trzydzieści lat, w tym ćwierć wieku w powiecie makowskim. Pracowałem w komisariacie w Krasnosielcu i Płoniawach, od siedemnastu lat tutaj, w komendzie z racji funkcji nadzorowałem pracę kolegów, co wiązało się z częstymi wyjazdami w teren. Ciągle poznawałem nowe miejsca i nowych ludzi.
Jak Pan trafił do policji? Z wyboru czy z braku innych pomysłów i perspektyw.
- Policjantem chciałem być od dziecka. Zresztą każdy mały chłopak chce być policjantem. Ja po prostu z tego nie wyrosłem. Kiedy Stanisław Bukowski, nasz wychowawca w liceum, w maturalnej klasie spytał o nasze plany na dalszą życiową drogę, zdecydowanie odpowiedziałem, że chcę pracować w milicji, bo wtedy jeszcze była milicja obywatelska. Jednak zaraz po maturze podjąłem pracę w Zakładach Mechanicznych Ursus i cztery lata przepracowałem w Czechosłowacji. Do milicji trafiłem w 1976 roku. Podjąłem pracę w służbach patrolowych komendy miejskiej w Gdańsku. Przez dwa lata uczyłem się roboty na ulicy. W 1978 roku przeniosłem się bliżej domu, do Komendy Wojewódzkiej w Ostrołęce. Stąd skierowano mnie do posterunku milicji w Chorzelach. Jednocześnie podjąłem studia w Wyższej Szkole Oficerskiej w Szczytnie. Studia były trzyletnie. Ja skończyłem je po ośmiu latach, bowiem z powodów osobistych pięć lat korzystałem z urlopu dziekańskiego. W tym czasie pracowałem na posterunku w Krasnosielcu, gdzie komendantem był młody wówczas porucznik Ryszard Groszyk, dziś już emerytowany policjant, którego syn pracuje teraz w naszej komendzie. Potem od 1982 do 1985 roku byłem komendantem posterunku w Płoniawach. W 1985 roku wznowiłem studia i po promocji, już jako oficer milicji podjąłem pracę w makowskiej komendzie. Najpierw w sekcji prewencji, a po roku zostałem kierownikiem referatu kryminalnego. Z tego referatu już nikt dzisiaj nie pracuje. Pod koniec lat 80. komendant Czesław Parzuchowski zaproponował mi funkcję swego zastępcy. Na tym stanowisku dotrwałem do dziś.
Bez żalu, że było to przez tyle lat stanowisko zastępcy, a nie komendanta?
- Bez najmniejszego żalu. Zawsze lubiłem zwykłą robotę policyjną bardziej niż administrowanie. Pociągała mnie praca z ludźmi, tropienie mniejszych czy większych zdarzeń, rozwiązywanie zagadek. Zresztą sam stanowiska sobie wybierać nie mogłem, ale widocznie przełożeni także widzieli mnie w tej właśnie pracy i tej funkcji.
Czy może Pan z perspektywy trzydziestu lat służby porównać, jak zmieniała się praca policji w zetknięciu ze zmieniającą się też rzeczywistością?
- Procesy dochodzenia do sprawcy w zasadzie się nie zmieniły, ale dzisiaj metody są bardziej nowoczesne. Policjanci mają też większe możliwości - techniczne, prawne, ustawowe. Dawniej nie było nawet ustawy o policji, która reguluje wiele ważnych spraw związanych z naszą pracą. Zmienił się także charakter przestępczości. Dawniej przestępczość była, można rzec, bardziej prymitywna, nie tak zorganizowana jak dzisiaj. I nie tak wyrafinowana, brutalna. Zdarzały się raczej incydenty, czasami nawet groźne, ale przecież nie było broni w codziennym użytku, tak jak mamy to dzisiaj. Nie było rozbojów na drogach z bronią w ręku, jakie dosyć często notowaliśmy w połowie lat 90., kiedy przez otwarte granice przestępczość wlewała się do nas i od wschodu, i od zachodu. Pojawiła się narkomania, kradzieże samochodów, przestępstwa gospodarcze. Nowe przestępstwa, które wyznaczyły nową jakość pracy. Musieliśmy uczyć się tych nowych problemów, nowych metod ich rozpoznawania i zwalczania tego rodzaju przestępczości. Dawniej łatwiej było być policjantem.
