Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicę zabrał do grobu. Ta historia wstrząsnęła wszystkimi

(ar)
A. Rusinek
"Kocham was bardzo. Ale mam problem. To nie przez dziewczynę."

Tej mniej więcej treści esemesa otrzymała Ewelina, siostra Roberta. Bliźniaczka. Zanim go rano odebrała, ich matka znalazła syna w stodole. Już nie żył. Robert w lipcu skończył osiemnaście lat. W środę był, jak zwykle, w szkole. W czwartek rano był martwy. Wszyscy, którzy go znali, przeżyli szok.

Dobry uczeń, zachowanie bez zarzutu, poukładany - słyszę od zaaferowanych nauczycieli. Koleżeński, pogodny, lubiany, żadnych nałogów - koledzy z klasy nie mogą uwierzyć, w to co zrobił. Dzień wcześniej żartowaliśmy sobie z różnych rzeczy przed komputerem. Jak on mógł mnie tak skrzywdzić - płacze ojciec.

Mnie ukarał najbardziej.

Z rodzicami Roberta rozmawiam dzień po jego pogrzebie. Wkręceni już w kierat codziennej roboty. W gospodarstwie nawet śmiertelny ból nie daje zwolnienia od obowiązków. A może one właśnie stanowią ucieczkę od tragicznej rozpaczy. Ojciec Roberta ciężko wysiada z ciągnika.

- Wczoraj dowiedziałem się cokolwiek, na temat tego co Robertem targnęło. Nigdy tego nie zdradzę. Ale w jednym mi ulżyło. Że nie muszę siebie za wszystko winić - mówi. - Chciałem być dobrym ojcem. Co chciał, to miał, choć bez przesady. Chciał mieć skuter, miał skuter. Zrobił w lecie prawo jazdy, na osiemnaste urodziny kupiłem mu skodę. Nie dla szpanu, ale żeby razem z siostrami do szkoły mieli łatwiej jeździć, do Makowa. Telefon komórkowy, komputer. Wszystko -ojciec wymienia materialne atrybuty dzisiejszego dobrobytu. Ale podkreśla to, co znacznie ważniejsze:

- Byłem z niego dumny. I starałem się z nim o wszystkim rozmawiać. Rzadko który ojciec, zwłaszcza na wsi, mówi synowi że go kocha. Ja Robertowi powtarzałem wciąż, że jest dla mnie najważniejszy. Trzy córki bardzo kocham, ale one lgną raczej do matki. A między synem i ojcem jest zupełnie inna relacja. Mnie ona wydawała się bardzo dobra. Uważałem, że jestem dla niego kumplem, a on dla mnie kolegą. Ciężkie jest dla mnie do zrozumienia, dlaczego mnie tak ukarał - płacze znów mężczyzna. - Bo on mnie ukarał najbardziej.

Matka załamuje tylko przy stole ręce. Na płacz nie starcza już łez. Mówi, że Robert bardzo dobry był.
- Ale nie zawsze wszystko do końca mówił - dodaje.
- A dzieci nie powinny mieć żadnych tajemnic przed rodzicami - dopowiada ojciec. - Rodzice też byli młodzi. Uczyli się na własnych błędach, przed którymi chcieliby uchronić dzieci. One jednak uważają, że są mądrzejsze. Nie są - mimo komputerów i innego świata. Mają takie same przeżycia i problemy jak my w młodości - zapewnia ojciec Roberta. I ma wiele racji.

Dyrekcja Zespołu Szkół im. Armii Krajowej w Makowie Mazowieckim o tragedii została powiadomiona też w czwartek rano, przez policję. Tak jak w dwóch wcześniejszych przypadkach. Robert jest trzecim uczniem tej szkoły, który targnął się na życie. W ciągu trzynastu ostatnich miesięcy. To bardzo ponura szkolna statystyka samobójcza.
Za każdym razem dyrektorzy i nauczyciele wydają się coraz bardziej zszokowani. Robert w ogóle przez dwa lata - był od września uczniem trzeciej klasy - nie absorbował ich uwagi.
- Był dobrym uczniem, żadnych problemów wychowawczych. Koleżeński, grzeczny, poukładany - mówi pedagog Anna Szmagała.

Więcej na ten temat przeczytasz w papierowym wydaniu Tygodnika w Makowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki