Tak wygląda największe gospodarstwo w gminie Małkinia Górna [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Mieczysław Bubrzycki

Tak wygląda największe gospodarstwo w gminie Małkinia Górna [ZDJĘCIA]

Mieczysław Bubrzycki

Gospodarstwo Grodków właśnie zdobyło tytuł Gospodarstwa Roku w konkursie Spomleku.

Po raz pierwszy w gospodarstwie państwa Grodków w Glinie byliśmy kilkanaście lat temu. Zaprosiła nas spółdzielnia mleczarska Spomlek z Radzynia Podlaskiego, aby pokazać nową, wybudowaną w niespełna rok, oborę w gospodarstwie młodego rolnika.

Inwestycja za miliony

- To było w 2004 roku, miałem wtedy 26 lat - wspomina Adam Grodek. - Rok wcześniej przejąłem gospodarstwo od rodziców i podjąłem odważną decyzję o budowie nowej obory. Na szczęście Spomlek udzielił nieoprocentowanego kredytu, pomógł także w zakupie jałówek. Niedługo po wybudowaniu nowej obory, miałem już 130 sztuk bydła, czyli o 100 więcej niż poprzednio. Z miesiąca na miesiąc produkcja mleka wzrosła czterokrotnie.

Nowa inwestycja kosztowała ponad 2 mln zł, z czego ponad 800 tys. zł w kredycie. Ostatnie raty Grodkowie spłacą w przyszłym roku.

- Wtedy poczuję dużą ulgę - mówi z uśmiechem pan Adam.

Od dziecka chciał być rolnikiem

Kiedy był w czwartej klasie podstawówki, jeździł już traktorem, bo nie wyobrażał sobie życia poza rodzinnym gospodarstwem. Skończył technikum mechanizacji rolnictwa w Lubiejewie, potem rozpoczął studia. W Glinie, ale także w najbliższych wsiach, nie było wtedy ani jednej nowoczesnej obory.

- W szkole miałem sporo kolegów spod Andrzejewa, gdzie są lepsze ziemie i takie obory już tam były - wspomina Adam Grodek. - Oglądałem je i też podobną chciałem mieć w swoim gospodarstwie.

W 2000 roku ożenił się. Najpierw przez cztery lata jeździł do Kalinowa - Parceli, gdzie mieszkała Ania. Po ślubie zamieszkali w Glinie, a w 2003 roku Jan Grodek, ojciec Adama, przekazał im gospodarstwo. Wiedział, że syn szybko będzie się rozwijał.

- Ojciec był niezłym gospodarzem jak na tamte czasy - mówi Adam Grodek. - Wówczas takich rolników jak on było jednak więcej, prawie wszyscy oddawali mleko do mleczarni w Ostrowi. Ojciec był zastępcą przewodniczącego rady nadzorczej spółdzielni Ostrowia i z tego tytułu miał też kontakty ze spółdzielnią Spomlek z Radzynia Podlaskiego. Mówił, że to bardzo dobra mleczarnia. I ja, jak tylko przejąłem gospodarstwo, przeniosłem się z mlekiem do Radzynia.

Z Radzynia Podlaskiego do Gliny jest prawie 130 km. Co drugi dzień przyjeżdża stamtąd do gospodarstwa Grodków cysterna i zabiera ponad 3000 litrów mleka. To jedyny dostawca mleka Spomleku w powiecie ostrowskim. Jeszcze niedawno do Spomleku sprzedawało też mleko duże gospodarstwo z gminy Zaręby Kościelne, ale właściciele przenieśli się do Mlekowity.

- Ja nie mam zamiaru zmieniać, bo chwalę sobie mleczarnię, która pomogła mi rozwinąć produkcję, a ponadto zaopatruje mnie w niemal wszystkie środki produkcji, co jest dla mnie dużym udogodnieniem - mówi Adam Grodek.

Ceny, które dostaję za mleko, też są obecnie satysfakcjonujące. Choć był taki okres w roku 2008 i 2009, kiedy były o połowę niższe niż obecnie, ale taka sytuacja była w całym kraju.

