Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener złotego medalisty mistrzostw świata w rzucie młotem, Szymon Ziółkowski: Fajdek chce być lepszy od Bubki i jest na dobrej drodze

redakcja
Adam Warżawa/PAP
Paweł Fajdek został w Eugene po raz piąty w swojej karierze mistrzem świata w rzucie młotem. Srebro zdobył Wojciech Nowicki. - Paweł chce być lepszy od Bubki w liczbie tytułów mistrza świata i jest na dobrej drodze - powiedział po konkursie trener złotego medalisty Szymon Ziółkowski.

Fajdek wyszedł w finale na prowadzenie w trzeciej serii, gdy rzucił młot na odległość 81,98 m. To najlepszy rezultat w historii jego startów w mistrzostwach świata i najlepszy wynik w tym sezonie. Na półmetku rywalizacji drugie miejsce zajmował Nowicki, który w drugiej próbie uzyskał 81,03 m. Polacy nie poprawili swoich wyników w czwartej, piątej i szóstej serii. Wygrali dubletem.

Fajdek piąty raz z rzędu został mistrzem świata. Rekordzista Polski triumfował również w Moskwie (2013), Pekinie (2015), Londynie (2017) i Dausze (2019).

- Paweł uwielbia mistrzostwa świata, jak widać. To impreza zgoła odmienna niż igrzyska olimpijskie. Mam jednak nadzieję, że po brązie w Tokio i to się trochę odmieni i w Paryżu będzie on już innym człowiekiem. Na razie czuje się dobrze. Teraz chwila ekscytacji związana ze złotym medalem i wracamy do roboty, bo za chwilę mistrzostwa Europy - ocenił występ swojego podopiecznego Ziółkowski, mistrz olimpijski z Sydney (2000) i mistrz świata z Edmonton (2001).

Fajdek jako młody zawodnik jeździł na ważne imprezy i mieszkał z takimi tuzami polskiej lekkoatletyki jak właśnie Ziółkowski, Tomasz Majewski czy Piotr Małachowski.

- Nie miał lekkiego życia. Trafił na starą gwardię - żartował w Eugene Ziółkowski. - To go trochę sportowo ukształtowało, zahartował się. Chociaż sam wspomina tamte czasy, jako lepszy okres niż teraz, jeżeli chodzi o mentalność sportowców - przyznał trener.

Powiedział, że to teraz Fajdek jest tym starszym, który przygarnia pod skrzydła. Ziółkowski, oceniając przemianę Fajdka w ostatnim czasie podkreślił, że zdał on sobie sprawę z konieczności pomocy sobie w sporcie.

- Bo nie wystarczy do sukcesów bycie Pawłem Fajdkiem - wyjaśnił.

- Lekkim zdziwieniem dla wszystkich, nawet naszej reprezentacji, było to, że przez tydzień w USA to Paweł codziennie był pierwszym gościem na śniadaniu. Często przed otwarciem stołówki. Jak widać, nie jest to wielkim problemem, jeżeli racjonalnie przedstawi się racje z tym związane. Tutaj mieliśmy konkurs rano - eliminacje i finał, więc żyjemy czasem w połowie polskim. Jesteśmy przestawieni o cztery godziny, a nie dziewięć - dodał popularny "Ziółek".

Zdaniem Ziółkowskiego, w finałowym konkursie w Eugene realne było posłanie młota przez Fajdka na odległość 83 metrów, a nawet myślenie o rekordzie Polski (83,93).

- Bardzo życzyłem sobie, aby poprawił rekord mistrzostw świata, aby zabrać wreszcie go z dopingowych rąk do Polski. Dziś się nie udało. Poprawka w przyszłym roku w Budapeszcie - powiedział Ziółkowski.

Mówił o tym, że w Polsce wielka porażka i wielki sukces mają podobną liczbę wrogów.

- Na Pawle w tym roku wielokrotnie wieszano psy. Mówiono, że jest nieregularny i na pewno nie wstanie rano na konkurs. A jemu taka przygoda, jak w Rio de Janeiro, zdarzyła się raz w życiu. Łatka jednak została przypięta w mocny sposób. Paweł chciał być zawsze lepszy od Siergieja Bubki, który zdobył sześć złotych medali mistrzostw świata, no i jest na dobrej drodze - ocenił szkoleniowiec.

33-letni Fajdek zdobył właśnie swój piąty złoty medal mistrzostw świata i do wyrównania rekordu ukraińskiego tyczkarza Bubki brakuje mu już tylko jednego tytułu.

Pewne rzeczy w jego ocenie pokazują, że "wybitność w Polsce nie jest najmocniej ceniona".

- Jeżeli sąsiad ma dwie krowy, a ja jedną, to chciałbym, żeby mu jedna zdechła, a nie żebym ja miał drugą - zażartował.

Pytany, czy bawi go praca trenera, kategorycznie zaprzeczył.

- Nie lubię tej pracy. Bardzo mnie nie bawi. Już gdy byłem zawodnikiem, to wiedziałem, że praca trenera jest wyjątkowo niewdzięcznym zajęciem. Bycie na trybunie i niemoc wpłynięcia na cokolwiek jest tragiczna. Siedzisz i patrzysz. Możesz wirtualnie zawodnika kopnąć w tyłek - ocenił. Dodał, że adrenalina sportowa z człowieka do końca nie schodzi, więc brnie w to.

- Podoba mi się to, że Paweł zdobywa medale, wygrywa, że jesteśmy najlepsi w tym, co robimy. (...) Będę się wkurzał cały czas, wiadomo. Zrezygnowałem z uprawiania sportu także dlatego, aby trochę posiedzieć w domu. Okazało się, że nie za długo. Jak są sukcesy, to da się to przeżyć i żona też tak nie krzyczy. Dzisiaj się dowiedziałem od niej przed chwilą, że mamy rocznicę ślubu - zakończył Ziółkowski.

(PAP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki