Anna wracała z pracy po godz. 17. Tą samą drogą co zwykle: ulicami Gorbatowa, Inwalidów Wojennych i 11 Listopada. Ok. 17.30 doszła do ronda u zbiegu ulic 11 Listopada, Witosa, Steyera. Ruch tam zwykle spory, trzeba bardzo uważać. Weszła na pasy. Nagle zza ronda wyłonił się samochód osobowy. Kierowca nie zdążył wyhamować - uderzył w Annę. To było 8 stycznia 2013 roku.
- Byłam na środku przejścia, uderzenie odrzuciło mnie od samochodu. Spadłam na asfalt i uderzyłam głową - opowiada o wydarzeniach, z których nadal trudno jej się otrząsnąć. - Całe szczęście, że nie wpadłam na krawężnik.
Anna trafiła do ostrołęckiego szpitala. Spędziła tam cztery dni. Na szczęście obrażenia nie zagrażały jej życiu. Głowa była cała - skończyło się tylko szwem, za to noga wymagała rehabilitacji.
- Sześć tygodni miałam nogę w szynie, potem była rehabilitacja. W sumie sześć miesięcy trwał mój powrót do sprawności. I do dzisiaj chodzę do ortopedy, bo kuleję trochę i czasem mnie ta noga boli. Ale w sumie miałam dużo szczęścia - podkreśla. - Często wypadki kończą się gorzej…
Kiedy Anna leżała w szpitalu, jednym z pierwszych odwiedzających ją był… przedstawiciel firmy, która pomaga w uzyskaniu odszkodowania.
- Szczerze mówiąc, byłam zdziwiona jego wizytą - opowiada kobieta. - Tym bardziej, że wtedy panowała grypa i w szpitalu był zakaz odwiedzin. Proponował, żeby zawrzeć umowę i że wywalczy dla mnie wielkie pieniądze.
Po wizytach fachowców od odszkodowań Anna zdecydowała, że będzie ubiegać się o odszkodowanie. Sama jednak znalazła osobę, z usług której zamierzała skorzystać.
I wspólnie zaczęli bój z towarzystwem ubezpieczeniowym, w którym polisę miał sprawca wypadku.
15 marca Anna dostała decyzję wypłaty odszkodowania w wysokości.... 500 zł. "Za doznany ból i cierpienie". Był jednak w owej decyzji zapis, że "całość roszczeń zostanie rozpatrzona po przedłożeniu wyniku dochodzeń karnych".
- Znajomi się śmiali, że to na leki nawet nie starczy - mówi Anna, która już wtedy obiecała sobie, że nie odpuści.
W maju pełnomocnik kobiety wywalczył od towarzystwa ubezpieczeniowego 2 tys. zł.
- I zdecydowaliśmy, że składamy pozew do sądu, z żądaniem wypłaty 10 tys. zł tytułem zadośćuczynienia - wspomina kobieta.
Towarzystwo ubezpieczeniowe oczywiście, w odpowiedzi na pozew, wniosło o oddalenie powództwa w całości. W uzasadnieniu prawnicy napisali m.in., że uszczerbek na zdrowiu poszkodowanej chirurg ustalił na poziomie 3 procent, że na zdjęciu RTG stawu kolanowego nie było zmian pourazowych. Uznali, że "wypłacona powódce kwota jest kwotą adekwatną do doznanego przez nią cierpienia i krzywdy".
- Z tym nie zgodził się mój pełnomocnik. Dopytał tylko, czy walczymy do końca. Powiedziałam, że tak. Niech się dzieje wola nieba… No i wygraliśmy - cieszy się.
Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?