Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To petent miał rację!

mb
Małżeństwo emerytów z Nagoszewki postanowiło kupić samochód w pobliskim komisie. Wybrali kilkuletnią toyotę yaris. Właściciel komisu Jacek B. (imię i inicjał nazwiska zmienione na jego prośbę - przyp. mb) zaproponował im załatwienie korzystnego kredytu. Przystali na to.

Z dokumentami wozu oraz umową kupna auta pojechali do wydziału komunikacji Starostwa Powiatowego w Ostrowi Mazowieckiej (o sprawie pisaliśmy w tekście pt. "Perypetie petenta", TO nr 22).
- Nie zarejestruję auta, bo są niekompletne dokumenty - orzekła urzędniczka.
Jacek B. kupił toyotę yaris od mieszkanki Warszawy, która tuż przed sprzedażą auta przeprowadziła się do innego mieszkania. Aby wszystko było zgodne z prawem wpisali do umowy kupna-sprzedaży aktualny adres zamieszkania (inny niż w dowodzie rejestracyjnym auta), ale właścicielka napisała własnoręcznie, osobne oświadczenie na temat zmiany adresu, które Jacek B. dał nowym właścicielom auta wraz z pozostałymi dokumentami. Urzędniczka ze starostwa stwierdziła, że oświadczenie o zmianie adresu powinno być na specjalnym formularzu, ewentualnie powinien je poświadczyć notariusz.
Kupujący toyotę przyjechali do Jacka B., który najpierw zatelefonował, a potem udał się do wydziału komunikacji. Próba przekonania pracownicy, że nie ma podstaw do odmowy rejestracji nie powiodła się. "Skoro pan nie umie wypełnić dokumentów, to niech pan zamknie firmę!" - tak miała powiedzieć pracownica starostwa Jackowi B., który prowadzi komis od lat i co roku sprzedaje około 350 aut.
Nabywcy toyoty dostali wkrótce ze starostwa decyzję o wszczęciu postępowania w tej sprawie. Tekst o perypetiach petenta ukazuje się w TO 31 maja, a 2 czerwca starosta wydaje decyzję odmawiającą rejestracji samochodu, bo okazuje się, że poprzednia właścicielka auta nie jest zameldowana pod adresem wskazanym w umowie jako miejsce zamieszkania, tylko pod innym.
Wkrótce potem starosta Tadeusz Legacki kieruje do redakcji pismo, w którym zarzuca nam nierzetelność, a o właścicielu komisu pisze, że podczas załatwiania spraw w starostwie zachowywał się agresywnie. W trakcie zbierania materiałów rozmawialiśmy ze starostą. Wtedy był uprzejmy i pełen zrozumienia dla petenta, co zresztą znalazło się w tekście.
Nabywcy toyoty, przy pomocy Jacka B., piszą odwołanie od decyzji starosty i kierują je do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Ostrołęce. Zarzucają decyzji braki formalne (nie napisano na niej, do kogo jest kierowana) oraz kwestionują przyjętą przez starostwo zasadę, że nie można zarejestrować samochodu kupionego od osoby, która w momencie sprzedaży auta nie była nigdzie zameldowana (zameldowała się dopiero w dwa miesiące po sprzedaży samochodu).
11 lipca Kolegium uchyla decyzję i nakazuje staroście zarejestrowanie toyoty. "Organ I instancji nie kwestionuje identyczności osoby zbywającej samochód, a jedynie adres jej zamieszkiwania - napisano w uzasadnieniu. - Ta osoba nadal mieszka w tym samym mieście, lecz przy innej ulicy (...). Nie ulega wątpliwości, iż osoba wymieniona w dowodzie rejestracyjnym i karcie pojazdu istnieje oraz, że ten pojazd sprzedała, a zatem nabywcy działając w dobrej wierze nie mogą ponosić konsekwencji nie wypełnienia przez tę osobę obowiązków wynikających z ustawy o ewidencji ludności i dowodach osobistych".
Po otrzymaniu tej decyzji w wydziale komunikacji bez zwłoki i bez komentarzy zarejestrowano samochód.
- Dla mnie ta sprawa jest bardzo pouczająca - mówi Jacek B. - Mogę powiedzieć, że mam satysfakcję, bo wygrałem z urzędem, który wymagał ode mnie Bóg wie czego. Sprawa ma jednak także wymiar materialny. Przez trzy miesiące z winy urzędników samochód nie mógł być zarejestrowany, w związku z czym poniosłem konkretne straty. Koledzy przedsiębiorcy namawiają mnie, żebym wystąpił do sądu o odszkodowanie. Nie zrobię jednak tego, ponieważ odszkodowanie zostałoby zapłacone z pieniędzy podatników, a ja tego nie chcę. W powiecie jest przecież do zrobienia tyle ważnych inwestycji, na które brakuje pieniędzy. Ponadto sprawa wydaje się błaha i szkoda byłoby, gdyby starosta musiał tracić na to swój cenny czas.
Co czuje starosta po uchyleniu jego decyzji? Czy nadal podtrzymuje swoją opinię na temat swoich urzędników, petenta oraz dziennikarza, który sprawę opisał?
- Pan B. może w tej sytuacji czuć się zdenerwowany i ja to rozumiem - mówi starosta Tadeusz Legacki. - Natomiast dla nas i dla firm, które zajmują się obrotem samochodami, ta decyzja kolegium samorządowego jest bardzo ważna. Kiedy trafi się podobna sprawa, nie będzie już wątpliwości. Nasi urzędnicy byli dociekliwi i mieli wątpliwości, ale zanim podjęliśmy decyzję o odmowie rejestracji, zwracaliśmy się do instancji wyższego rzędu. Niestety, nie zajęły od razu stanowiska w tej sprawie. Mogę tylko wyrazić ubolewanie, że proces rejestracji w tym wypadku wydłużył się. Panu B. należą się przeprosiny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki