Strajk nauczycieli. Chodzi tylko o pieniądze?

Jeśli przedstawiciele rządu nie dojdą do porozumienia ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, 8 kwietnia w większości polskich szkół i przedszkoli rozpocznie się strajk.

25 marca zakończyło się referendum, którego uczestnicy odpowiadali na pytanie zredagowane przez szefów ZNP. Zdecydowana większość nauczycieli opowiedziała się za strajkiem. Pytanie jest tak sugestywne (w skrócie: Czy wobec niewywiązania się rządu z zapowiedzi podwyżek jesteś za strajkiem?), że gdybym był nauczycielem i gdybym zdecydował się na udział w referendum, to - aby nie wejść w konflikt z własnym rozumem - głosowałbym za strajkiem. Pytanie dotyczy tylko podwyżek płac, co - moim zdaniem, ale także zdaniem wielu nauczycieli - jest poważnym spłyceniem problemów, z jakimi borykają się pracownicy polskiej oświaty. Wiem o tym od córki, która od wielu lat jest nauczycielką. Dla niej i dla jej wielu koleżanek i kolegów płaca nie jest najważniejszym problemem w ich pracy, choć oczywiście chcieliby zarabiać więcej. Bo kto, bądźmy szczerzy, nie chce mieć więcej pieniędzy?

Problemów jest więc wiele, ale Związek Nauczycielstwa Polskiego wyeksponował w pytaniu referendalnym podwyżki płac, czym - jak sądzę - zrobił niedźwiedzią przysługę środowisku oświatowemu. Nauczyciele nie żyją w próżni, to - jak mi się wydaje - największa grupa zawodowa w kraju i każdy z nas na wczesnym etapie życia miał z nauczycielami dość dużo do czynienia. Potem ma z nimi kontakt jako rodzic albo dziadek ucznia. W związku z tym każdy ma swoją opinię na ich temat. Opinie, jak to opinie, są subiektywne. Każda oparta jest o konkretne doświadczenia, albo o opinie innych. Dużo jest wśród nich opinii niepochlebnych, ale także krzywdzących. Mam wrażenie, że akcja protestacyjna ZNP przymnoży nauczycielom opinii negatywnych. Obym się mylił.

Czytaj także: ZNP podało wyniki referendum strajkowego