A czy zdaniem Pana zmieniła się pozycja milicjanta-policjanta w społeczeństwie i wasz stosunek do społeczeństwa?
- W milicji obok normalnych służb, działały, jak wiadomo także inne, tajne służby. Choć działały "na tyłach" i jakby w ukryciu, wszyscy mieli świadomość ich istnienia, co bardzo rzutowało na ogólny wizerunek milicji, która zresztą kojarzyła się z reżimowym systemem. Stąd nie najlepiej była ona postrzegana przez społeczeństwo. Dziś policja nastawiona jest na jak najszerszą współpracę ze społeczeństwem, choćby poprzez działania prewencyjne, profilaktyczne. Ale prestiż policjanta zależy zawsze od konkretnego człowieka. Jeżeli jest to człowiek mądry i uczciwy w kontaktach z ludźmi, zawsze może liczyć na ich pomoc. Zawsze może łatwiej zdobyć informacje, które są podstawą naszej pracy. I nie chodzi tu o donosicielstwo, ale o kształtowanie społecznej współodpowiedzialności. W pracy policjanta, całej policji ogromne znaczenie ma zaufanie społeczne. Każdy z nas całą służbą, każdego dnia powinien je na własny użytek i dla wspólnego pożytku budować.
Przez te 25 lat na pewno wiele zmieniło się także w makowskiej komendzie.
- Wszystko się zmieniło. Z wyjątkiem samego budynku, w którym tkwimy od 1945 roku. Ale życie w tym starym poniemieckim budynku jest zupełnie inne. Komenda bardzo się odmłodziła. Pracuje tu dzisiaj wielu młodych, wykształconych ludzi, którzy wnoszą dużo inwencji do pracy i wykonują ją z dużym zaangażowaniem.
Czego chciałby Pan życzyć tym młodszym kolegom?
- Żeby zawsze mieli dobro człowieka na uwadze. A także uporu, wytrwałości, uczciwości, której nigdy za wiele. Dużo samozaparcia w ciągłym kształceniu się, bo to dzisiaj niezbędne. Policjantom z ulicy - dobrych kontaktów ze społeczeństwem, bo to oni przez te kontakty kształtują przede wszystkim ogólny wizerunek policji.
Choć był Pan zastępcą komendanta, bardzo rzadko widywało się Pana w mundurze. Nie lubi Pan munduru?
- Bardzo lubię! Ja kocham ten mundur, bo związany z nim byłem przez całe życie. Ale jest taka zasada, że komendant nadzorujący sekcję kryminalną, podobnie jak policjanci z tej sekcji chodzi raczej w cywilu.
Co się stanie teraz z mundurem?
- Zawiśnie na honorowym miejscu w szafie.
Czy Pana odejście na emeryturę było zupełnie dobrowolne, czy też jakoś wymuszone?
- Odchodzę z własnej, nieprzymuszonej woli. Tak sobie zaplanowałem: 17 kwietnia kończę 30 lat pracy i odchodzę na emeryturę.
Sił chyba Panu nie zabrakło?
- Sił mam pod dostatkiem, ale chcę je właśnie jeszcze zachować na inne sprawy, na życie rodzinne, na swoje pasje - ogrody i rzeźbiarstwo. W policji czuję się spełniony. Resztę życia chcę wykorzystać na inne spełnienia, bez których życie wydawałoby mi się połowiczne. Bardzo dobrze wspominam te trzydzieści lat służby. I najlepiej jest odejść z takimi dobrymi wspomnieniami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki