Stacja kolejowa w Treblin-ce nie zniknęła od razu. Najpierw, wiele lat temu, przestały jeździć pociągi na linii kolejowej z Małkini do Siedlec. Później zamknięto - z powodu złego stanu technicznego - most kolejowo-drogowy na Bugu. Wybudowano nowy most, a stary rozebrano. I wreszcie kilka lat temu zapadła decyzja, że na nasypie kolejowym w stronę Sokołowa pobudowana zostanie nowa droga wojewódzka. Zerwano więc tory, a w tym roku ukończono pierwszy, kilkunastokilometrowy odcinek drogi do Kosowa Lackiego.
Po stacji kolejowej w Treblince nie ma więc już śladu. W ostatnich latach, kiedy kolej zwija się w całej Polsce, nie ona jedna zniknęła bezpowrotnie z mapy. Wszystkich żal, ale tej szczególnie. Stacja Treblinka była bowiem ostatnim przystankiem w życiu setek tysięcy ludzi: Żydów i Polaków. Stąd odchodziła bocznica do niemieckich obozów: pracy i zagłady. Długie składy z wagonami bydlęcymi pełnymi ludzi zatrzymywały się na tej stacji, a potem po kilka wagonów przetaczano na teren obozu. To była dla niemieckich ofiar podróż w jedną stronę.
To nie była zwyczajna stacja
Jan Rytel-Skorek z żoną Haliną mieszka w Treblince, niedaleko stacji, której już nie ma.
- Na kolei pracuję od 33 lat - mówi. - Teraz dojeżdżam do Tłuszcza, ale był czas, że miałem pracę tu, na miejscu. Dobrze pamiętam naszą stację. Wiem, że za czasów carskich była większa od tej w Małkini, bo miała obrotnicę do obracania lokomotyw. Dziś nic z tego nie zostało, poza budynkiem stacji, w którym mieszkają rodziny kolejarzy.
Gdy Jan Rytel-Skorek patrzył na drogowców, którzy - budując nową, piękną drogę - zniszczyli to, co jeszcze niedawno było stacją w Treblince, przyszło mu do głowy, żeby przywrócić byłą stację pamięci obecnie żyjących ludzi, ale także przyszłym pokoleniom.
- Stacji odbudować się już nie da, ale na jej miejscu, obok nowo wybudowanej drogi, warto zrobić coś, co by ją przypominało i dzięki czemu pamiętalibyśmy o tym, co tu się działo w czasie II wojny światowej - mówi pan Jan.
Na bocznicy w Tłuszczu, gdzie pracuje, jeszcze niedawno stały dwie stare lokomotywy. To parowozy - „kopciuchy”, które w tamtych latach były na wyposażeniu kolei. Kiedy w marcu tego roku pisał do nowej pani wójt gminy Małkinia Górna w sprawie pomysłu, który mu przyszedł do głowy, jedną z tych lokomotyw przekazano już pobliskiemu technikum kolejowemu. Została jednak jeszcze jedna.
Można byłoby taką lokomotywę pozyskać i umieścić na wysokości dawnej stacji PKP jako symbol rozgrywających się tu ludzkich dramatów - napisał do pani wójt.
- Teraz nie ma także już i tej drugiej, ale przecież gdzieś w Polsce można takie lokomotywy znaleźć, a także ze dwa stare wagony, które przypominałyby tamte wydarzenia - mówi Jan Rytel-Skorek.
Napisali i wystosowali apel
Do Treblinki przyjechali pracownicy urzędu gminy i obejrzeli wszystko na miejscu.
- To nie jest sprawa tylko gminy, dlatego postanowiliśmy wystosować apel w tej sprawie i skierować go do wielu instytucji - mówi Jan Rytel-Skorek. - Pod apelem w czasie ostatnich miesięcy zebraliśmy ponad 500 podpisów.
Podpisali się mieszkańcy Treblinki oraz okolicznych wsi. Jako pierwszy podpisał się ks. Ryszard Zalewski, proboszcz parafii w Prostyni. Apel-wniosek o „odpowiednie wizualne upamiętnienie terenu byłej stacji kolejowej w Treblince” skierowano do: Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, Polskich Kolei Państwowych, PKP Polskich Linii Kolejowych, Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich, Muzeum Regionalnego w Siedlcach, Kurii Diecezjalnej w Drohiczynie, Urzędu Miasta i Gminy w Kosowie Lackim, Urzędu Gminy w Małkini Górnej oraz naszego „Tygodnika” z prośbą, abyśmy byli opiekunem medialnym tych starań.
Autorzy apelu piszą w nim: Bardzo nas cieszą zachodzące zmiany infrastrukturalne obejmujące część gminy Małkinia Górna po lewej stronie Bugu, a w szczególności nowy most drogowy na Bugu na drodze Małkinia-Siedlce i budowa nowej drogi wojewódzkiej Małkinia-Treblinka-Kosów Lacki-Sokołów Podlaski. Martwi nas jednak, że budowa nowej drogi wiąże się z całkowitą likwidacją infrastruktury kolejowej, szczególnie na terenie byłej stacji kolejowej w Treblince. Prowadzi to do zacierania (może nie celowego) i zatarcia w niedalekiej przyszłości wiedzy i symboli tego, czym była ta stacja w czasie II wojny światowej, przy fakcie istnienia w jej pobliżu niemieckich obozów: obozu pracy w latach 1941-1944 (Treblinka I) i obozu zagłady w latach 1942-1943 (Treblinka II). Niektórzy z nas pamiętają jeszcze z własnych przeżyć lub z przerażających opowieści rodziców (często już nieżyjących), że stacja kolejowa w Treblince w latach 1942-1943 dla setek tysięcy osób była ostatnią stacją, ostatnim przystankiem w ostatniej w życiu podróży pociągiem. Pamiętamy perony, tory i duże tablice na wysokich masztach z dużymi napisami „Nigdy więcej wojny” i „Nigdy więcej Treblinki”, których już nie ma. Uważamy, że dla przyszłych pokoleń - nie tylko dla okolicznych mieszkańców i osób podróżujących, które mkną w swoich autach nową drogą - koniecznym jest wizualne upamiętnienie terenu byłej stacji kolejowej w Treblince, dla zachowania i przypomnienia wiedzy o tragicznej historii tego miejsca, także w ramach przestrogi.
Historię przekazywać rzetelnie
- Nam chodzi o zachowanie tamtych czasów w pamięci, a także o to, aby historia tamtych lat była przekazywana rzetelnie - mówi Jan Rytel-Skorek. - Słowo Treblinka kojarzy się ludziom z czymś strasznym, a my tu mieszkamy. Chcemy mieć swój wkład w upamiętnienie miejsc związanych z tym, co tu się stało.
W apelu wspominają o napisach, które po wojnie, przez lata stały na peronach stacji w Treblince jako ostrzeżenie. Gdy likwidowano stację, jeden z mieszkańców sąsiedniego Boreczka zabrał do domu metalowy prostokątny element, na którym są jeszcze ślady liter. Jan Rytel-Skorek odkupił go i uważa, że można będzie go ewentualnie wykorzystać przy rekonstrukcji stacji.
Nie tylko panu Janowi zależy, aby to zrobić. Halinę Rytel-Skorek, jego żonę, od lat pasjonuje historia tego regionu. Jest emerytowaną nauczycielką, ma więcej czasu na zbieranie śladów historii. Spisywała i wciąż spisuje relacje mieszkańców dotyczące m. in. tamtych czasów. Znalazły się one w książce Edwarda Kopówki i ks. Pawła Rytela-Andrianika „Dać im imię na wieki. Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów”. Publikacja była odpowiedzią na „Złote żniwa” Jana Grossa, której autor w jednoznacznie negatywnym świetle przedstawił zachowania mieszkańców Treblinki i okolicznych wsi w czasie wojny.
- Pokazanie, w którym miejscu była ta stacja, to nasz obowiązek - mówi Jan Rytel-Skorek. - To część naszej historii.
Gmina skoordynuje
Przychylna pomysłowi jest wójt gminy Małkinia Górna.
- To bardzo cenna inicjatywa społeczna - mówi wójt Bożena Kordek. - Spotkaliśmy się już roboczo z inicjatorami, skontaktowałam się także z instytucjami, które otrzymały ten apel. Ustaliliśmy, że to gmina będzie koordynować działania w tej sprawie. W najbliższych dniach zorganizuję spotkanie z przedstawicielami inicjatorów i instytucji. Chcę powołać zespół roboczy, który opracuje ostateczną koncepcję upamiętnienia stacji kolejowej w Treblince. Mam nadzieję, że tak się stanie. Myślę też o tym, aby w przyszłym roku zorganizować ogólnopolski bieg, który rozpoczynałby się albo kończył w Treblince.
Teren linii kolejowej, przy której leżała stacja w Treblince, jest obecnie drogą wojewódzką.
- Nie jesteśmy przeciwni temu pomysłowi i niczego nie będziemy blokować - mówi Monika Burdon, rzeczniczka prasowa Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich.
- Musimy jednak najpierw mieć konkretne propozycje. Nie wiemy jeszcze, czy planowane przez autorów apelu upamiętnienie miejsca, w którym znajdowała się stacja kolejowa zostanie zlokalizowane w pasie drogowym. Jeśli tak będzie, to są w tej sprawie określone przepisy dotyczące bezpieczeństwa w ruchu drogowym i będziemy ich po prostu przestrzegać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?