To nie krok, tylko skok

Ojciec Adama Grodka miał kilkanaście krów i 35 hektarów ziemi, a pan Adam ma obecnie w nowoczesnej oborze 160 sztuk bydła (w tym 80 krów mlecznych) oraz 150 hektarów ziemi (w tym 100 ha w dzierżawie). W czasach, gdy gospodarzył ojciec, w Glinie było około 100 gospodarstw, a dziś jest tylko jeden liczący się producent mleka (największy w gminie Małkinia Górna) oraz kilku, którzy mają po kilka krów i donoszą po dwie bańki mleka do zbiorczego punktu, skąd zabiera je Polmlek. W Glinie są jednak także trzy duże gospodarstwa ogrodnicze i kilka mniejszych. Jedno z nich, działające od wielu lat, Adam Grodek trochę podglądał, zanim zdecydował się na rozwój własnego gospodarstwa.

- Prowadzone jest z głową, sporo się tam nauczyłem - przyznaje.

To, co zrobił Adam Grodek w 2003 roku, kiedy podjął decyzję o budowie dużej obory, to nie był krok w rozwoju gospodarstwa, ale prawdziwy skok.

- Kiedy przejąłem gospodarstwo, to kukurydzę dla krów dokupowaliśmy i trzeba było ją wozić nawet po 40 kilometrów - wspomina pan Adam. - Teraz jesteśmy samowystarczalni, jeśli chodzi o pasze. Mamy 50 ha traw, 50 ha kukurydzy i 50 ha zbóż. To nie są dobre ziemie, bo takich tu nie ma, dlatego mam oborę ściółkowo-rusztową, z której jest nie tylko gnojówka, ale także obornik. To dobre rozwiązanie, bo muszę mieć nawóz dla mojej słabej ziemi.

Nie bije rekordów

Charakteryzując duże gospodarstwa produkujące mleko, podaje się zazwyczaj liczbę bydła, ale także średnią roczną wydajność od krowy. U Grodków jest to ok. 9300 litrów. To bardzo dużo, ale nie tak wiele, żeby uplasować się w pierwszej dziesiątce rekordowych gospodarstw nie tylko w województwie, ale także w powiecie. Takie rankingi ogłaszane są co roku przez Mazowiecki Związek Hodowców Bydła i Producentów Mleka, do którego Adam Grodek też należy.

- Jeżdżę co roku na spotkania, na których są te podsumowania - mówi pan Adam. - Staram się u siebie tak pracować, żeby mleko było bardzo dobrej jakości. Sam zresztą je piję i bardzo mi smakuje. Nie chcę jednak bić rekordów w swojej oborze i dlatego są u mnie krowy, które mają nawet po 11 lat. Długowieczność i zdrowie krów są dla mnie ważniejsze niż wydajność.

Opowiada o bardzo dużym producencie mleka z Wielkopolski, który kiedyś go odwiedził:

- On ma w oborach 1500 krów, ale kiedy był u mnie, to zazdrościł mi tego, że nie ma u nas takiego pośpiechu, że mamy tu czyste powietrze, a zaraz po drugiej stronie drogi jest piękny las.

Podział ról i uwiązanie

Takie gospodarstwo, jak Grodków, wymaga ciągłej pracy, zajmuje się więc nim cała rodzina. Udój to zajęcia dla pani Ani oraz Janiny Grodek, mamy pana Adama. Główny gospodarz skupia się na karmieniu bydła, doglądaniu go, na sprawach organizacyjnych i wszystkich innych, których nie brakuje w gospodarstwie. Ma na głowie także uprawy i prace polowe. Dodatkowo prowadzi firmę zajmującą się budową wiat i magazynów.

- Jeśli chodzi o uprawy, to w tym roku jest gorzej, bo wiosna się spóźniała, było też mokro - mówi Adam Grodek. - Były spore kłopoty, trochę nerwów, ale także więcej kosztów.

A jeśli chodzi o zajęcia w gospodarstwie, to jest co robić, ale nie ma mowy o jakimś pośpiechu. Nie ma też jednak wolnych dni.

- Najgorsze w gospodarstwie jest właśnie to codzienne uwiązanie - mówi pan Adam.

Tu trzeba wciąż być, nie ma mowy, żeby wyjechać gdzieś chociaż na dzień czy dwa.

Dlatego Anna i Adam Grodkowie bardzo sobie cenią to, co oferuje im spółdzielnia Spomlek, czyli dofinansowanie raz na dwa lata do 14 dni sanatorium w Ciechocinku.

- Byliśmy już z żoną kilka razy, za każdym razem spędziliśmy tam tydzień - mówi pan Adam. - Jeździliśmy zawsze w okresie zimowym, ale to też nie było łatwe. Za każdym razem trzeba było o tym myśleć znacznie wcześniej.

Nie zamieniłby na nic innego

- Lubię gospodarstwo i lubię ziemię - mówi Adam Grodek.

I dlatego nie zamieniłby tego, co robi, na nic innego.

- Pamiętam z dzieciństwa, że praca w gospodarstwie wyglądała inaczej - mówi. - Dziadek Franciszek miał jeszcze konie, ojciec używał już ciągnika, a ja mam cały zestaw nowoczesnych maszyn. Jestem pod tym względem prawie samowystarczalny. Dziadek zmarł ponad 10 lat temu, ale był jeszcze na otwarciu tej nowej obory. Szkoda, że już nie żyje, bo byłbym ciekaw jego doświadczeń z prowadzenia gospodarstwa. Babcia Halina, choć ma już 90 lat, chętnie jeszcze nam pomaga w domu.

Adam Grodek ma dopiero 39 lat, jego rodzice są jeszcze w pełni sił, więc nie musi myśleć o następcy. Ma trzy córki (6-letnią Kasię, 9-letnią Magdę i 15-letnią Kamilę). Z tego, co widzi, najwięcej sprawami gospodarstwa interesuje się Magda. Kamila jest już w gimnazjum, bardzo dobrze się uczy, więc pewnie pójdzie na studia i nie zostanie w domu.

Adam Grodek, inaczej niż jego ojciec, kiedyś będzie musiał pracować z zięciem.

Wrócili dwoma samochodami

Powodem, dla którego odwiedziliśmy gospodarstwo Adama Grodka z Gliny, jest nagroda, którą otrzymał kilka tygodni temu od spółdzielni mleczarskiej Spomlek.

- Od kilku lat mleczarnia prowadzi konkurs na gospodarstwo roku z cennymi nagrodami - mówi Adam Grodek. - Początkowo oceniano wszystkie gospodarstwa, ale zmieniono zasady i od niedawna jest podział na gospodarstwa małe, średnie i duże. Ja zaliczam się do dużych. Kilka razy znalazłem się w pierwszej dwudziestce, ale w pierwszej piątce nigdy.

Konkurs przebiega według regulaminu i o tym, kto zwycięży, decyduje szereg różnych czynników, które są oceniane i punktowane.

- Kiedy dostałem zaproszenie na tegoroczne wręczenie nagród, wiedziałem tylko tyle, że zostałem zakwalifikowany do pierwszej piątki - mówi Adam Grodek. - Do Janowa Podlaskiego, gdzie zorganizowano galę, pojechałem z żoną. Naprawdę nie spodziewałem się głównej nagrody. Po cichu liczyłem na drugie miejsce, za które nagrodą był quad.

Okazało się jednak, że gospodarstwo Adama Grodka zajęło w swej kategorii pierwsze miejsce i następnego dnia wrócili do Gliny dwoma autami: swoim oraz skodą rapid, którą dostali za pierwsze miejsce.

- Trudno było w to uwierzyć - mówi Adam Grodek.

Tak się składa, że mieliśmy do tej pory jedno auto, teraz więc żona ma swoje, a ja jeżdżę tą nową skodą. Na razie spisuje się bez zarzutu.

Mieczysław Bubrzycki

Pracuję w Tygodniku od 38 lat. Wciąż zajmuję się sprawami lokalnymi, ostatnio - od kilkunastu lat - jestem redaktorem Tygodnika w Ostrowi, ukazującego się w powiecie ostrowskim. Wcześniej w redakcji zajmowałem różne funkcje, byłem m.in. sekretarzem redakcji, kierownikiem działu, teraz jestem redaktorem. Zawsze jednak byłem praktykującym dziennikarzem. I niech tak już pozostanie do mojej niedalekiej emerytury.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.